Wyobraziłem sobie dzisiaj historię zupełnie nieprawdopodobną, a przynajmniej znam ludzi, dla których byłaby ona nieprawdopodobna, wręcz niewyobrażalna. Mnie ta hipotetyczna historia wcale nie zaskakuje, ale to pewnie wina mojej pogłębiającej się schizofrenii.
Załóżmy, że w połowie wakacji siedemnastoletni uczeń technikum zwraca się do swojego nauczyciela z prośbą o pomoc i radę w sprawie zupełnie nie mającej związku z programem nauczania. Uczeń ten – nazwijmy go Jacek – ma właśnie za sobą pierwsze, nieszczególnie udane doświadczenie seksualne. Próbuje się dowiedzieć czegoś, czego dowiedzieć się nie da, a przynajmniej dwukrotnie starszy od niego nauczyciel nie ma o tym zielonego pojęcia. Na wszelki wypadek nie zagłębiajmy się w szczegóły.
Rozmowa odbywa się przez internetowy komunikator Gadu-Gadu o godzinie wystarczająco późnej, by dało się słyszeć wycie psów i stukot kół pociągów z odległości wielu, wielu kilometrów.
Wyobrażam sobie dwie wersje dalszego biegu wydarzeń. W jednej z nich nauczyciel życzliwie i cierpliwie wysłuchuje wszystkiego, co Jackowi chodzi po głowie. Nie odpowiada mu na pytania, na które nie zna odpowiedzi, sam pyta, gdy czegoś nie rozumie lub gdy ma wątpliwości co do przedstawianego toku rozumowania. Nauczyciel wskazuje zagubionemu uczniowi osoby w szkole i poza nią, które mogą dysponować większą wiedzą w przedmiotowej dziedzinie i okażą się bardziej pomocne. Sugeruje mu, żeby się zastanowił, czy nie warto porozmawiać ze starszym bratem, skąd inąd bardzo porządnym gościem.
W drugiej wersji nauczyciel przerywa Jacusiowi po drugim, najdalej trzecim zdaniu, bo internetowa forma komunikacji stopiła jakoś lody i Jacuś bez uprzedzenia zaczyna się zwracać do nauczyciela z pominięciem formy grzecznościowej. Nauczyciel przypomina mu o tym, że uczeń nie powinien być z nim na ty, że należy zachować dystans i okazać właściwy szacunek. Następnie trzeba by chyba jeszcze przypomnieć, że o tej godzinie dzieci już dawno są po dobranocce i z kciukiem w buzi śnią właśnie o Królewnie Śnieżce, a nie o seksie, w dodatku przedmałżeńskim.
Nie mam jakoś wątpliwości, która wersja przebiegu zdarzeń gwarantuje większy autorytet nauczycielowi i większą satysfakcję z przeprowadzonej rozmowy obu stronom. Chociaż w pluralistycznym społeczeństwie trzeba się pogodzić z faktem, że ludzie z różnych rzeczy czerpią satysfakcję. I że niektórzy lubią czasem innym przypominać o powadze swojej osoby i swojego urzędu. Widocznie tego potrzebują.
Załóżmy, że w połowie wakacji siedemnastoletni uczeń technikum zwraca się do swojego nauczyciela z prośbą o pomoc i radę w sprawie zupełnie nie mającej związku z programem nauczania. Uczeń ten – nazwijmy go Jacek – ma właśnie za sobą pierwsze, nieszczególnie udane doświadczenie seksualne. Próbuje się dowiedzieć czegoś, czego dowiedzieć się nie da, a przynajmniej dwukrotnie starszy od niego nauczyciel nie ma o tym zielonego pojęcia. Na wszelki wypadek nie zagłębiajmy się w szczegóły.
Rozmowa odbywa się przez internetowy komunikator Gadu-Gadu o godzinie wystarczająco późnej, by dało się słyszeć wycie psów i stukot kół pociągów z odległości wielu, wielu kilometrów.
Wyobrażam sobie dwie wersje dalszego biegu wydarzeń. W jednej z nich nauczyciel życzliwie i cierpliwie wysłuchuje wszystkiego, co Jackowi chodzi po głowie. Nie odpowiada mu na pytania, na które nie zna odpowiedzi, sam pyta, gdy czegoś nie rozumie lub gdy ma wątpliwości co do przedstawianego toku rozumowania. Nauczyciel wskazuje zagubionemu uczniowi osoby w szkole i poza nią, które mogą dysponować większą wiedzą w przedmiotowej dziedzinie i okażą się bardziej pomocne. Sugeruje mu, żeby się zastanowił, czy nie warto porozmawiać ze starszym bratem, skąd inąd bardzo porządnym gościem.
W drugiej wersji nauczyciel przerywa Jacusiowi po drugim, najdalej trzecim zdaniu, bo internetowa forma komunikacji stopiła jakoś lody i Jacuś bez uprzedzenia zaczyna się zwracać do nauczyciela z pominięciem formy grzecznościowej. Nauczyciel przypomina mu o tym, że uczeń nie powinien być z nim na ty, że należy zachować dystans i okazać właściwy szacunek. Następnie trzeba by chyba jeszcze przypomnieć, że o tej godzinie dzieci już dawno są po dobranocce i z kciukiem w buzi śnią właśnie o Królewnie Śnieżce, a nie o seksie, w dodatku przedmałżeńskim.
Nie mam jakoś wątpliwości, która wersja przebiegu zdarzeń gwarantuje większy autorytet nauczycielowi i większą satysfakcję z przeprowadzonej rozmowy obu stronom. Chociaż w pluralistycznym społeczeństwie trzeba się pogodzić z faktem, że ludzie z różnych rzeczy czerpią satysfakcję. I że niektórzy lubią czasem innym przypominać o powadze swojej osoby i swojego urzędu. Widocznie tego potrzebują.
Ten wpis kontynuuje wątki podjęte wcześniej między innymi w tych wpisach: