Madonna i Murzyni

Odkąd dr Janusz Kochanowski objął urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, miałem mieszane uczucia. Pan Kochanowski, do którego początkowo odnosiłem się niechętnie, zyskiwał czasem moją sympatię, ponieważ umiał zająć stanowisko zgodnie z powagą swojego urzędu nawet wówczas, gdy kłóciło się ono z jego osobistymi poglądami. Jednak po dzisiejszej rozmowie z Moniką Olejnik w porannym programie Radia Zet, której wysłuchałem w drodze do pracy, uważam, że powinien się on bezwzględnie i jak najszybciej podać do dymisji.
Pan rzecznik z jednej strony uważa się za reprezentanta wszystkich i każdego z osobna, a z drugiej wykazał się w tej rozmowie całkowitym brakiem taktu i dobrego smaku, a społeczeństwo podzielił na tych, których uczuć ma obowiązek bronić, nawet jeśli zupełnie sobie uroją, że ktoś je zranił, oraz na tych, którzy mogą być bezkarnie obrażani.
Najpierw – przyparty do muru przez gwiazdę naszego dziennikarstwa – przyznał, że chociaż nie był nigdy na koncercie Madonny i nie ma zamiaru śledzić jej tournée po Europie, a czytanie doniesień prasowych na ten temat jest dla niego „za trudne”, gotów jest bronić stanowiska religijnych fundamentalistów, którzy chcą zabronić Madonnie występu w Polsce w dniu jej urodzin. Nie bardzo rozumiem, czemu miał służyć przytoczony przez niego przykład krajów muzułmańskich i Izraela, bo z logiki wypowiedzi wynikałoby, że religia w Polsce powinna mieć – zdaniem rzecznika – równą rangę, jak w Republice Islamskiej Iranu, dla przykładu. Ciekawe tylko, czemu religią tą ma być katolicyzm, a nie szyityzm czy judaizm. W występie Madonny dopatrzył się Kochanowski elementów prowokacyjnych, ale obiecał wysłać piosenkarce kosz kwiatów, jeśli podczas koncertu będzie przyzwoicie ubrana, nie będzie elementów religijnych, a koncert będzie pełen zadumy.
Jednocześnie pan Kochanowski nie widzi powodu do swojej interwencji w przypadku innej osoby, która – moim zdaniem – naprawdę poważnie obraziła uczucia religijne katolików podczas mszy świętej w jednym z największych polskich sanktuariów, na Jasnej Górze w Częstochowie. Pomijam już fakt, że Tadeusz Rydzyk wykorzystał to miejsce kultu do promocji swojej nowej sieci telefonii komórkowej oraz kart kredytowych, bo zdania RPO na ten temat nie znam. Wiem jednak, że chociaż nie spodobał mu się rasistowski dowcip Rydzyka o czarnoskórym księdzu, to znajduje dla tego niesmacznego żartu usprawiedliwienie i nie uważa, by była potrzeba rozpatrywania zajścia z punktu widzenia prawa karnego: „Chciał być spontaniczny, chciał jakoś coś powiedzieć dowcipnie i mu nie wyszło. No, ja lubię żarty i dowcipy, czasami mi też nie wychodzi.” Zaiste, bardzo to dowcipne, powiedzieć przy ołtarzu z obrazem ciemnoskórej przecież Czarnej Madonny, że „Murzyn – nie mył się”. I rzeczywiście, zupełnie to nie obraża uczuć religijnych tych milionów Polaków, którzy przychodzą w pielgrzymkach na Jasną Górę. A występ piosenkarki amerykańskiej na stadionie w Warszawie w dniu jej urodzin obraża. Bardzo ciekawa logika.
Do tego momentu można jeszcze jednak było uważać, że Kochanowski pogubił się trochę, przez nieuwagę i nie chcąc oceniać Tadeusza Rydzyka zabrnął w ślepą uliczkę i nie umiał się z niej wycofać, nie popełniając niestosowności. Później jednak było już tylko gorzej, bo koncentrując się chyba trochę za bardzo na „sympatycznym wierszyku” o Murzynku Bambo RPO przyznał się, że swojemu synkowi powiedział, że przygodnie spotkany czarnoskóry student „jest z czekolady”.
Argument obrońców Rydzyka, iż przecież ciemnoskóry kapłan nie obraził się, był uśmiechnięty, a nawet powiedział parę zdań po polsku do zebranego tłumu, świadczy w moim odczuciu co najwyżej o tym, że afrykański misjonarz miał klasę porównywalną z tą, jaką mają miliony katolików w Polsce, które słuchają Madonny i nie mają nic przeciwko jej koncertowi.
W swoim liście do Prezydent Warszawy Janusz Kochanowski pisze między innymi: „Są granice, których w imię wolności twórczej przekraczać nie należy; do nich zaliczyć trzeba poszanowanie praw innych osób, w tym ich uczuć religijnych”. Wydaje mi się, że rzecznik powinien sobie przeczytać kilka razy to zdanie, które napisał – nie wiedzieć czemu – o koncercie Madonny. I zastanowić się, czy on sam dzisiaj w rozmowie z Moniką Olejnik nie wykazał się brakiem szacunku do ludzi i do ich uczuć. Mnie obraził tak bardzo, że zdenerwowany jego występem w Radiu Zet nie miałem już nawet siły się złościć na jadącą przede mną panią, która nie umiała skręcić w lewo z Kocmyrzowskiej w Bulwarową i zablokowała na chwilę ruch na całym skrzyżowaniu.

Całej audycji Moniki Olejnik można posłuchać na stronie Radia Zet.

Noc zombi

Jak co święta, w mojej skrzynce na listy zjawiła się własnoręcznie ilustrowana, piękna kartka z życzeniami od Justyny, do tego także drugie papierowe pozdrowienia świąteczne od Haliny, telefon zasypały SMS-y z mniej lub bardziej wymyślnymi wierszykami, część z nich poważna i podniosła, część – jak przystało na Wielkanoc – jajcarska. W skrzynce mailowej i na Facebooku wylądowały ilustracje z zajączkami, jajkami, kurczaczkami, w tym takie rysowane czcionkami z ery wczesnego internetu, tego w wersji tekstowej. Przyszła też – chyba na przekór – jedna śliczna choineczka.
Po raz pierwszy jednak dostałem sporą garść życzeń wykorzystujących symbole religijne w sposób karykaturalny, prześmiewczy, nie zawaham się powiedzieć, że bluźnierczy. Większość z nich kojarzy obchodzone przez katolików święto Zmartwychwstania Pańskiego z tradycjami związanymi w świadomości społecznej raczej z pogańskim świętem Halloween, nazywając zmartwychwstałego Jezusa zombi, które wstało z grobu, by żerować na ludzkich mózgach. Nietrudno zresztą znaleźć tego rodzaju karykatury w internetowych składnicach plików, także polskich, na przykład tu, a na wielu tych grafikach powtarza się ironiczna definicja chrześcijaństwa:

Chrześcijaństwo: wiara, że żydowskie zombi nie z tego świata może sprawić, że będziesz żyć wiecznie, jeśli będziesz symbolicznie spożywać jego ciało i oddasz się mu telepatycznie jako swemu panu, by mógł przegonić z twojej duszy złego ducha, który wstąpił w ludzkość, gdy kobieta – żebro została przekonana przez gadającego węża do zjedzenia owocu z magicznego drzewa. Brzmi całkiem logicznie.

Jest nawet specjalna strona internetowa promująca obchody Zombie Jesus Day, a Łukasz dostał życzenia w postaci grafiki (do której linku pozwolę sobie już nie zamieszczać) pokazującej pisankę z satanistycznymi inskrypcjami, z elementami pornograficznymi w postaci genitaliów (i to bynajmniej nie męskich) w tle. Napisy wokół pisanki radują się nie tyle z tego, co Kościół świętuje w Niedzielę Wielkanocną, co raczej z tego, na czym się koncentruje w Wielki Piątek.
Niesmaczne, niepoważne, godne potępienia? Ale wszystkie te życzenia dostałem od bardzo sympatycznych, normalnych, wesołych ludzi. Nikt z nich nie przysłał ich w złej wierze i trudno mi żywić do kogoś z nich urazę.
Z drugiej strony, jak Pan Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Trudno się dziwić ostrym formom przekazu w tych wszystkich karykaturach Chrystusa, bo wielkanocne homilie hierarchów kościelnych służą świetnym przykładem brutalizacji języka debaty publicznej w sprawie aborcji, in vitro i eutanazji, a w niektórych kościołach zrobiono sobie niezłą szopkę z inscenizacji Grobu Pańskiego, pokazując Jezusa odłączonego od kroplówki albo nabijając się z rodzicielskich aspiracji kochających się, spragnionych dzieci małżeństw, przy pomocy płytkich instalacji z probówkami. Gdy ludzie należący do wspólnoty religijnej agresywnie i bez zrozumienia potępiają ludzkie pragnienie dobra, miłości, szydzą z cierpienia i godności ludzkiej, trudno się dziwić ludziom niewierzącym, że nie mają wielkiego szacunku dla symboli religijnych i starają się na swój sposób zachować jakiś zdrowy dystans.
Dziękując za wszystkie otrzymane życzenia wielkanocne – te wyrażające głęboką wiarę w radość i nadzieję zmartwychwstania, te mistyczne i agnostyczne zarazem, te całkowicie pogańskie, a pełne wiosennej radości, a także te kontrowersyjne, życzę nam wszystkim świata, w którym będziemy wzajemnie się szanować i nauczymy się żyć obok siebie, miłość będzie wyborem serca, a nie przymusem, eutanazja nie będzie przywilejem papieży, a nasze dzieci nie będą się w szkole i na znanych konkursach matematycznych uczyły mordować muzułmanów. W Wielką Sobotę, gdy wielu ludzi pochylało się w refleksji nad cierpieniem i śmiercią Jezusa, byłem z psem na spacerze i widziałem innych, którzy korzystając z pogody kąpali się, pływali kajakami, opalali się i uprawiali seks na łonie natury. Dla jednych i drugich powinniśmy mieć miejsce w naszych sercach.

Wolność religijna

Niektórych denerwuje mania promujących epikureizm ateistycznych autobusów, jakie wyjechały już na ulice w wielu krajach i na kilku kontynentach, inni skłonni są pochylić się z szacunkiem nad żądaniami ograniczania wolności słowa po feralnych karykaturach proroka Mahometa w duńskiej prasie, a mało kto zauważa, gdy obraża się wartości chrześcijańskie w ramach rodzącego się na naszych oczach kultu. Czwartkowa okładka „Faktu”, na której wypisano wielkimi literami, że Jan Paweł II wskrzesił zmarłą, albo użyty w dość dwuznaczny sposób cytat z Modlitwy Pańskiej na ołtarzyku, w którym obok portretu Jana Pawła II widnieje napis „Ojcze nasz, który jesteś w niebie”, wydają mi się dużo bardziej obrażać Pana Boga niż nawołująca do radowania się życiem autobusowa kampania. Na szczęście żyjemy w wolnym kraju, obowiązuje wolność słowa i swoboda wyboru obiektu kultu, a parafrazowanie słów z ksiąg świętych, nawet gdy zupełnie wypacza ich sens, jest metaforą artystyczną, a nie bluźnierstwem.
Z radością odnotowałem, że w tym roku nikt z moich uczniów nie został zmuszony do oddawania hołdu Janowi Pawłowi II, a jednak mała grupka zainteresowanych z własnej woli zrezygnowała z dużej przerwy i poświęciła ją na apel ku czci papieża w rocznicę jego śmierci. Wprawdzie Łukasz z lekką niechęcią mówi o kilka lat od siebie starszych nauczycielkach z tzw. „pokolenia JP2”, ale w porównaniu z minionymi rocznicami wyraźnie normalniejemy. Może jeszcze kiedyś będzie tak, że nawet rekolekcje wielkopostne nie będą musiały być organizowane po pierwszej lekcji, pomiędzy zajęciami ze zwykłych przedmiotów, a nikt z nauczycieli nie będzie biegać po okolicy i strasząc nieusprawiedliwioną nieobecnością zmuszać wychowanków do udziału w mszy świętej na sali gimnastycznej. Kto wie, może wpłynie to pozytywnie na frekwencję i w szkole, i na takich – zupełnie dobrowolnych – rekolekcjach?
Ludzie czasami chętniej robią coś, do czego nikt ich nie zmusza. W jednej z klas maturalnych wystawiłem już wszystkim pozytywne oceny, a mimo to – po kilku godzinach wagarów odliczyli mi się wczoraj prawie w komplecie na szóstej i siódmej godzinie lekcyjnej. Na religii i WOSie zajadali kebaby na stacji benzynowej, ale na angielski przyszli. Przychodzą przygotowani, odrabiają lekcje, a przecież właściwie już nie muszą. W drugiej klasie maturalnej, w której wciąż jest kilka zagrożeń, frekwencja, atmosfera i efektywność pracy są dużo gorsze.

Albo religia, albo etyka?

W trwającym od lat dyskursie na temat obecności religii w szkole i zapewnienia alternatywy dla religii w postaci etyki zupełnie nieświadomie postawiliśmy religię i etykę na pozycjach wzajemnie sobie przeciwnych. W odbiorze potocznym, etyka stała się domeną wojujących ateistów i zwolenników laicyzacji, religia natomiast stała się nieetyczna. Choć stereotyp bezsensowny, nie znaczy wcale, że nie funkcjonuje – brak logicznego uzasadnienia to coś, co stereotyp powinno cechować z definicji. Niestety, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przekonanie o religii będącej negacją wartości etycznych ma się dobrze i przynosi coraz większe owoce.
Patrzę na to przez pryzmat ostatnich dwóch lat i moich doświadczeń z lekcjami religii odbywającymi się w mojej pracowni komputerowej pod moją nieobecność. Przez te dwa lata przez pracownię przewinęło się kilku nauczycieli, wiele grup, odbywały się lekcje różnych przedmiotów – angielskiego (nie tylko ze mną), techniki biurowej, godziny wychowawcze. Odbywały się tu wywiadówki, a nawet – chyba za sprawą dużego stołu na środku klasy, wokół którego można siedzieć – było to popularne miejsce na klasowe spotkania opłatkowe. Ale tylko po lekcjach religii pracownia wygląda tak, jakby przeszedł przez nią huragan. Czyżby na katechezie młodzież dawała wyraz temu, że dała się przekonać, iż religia stoi w sprzeczności z etyką? Nie jestem pewien, jakie cele dydaktyczne i wychowawcze stawia sobie katecheta, ale uczniowie zdają się poświęcać cały swój czas i energię na ćwiczenie umiejętności związanych z postawami destrukcyjnymi, przede wszystkim z wandalizmem.
Jakiego rodzaju ćwiczenia w demolowaniu może wykonywać uczeń na lekcji? Lista jest bardzo długa. Do trudno zauważalnych i mało uciążliwych dowcipów należy wyjmowanie i przekładanie klawiszy w klawiaturach – na pierwszy rzut oka klawiatura jest w porządku, pisząc bezwzrokowo można nie zwrócić uwagi, że klawisze są nie na swoim miejscu, że w klawiaturze są cztery litery „k”, albo że z klawiszy – niczym z puzzli – ułożono jakiś wulgarny wyraz. Jeśli mysz nam nie działa, najprawdopodobniej po prostu wyjęto z niej kulkę i wyniesiono poza klasę. Warto o tym pamiętać, zanim zacznie się sprawdzać podłączenie do komputera czy ustawienia systemowe, bo taka mysz na pierwszy rzut oka wygląda sprawnie. Inaczej jest z myszą optyczną – ponieważ nie da się z niej wyjąć kulki, ma ona najczęściej wyrwany przewód i widać to zwykle z daleka.
Wyjątkowo narażone na przemoc uczniowską są głośniki komputerowe – można z nimi robić naprawdę wszystko: zdzierać materiałowe osłony na obudowach, łamać plastikowe kratki pod tymi osłonkami, przebijać długopisem membranę, a nawet wyrwać ze środka magnesik i rozwinąć drucik z otaczającej go cewki. Zupełnie bezbronne są też pokrętła potencjometrów (znikają podobnie jak kulki w myszach), natomiast odrobinę większego wysiłku wymaga wyrywanie kabla zasilającego lub wtyczki wkładanej do karty dźwiękowej komputera, tak zwanego „jacka”. Przewody można też starannie porozrywać na jednakowej długości kilkucentymetrowe kawałeczki i powiązać w supełki. Absolutne zdumienie (i podziw – dla stoickiego spokoju katechety) wzbudziło we mnie natomiast w ubiegłym roku ucięcie wtyczki wkładanej do kontaktu przy kablu zasilającym komputer – kabel miał średnicę 6 mm i albo ktoś musiał mieć bardzo duże i ostre zęby, albo użył ostrego noża.
I oczywiście klasyka – misterne bazgranie blatów, półek i monitorów.
Od września ma ponoć w każdej szkole być etyka. Nie jestem pewien, co bym wówczas wolał – czy żeby w mojej pracowni pod moją nieobecność odbywała się etyka, na której uczniowie będą konserwować systemy i sprzęt w mojej pracowni oraz oddawać się innym konstruktywnym zajęciom, czy żeby ten sztuczny podział na religię i etykę, w wyniku którego niektórzy najwyraźniej uwierzyli, że są one w opozycji względem siebie, odszedł całkiem w niepamięć.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Prawdy wiary

Były wiceminister edukacji opublikował na swoim blogu apel do czytelników i gości, by stanęli w obronie Królowej Polski i zaprotestowali przeciwko atakowi na religię katolicką, jakiego dopuściła się izraelska telewizja Channel 10.
Mirosław Orzechowski publikuje w blogu treść doniesienia o popełnieniu przestępstwa, jakie złożył w warszawskiej prokuraturze. Pozwolę sobie je zacytować w całości, by w pełni oddać intencje autora:

Prokuratura Okręgowa w Warszawie
ul. Chocimska 28, 00-791 Warszawa

Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa
Uprzejmie informuję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez autorów programu telewizyjnego „Like a Virgin” („Jak dziewica”) emitowanego w programie Channel 10 w Izraelu, polegającego na wyjątkowo ohydnym znieważeniu prawd wiary katolickiej, a przez to podejmowanie działań mających na celu wywołanie antychrześcijańskich nastrojów.
Ordynarne ataki na Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Jezusa Chrystusa, Królową Polski, Tę której cześć oddawali i zawierzali Ojczyznę król Jan Kazimierz, Sługa Boży Ks. Kardynał Stefan Wyszyński, Ojciec Święty Jan Paweł II i wszyscy Polacy – godzą w wyznawane przez Polaków wartości i prawdy wiary, które chronione są w Polsce prawem, a przez to podlegają ściganiu.
W związku z powyższym, wnoszę o wszczęcie i przeprowadzenie postępowania w niniejszej sprawie.
Wszelkie informacje i dowody dostępne są przez ambasadę Izraela w Polsce.
Uzasadnienie:
Stacja telewizyjna Channel 10 w porze najwyższej oglądalności wyemitowała program satyryczny „Like a Virgin” („Jak dziewica”), w którym dopuszczono się świadomego, haniebnego i szowinistycznego ataku na prawdy wiary katolickiej i drwin z Najświętszej Maryi Panny, Matki Boga, polegającego na twierdzeniu, iż „spała Ona z wieloma mężczyznami i nie jest niepokalana”. Taki czyn nie tylko godzi w uczucia religijne katolików, ale jest prymitywnym i ordynarnym atakiem na Maryję Królową Polski, Kościół katolicki i podstawowe prawdy wiary, wyznawane przez Polaków, które chronione są w Polsce prawem, a przez to podlegają ściganiu.
Prowokacyjny i szowinistyczny ton programu miał na celu poniżenie w oczach oglądających Maryi, Matki Zbawiciela i ugodzenie w uczucia religijne chrześcijan, Kościół katolicki i podstawowe prawdy wiary oraz wywołanie niepokojów. Każdy z tych zamiarów jest karany prawem polskim i międzynarodowym. W Polsce, kraju w którym skazuje się za modlitwę w intencji nawrócenia Żydów, nie może zostać pominięty milczeniem szowinistyczny atak na Wiarę, którą wyznaje większość Polaków.
Wobec powyższego wnoszę o zbadanie, czy emisja programu „Like a Virgin” („Jak dziewica”) przez Channel 10 nie naruszyła prawa polskiego oraz o wszczęcie i przeprowadzenie postępowania w niniejszej sprawie i przykładne ukaranie sprawców.

Kilkakrotnie przeczytałem wpis byłego wiceministra, ponieważ wzbudził on we mnie bliżej nieokreślony niepokój i wątpliwości, czy aby na pewno jestem Polakiem. Ostatecznie jednak uspokoiło mnie słowo „większość”, którego w miejsce słowa „wszyscy” Orzechowski użył pod koniec swojego wpisu. Natomiast nadal mam wątpliwości dotyczące poniższego fragmentu:

Taki czyn nie tylko godzi w uczucia religijne katolików, ale jest prymitywnym i ordynarnym atakiem na Maryję Królową Polski, Kościół katolicki i podstawowe prawdy wiary, wyznawane przez Polaków, które chronione są w Polsce prawem, a przez to podlegają ściganiu.

Zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego niby „podstawowe prawdy wiary (…) podlegają ściganiu” z mocy prawa, które je w dodatku chroni. Mam nadzieję, że w prokuraturze znajdą się osoby mądrzejsze ode mnie, a sprawiedliwości stanie się zadość.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Nowy Rok, nowy język

Podobno po 20 stycznia, gdy Barack Obama zostanie Prezydentem USA, rozpoczną się w Ameryce prześladowania Kościoła na niewyobrażalną skalę, porównywalne w swoim wymiarze jedynie do ukrzyżowania Chrystusa. Taką odkrywczą nowinę – rzekomo wypowiedź amerykańskiego biskupa – przeczytałem w piśmie katolickim, które regularnie czytuje mój ojciec. Z każdą kolejną wypowiedzią hierarchów zastanawiam się, czy nie zatracili oni już czasem instynktu samozachowawczego i nie dążą do zagłady własnej instytucji. Jak długo we współczesnym świecie można liczyć na to, że da się dalej szerzyć nienawiść, uprzedzenia i ciemnotę?
Myślałem, że po symbolicznych przeprosinach Jana Pawła II za Galileusza i inne krzywdy, jakie wyrządził Kościół światu nauki, wierni nie będą już słuchać listów pasterskich w duchu przedsoborowym, a za tymi przeprosinami pójdą kolejne akty skruchy i jakieś zadośćuczynienie.
Tymczasem papież ostatnio przyrównał współczesne zmiany cywilizacyjne w funkcjonowaniu mężczyzn i kobiet do największych zagrożeń ekologicznych, a ratowanie nieprzystających do współczesnego świata roli płci uznał za równie ważne, co ochronę lasów tropikalnych. Natomiast polscy biskupi wystosowali z Jasnej Góry list w sprawie in vitro tak impertynencki, niegodziwy, że nie mieści mi się w głowie, iż ktoś mógł go w ogóle wymyślić. Czy biskupi nie zdają sobie sprawy z tego, że wielu rodziców wychowuje dzieci właśnie dzięki metodzie in vitro i że niejedno uczęszczające na katechezę dziecko zostało poczęte właśnie w ten sposób? Jakie prawo mają biskupi, by kwestionować godność takiego dziecka albo zaprzeczać miłości jego rodziców? Wydawałoby się, że głosząc dogmat o niepokalanym poczęciu Jezusa powinno się mieć trochę więcej szacunku dla życia, bez względu na jego źródło. Pierwsze „dziecko z probówki” ma już dzisiaj ponad 30 lat, najwyższa pora się z tym medycznym faktem pogodzić! A jak poczuli się spragnieni potomstwa bezpłodni, kochający się małżonkowie, gdy usłyszeli od biskupa Hosera, że przyczynami niepłodności są rozwiązłość i antykoncepcja?
Nieomylność papieża okazała się dla Kościoła nie lada pułapką, bo oto w dobie fundamentalnych sporów katolicyzmu z nauką w sprawach antykoncepcji, badań prenatalnych, zapłodnienia in vitro, klonowania, badania komórek macierzystych, Watykan zmuszony jest zaprzeczać nawet naukom największych ojców samego Kościoła. W kwestii aborcji na przykład, święty Augustyn uważał, że dusza wnika do ciała dopiero czterdzieści dni po zapłodnieniu, a pogląd ten potwierdził II Sobór Nicejski w 787 roku precyzując, że u mężczyzn dzieje się to czterdzieści dni po zapłodnieniu, a u kobiet po osiemdziesięciu dniach. Aborcja przed tym terminem przez całe wieki nie była uważana za grzech, a święty Tomasz z Akwinu wprost stwierdził, że „aborcja nie jest grzechem, dopóki płód nie został obdarzony duszą”.
Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że w XXI wieku nie wypada już popełniać takich gaf, jak kategoryczne zakazanie przeprowadzania sekcji zwłok przez papieża Bonifacego VIII w 1299 roku, orzeczenie Świętej Inkwizycji z 1616 roku, że teza, iż Słońce jest w centrum Wszechświata, a Ziemia się wokół niego obraca, jest sprzeczna z Biblią, czy opór stawiany w XIX wieku szczepionkom, uważanym za sprzeczne z prawem naturalnym.
Warto byłoby, by ci, którzy chcą prowadzić innych, w dzisiejszym wyspecjalizowanym świecie podpierali się autorytetem specjalistów, zanim zabiorą głos. Z takiego założenia wyszła chyba telewizja BBC, gdy z myślą o przyszłym prezydencie Stanów Zjednoczonych tworzyła The President’s Guide to Science, program dokumentalny z serii BBC Horizon. Może dobrze by też było dla autorytetu Kościoła, gdyby jego hierarchowie zrozumieli, że nie wszyscy Polacy są katolikami i że w naszym kraju musi być miejsce dla każdego, bez względu na wyznanie. Można mieć swoje poglądy, można dawać im wyraz, ale nie wolno narzucać ich wszystkim albo wyrażać się bez szacunku o osobach wyznających inne wartości.
Nie mam złudzeń, że Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu, jest aniołem, albo że jest bardziej postępowy niż Benedykt XVI, ale w swoim świątecznym orędziu do Brytyjczyków dał przykład takiego właśnie wzorowego szacunku dla przedstawicieli innych kultur. Życzyłbym nam wszystkim takiej kultury słowa, takiego opanowania, takiego spokoju ducha, jakim wykazał się w Channel 4 prezydent Iranu. Niech się nam wszystkim w Nowym Roku spełnią wszystkie dobre życzenia. A nasza mowa niech będzie piękna i mądra, niech nikogo nie obraża i niech żadnej istocie ludzkiej nie odbiera jej godności.

Szkolne ofiary totalitaryzmu

Kilku stałych czytelników mojego bloga, a także co najmniej dwóch studentów, uwielbia gagi zmarłego niedawno komika, George’a Carlina. Ja czasem się może uśmiechnę, ale szczerze powiedziawszy – co może niektórych czytelników zdziwi – dość często uważam te dowcipy za mocno niesmaczne i ze zdumienia unoszę brwi słysząc, jakie salwy śmiechu wywołują na sali niektóre, moim zdaniem niezbyt wyszukane żarty.

Ale nie dziwię się popularności tego rodzaju skeczy i jestem przekonany, że prędzej czy później także i w Polsce religia padnie ofiarą takiego niewybrednego humoru. Mniej lub bardziej świadomie, niektóre osoby wierzące robią przecież wszystko, co w ich mocy, by do religii zniechęcić. Paradoksalnie, to one w większym stopniu przyczyniają się do postępującej sekularyzacji, niż wojujący ateiści.
W PRL-u nikt nigdy nie robił mi ani moim rodzicom żadnych trudności, gdy nie szedłem ze swoją szkołą na pochód pierwszomajowy. Ba, o ile dobrze pamiętam, nigdy nie byłem na pochodzie z klasą, ale bodajże dwukrotnie – i to z wielką chęcią – szedłem z fabryką mojego ojca. Może to komuś się wyda żałosne, ale wspomnienia z pochodów pierwszomajowych z moim tatą należą do najprzyjemniejszych wspomnień mojego dzieciństwa.
W PRL-u, o czym już kiedyś pisałem, miałem bardzo odważnych nauczycieli, którzy bez wahania informowali mnie o przekłamaniach w podręcznikach historii, a jeden z moich rusycystów na pierwszej lekcji rosyjskiego powiedział, że język wroga należy opanować do perfekcji.
Zastanawiam się, co by sobie pomyśleli moi nauczyciele sprzed lat, gdyby się dowiedzieli, że w Polsce wolnej i demokratycznej zmuszamy uczniów szkół publicznych do uczestnictwa w uroczystych mszach świętych i oczekujemy zwolnienia lekarskiego od nich, jeśli nie brali we mszy udziału. Że każemy im się pisemnie tłumaczyć, czemu zbojkotowali uroczystość, że nazywamy ich bolszewikami, bandytami i komunistami, albo oskarżamy o brak patriotyzmu. Albo że niektórzy wymagają od nich, by mieli zdjęcie z uroczystości z księdzem infułatem i stawiają im za to stopnie. Czy to w ogóle normalne, żeby sprawdzać obecność na mszy świętej w klasie, w której na poniedziałkową lekcję religii chodzą zwykle nie więcej, niż dwie – trzy osoby? Czy o takiej Polsce i o takiej polskiej szkole marzyli przed laty najodważniejsi i najlepsi z moich nauczycieli?
Na szczęście znam wielu księży i katechetów, którzy uważają, że Jezus zdziwiłby się bardzo, gdyby się dowiedział, że w jego imieniu morduje się i zmusza do czytania ewangelii. Na lekcje religii takich katechetów z zainteresowaniem chodzą uczniowie innych wyznań i niejednokrotnie należą tam do najpilniejszych słuchaczy.
Znam też wielu uczniów, którzy nie byli na przymusowej mszy świętej z okazji Święta Niepodległości, ale to bardzo przyzwoite i pełne patriotycznych uczuć chłopaki. Myślę, że powinniśmy się od nich wiele nauczyć, by z powodzeniem funkcjonować w pluralistycznym świecie, w przeciwnym wypadku mogą nas odbierać równie niesmacznie, jak my odbieramy skecze George’a Carlina.

Dawkins po polsku na YouTube

Jakiś czas temu w filmowym serwisie YouTube.com pojawił się kanał użytkownika niezwykle pracowitego, błyskotliwego, znakomicie znającego angielski i mającego olbrzymią pasję, którą stanowi głoszenie dobrej nowiny. Jeden po drugim na YouTube.com pojawiają się na jego kanale najznakomitsze produkcje popularyzujące światopogląd ateistyczny.
Zapraszam do kanału liberalatheist – tłumaczenia przednie. „Into the hole he goes” w filmie poniżej to wcale nie szczytowe osiągnięcie.

Wypracowanie z zarządzenia

Nie powiedziałem jeszcze moim uczniom, że wkrótce zadam im – zgodnie z zarządzeniem dyrektora – niespodziewaną i niezwykle oryginalną pracę domową. Każdy uczeń ma napisać na cztery różne przedmioty (język polski, historia, język angielski i język niemiecki) relację z uroczystości religijno – patriotycznych, jakie organizujemy w naszej szkole w przeddzień Święta Niepodległości, 10 listopada.
Póki co, próbuję sam sobie w głowie poukładać, czego od nich mam oczekiwać w tej relacji, jak mają ją napisać i jak będę ich za to oceniać. Doszedłem do wniosku, że tego rodzaju praca jak najbardziej mieści się w podstawie programowej – będą musieli się wykazać używaniem typowych czasów narracyjnych – Past Simple, Past Continuous, Past Perfect, zastosować trochę przymiotników opisowych i oceniających, a także przysłówków. Tematyka pracy częściowo będzie się zawierać w standardzie leksykalnym „Państwo i społeczeństwo”, ale dominujące nad całą uroczystością akcenty religijne kłócą się trochę z wnioskami, jakie można wyciągnąć z lektury pierwszego ćwiczenia w podręczniku New English File Upper-Intermediate, iż pytanie o czyjąś religię jest niestosowne i nie wypada go zadawać osobom, z którymi nie jesteśmy w dużej zażyłości. Od uczniów niewierzących lub innego wyznania mam oczekiwać opisu uroczystości religijnej i streszczenia homilii, czy są z tego zwolnieni?
W jakiej formie powinni napisać tę pracę? List do przyjaciela opisujący szkolną uroczystość czy może list formalny, na przykład do organizacji międzynarodowej zajmującej się prawami człowieka? Tylko że w takich listach ćwiczymy zwykle przekazywanie bardzo konkretnych, zwięzłych komunikatów, wydaje się więc, że o wiele lepsze do tego celu będzie użycie form przyjętych na maturze rozszerzonej: odpowiednie wydają się tu opis, opowiadanie i recenzja. Ale jak tu oczekiwać tych form w grupach realizujących podstawę programową B i przygotowywanych do matury podstawowej? A jak napiszą to panowie z grupy, która uczy się od podstaw i nie potrafi jeszcze – przynajmniej teoretycznie – używać czasów przeszłych?
Jednak największy problem mam z tym, jak oceniać zawartość merytoryczną tych wypracowań. Już dzisiaj wiem, że najlepsza językowo praca będzie cynicznie krytyczna, będzie stawiać pod znakiem zapytania sens całej imprezy i ośmieszać jej uczestników i organizatorów. Jednocześnie będzie to praca znakomicie skonstruowana, spójna, z błyskotliwym podsumowaniem, z modelową ilością słów odpowiadającą kryteriom oceniania na poziomie rozszerzonym. Jeśli obniżę ocenę autorowi tej pracy za nieodpowiednią postawę wobec tego ważnego święta, czy jestem w stanie jednocześnie docenić jego umiejętność uczestniczenia w dyskusji, w tym argumentowania, wyrażania opinii, uzasadniania i obrony własnych sądów, co zakłada podstawa programowa? I czy nie będzie się to kłócić z realizacją zawartych w podstawie zadań szkoły, w tym rozwijania w uczniach poczucia własnej wartości oraz wiary we własne możliwości, między innymi przez pozytywną informację zwrotną dotyczącą indywidualnych kompetencji językowych? A kompetencje językowe, którymi popisze się ten uczeń, będą na tle klasy wyróżniające się, wręcz wybitne.
Autor tej najlepszej pracy to uczeń niezwykle inteligentny, ale do bólu krytyczny. Sprawia wrażenie cynika i kontestatora, ale w istocie jest bardzo konkretny i merytoryczny. Powiedziałem mu ostatnio, że dla szefa takiego, jak on, ludzie będą kiedyś pracować z przyjemnością, chociaż będzie wymagający i nieco oschły.
Wiem, że będzie również miał wymagania w stosunku do mnie i będzie oczekiwał rzetelnej, zgodnej z racjonalnymi kryteriami oceny swojej pracy.
I co ja teraz mam zrobić?

Przegubowce bez Boga

No proszę, na londyńskie ulice wyjechały przegubowce z uspokajającym (albo dowcipnym, jak kto woli) hasłem reklamowym: 
 
„There’s probably no God. Now stop worrying and enjoy your life.” – „Boga prawdopodobnie nie ma. Przestańcie się martwić i korzystajcie z życia.”
Reklama jest opłacona z darowizn przekazanych w spontanicznej zbiórce, głównie za pośrednictwem internetu. Organizatorzy postawili sobie za cel zebranie 5,5 tysiąca funtów, co pozwoliłoby sfinansować 30 autobusów, które mogłyby przez cztery tygodnie jeździć po Londynie i rozwozić tę radosną nowinę. Profesor Richard Dawkins zobowiązał się dołożyć drugie 5,5 tysiąca, jeśli organizatorom uda się zebrać zakładaną kwotę. Ciekawe, co zrobi teraz, skoro już na drugi dzień po rozpoczęciu akcji suma darowizn przekroczyła 73 tysiące.
Brytyjskie Stowarzyszenie Humanistyczne (British Humanist Association), które prowadzi zbiórkę, jest zarejestrowaną organizacją charytatywną, reprezentuje interesy coraz większej społeczności osób niewierzących, ale etycznie wrażliwych. Pragnie świata pozbawionego zarówno przywilejów, jak i dyskryminacji na tle religijnym. Świata, w którym ludzie będą mogli prowadzić dobre życie w oparciu o rozsądek, doświadczenie i wspólne wartości.
Zanim się oburzymy po lekturze doniesień o tej kampanii w naszych krajowych mediach, zwłaszcza katolickich, warto się dowiedzieć, że inicjatywa ateistycznych autobusów jest reakcją na jeżdżące po stolicy Wielkiej Brytanii autobusy sponsorowane przez organizacje religijne. Na stronie internetowej, do której prowadziły te reklamy, można było przeczytać, że osoby niewierzące będą się palić w ogniu piekielnym na wieki.
Grupa Atheist Bus Campaign na Facebooku ma już ponad pięć tysięcy członków. W ciągu jednej doby zebrano kilkunastokrotnie więcej pieniędzy, niż planowano zebrać przez pół roku. Darowizny na akcję można składać tutaj.