Telefony z kamerami

W czasach, gdy kolejne szkoły i nauczyciele wkraczają ze swoją działalnością edukacyjną do platformy Second Life, w obliczu nieuchronnie nadciągającego końca dziewiętnastowiecznej szkoły opartej na modelu fabryki, polscy nauczyciele niejednokrotnie odgradzają się wysokim murem od nowoczesnych technologii i nie próbują ich nawet zrozumieć, a co dopiero wykorzystać. W codziennej działalności dydaktycznej mało kto stara się korzystać z potencjału rozwijających się w oszałamiającym tempie technologii informacyjno – komunikacyjnych.
Dwanaście lat temu Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł – powołując się na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji – że swobodny dostęp do komunikacji internetowej podlega ochronie na równi z wolnością słowa i wypowiedzi za pośrednictwem książek, prasy, mediów tradycyjnych czy w przemówieniach w miejscach publicznych. Tymczasem w szkolnych bibliotekach karierę robią oparte o mniej lub bardziej prymitywne algorytmy programy blokujące dostęp do części internetu, a my poważnie dyskutujemy w szkole o zakazie używania telefonów z kamerami, bo kilka tygodni temu uczniowie mieszkający w internacie zamieścili w internecie niewinny, kilkunastosekundowy gag zarejestrowany komórką. Pomyśleć, że wydawcy magazynu The Futurist spodziewają się, że do 2030 roku wszystko, co mówimy i robimy, będzie nagrywane. Jeszcze zanim to nastąpi, trzeba będzie chyba wiele wysiłku włożyć w szkolenie i doszkalanie nauczycieli i dyrektorów, by pomóc im nadążać technologicznie za młodzieżą, którą mają uczyć.
Uczeń, który w postaci telefonu komórkowego posiada w kieszeni komputer potężniejszy niż te, o których marzyły siły zbrojne światowych mocarstw kilkadziesiąt lat temu, szybko straci zainteresowanie szkołą, która nie tylko nie wykorzystuje nowoczesnych technologii, ale je piętnuje bądź w nieuzasadniony sposób ogranicza. Nie kryję, że w dużym stopniu zainspirowało mnie do tego wpisu przeglądanie nowo powstałego serwisu internetowego edunews.pl, który przygotował tłumaczenie ciekawej prezentacji, na której obejrzenie każdy nauczyciel powinien moim zdaniem znaleźć chwilę czasu – pewnym optymizmem napawać może fakt, że zainspirowała ona bardzo pewną bliską mi grupę przyszłych nauczycieli.

Jeśli pracujesz ze studentami filologii angielskiej, warto im pokazać oryginalną wersję tej samej prezentacji.

Gorąca linia

Niektórzy chodzą do naszej szkoły przez pięć, sześć lat, my ich wytrwale tego angielskiego uczymy, a oni po paru latach pamiętają nasze wysiłki tak bardzo, że mają jeszcze nasz numer telefonu i z amerykańskiej restauracji dzwonią z prośbą o pomoc w wybraniu czegoś z menu. To rozbrajające chwile, w których komizm sytuacji nie pozwala na refleksję. Jestem wówczas tak rozbawiony, że dopiero po wielu godzinach zaczynam się zastanawiać nad tym, czy byłem aż tak kiepskim nauczycielem, że muszę to odpokutować takim tłumaczeniem na odległość? Albo może powinienem być dumny, że bez cienia wstydu zwracają się do mnie o pomoc w tak nagłej i krępującej sprawie jak zaspokojenie głodu i pragnienia w lokalu z obcą kuchnią i kartą dań w obcym języku?
W ostatnich latach zdarzało mi się przeprowadzać kilka rozmów dziennie z przedstawicielami nowej polskiej emigracji na Wyspach – bo szli właśnie na rozmowę w sprawie mieszkania, pracy, bo wypełniali formularz. Na szczęście w każdym takim przypadku po paru tygodniach pobytu przestają dzwonić, a po kilku miesiącach, gdy znowu rozmawiamy, zdarza mi się usłyszeć, jak porozumiewają się po angielsku z jakimiś ludźmi, w towarzystwie których przebywają – współlokatorami, kolegami z pracy… Z dużą ulgą przyjmuję wtedy do wiadomości, że kolejna pępowina odcięta.

Nowy Rok, nowy język

Podobno po 20 stycznia, gdy Barack Obama zostanie Prezydentem USA, rozpoczną się w Ameryce prześladowania Kościoła na niewyobrażalną skalę, porównywalne w swoim wymiarze jedynie do ukrzyżowania Chrystusa. Taką odkrywczą nowinę – rzekomo wypowiedź amerykańskiego biskupa – przeczytałem w piśmie katolickim, które regularnie czytuje mój ojciec. Z każdą kolejną wypowiedzią hierarchów zastanawiam się, czy nie zatracili oni już czasem instynktu samozachowawczego i nie dążą do zagłady własnej instytucji. Jak długo we współczesnym świecie można liczyć na to, że da się dalej szerzyć nienawiść, uprzedzenia i ciemnotę?
Myślałem, że po symbolicznych przeprosinach Jana Pawła II za Galileusza i inne krzywdy, jakie wyrządził Kościół światu nauki, wierni nie będą już słuchać listów pasterskich w duchu przedsoborowym, a za tymi przeprosinami pójdą kolejne akty skruchy i jakieś zadośćuczynienie.
Tymczasem papież ostatnio przyrównał współczesne zmiany cywilizacyjne w funkcjonowaniu mężczyzn i kobiet do największych zagrożeń ekologicznych, a ratowanie nieprzystających do współczesnego świata roli płci uznał za równie ważne, co ochronę lasów tropikalnych. Natomiast polscy biskupi wystosowali z Jasnej Góry list w sprawie in vitro tak impertynencki, niegodziwy, że nie mieści mi się w głowie, iż ktoś mógł go w ogóle wymyślić. Czy biskupi nie zdają sobie sprawy z tego, że wielu rodziców wychowuje dzieci właśnie dzięki metodzie in vitro i że niejedno uczęszczające na katechezę dziecko zostało poczęte właśnie w ten sposób? Jakie prawo mają biskupi, by kwestionować godność takiego dziecka albo zaprzeczać miłości jego rodziców? Wydawałoby się, że głosząc dogmat o niepokalanym poczęciu Jezusa powinno się mieć trochę więcej szacunku dla życia, bez względu na jego źródło. Pierwsze „dziecko z probówki” ma już dzisiaj ponad 30 lat, najwyższa pora się z tym medycznym faktem pogodzić! A jak poczuli się spragnieni potomstwa bezpłodni, kochający się małżonkowie, gdy usłyszeli od biskupa Hosera, że przyczynami niepłodności są rozwiązłość i antykoncepcja?
Nieomylność papieża okazała się dla Kościoła nie lada pułapką, bo oto w dobie fundamentalnych sporów katolicyzmu z nauką w sprawach antykoncepcji, badań prenatalnych, zapłodnienia in vitro, klonowania, badania komórek macierzystych, Watykan zmuszony jest zaprzeczać nawet naukom największych ojców samego Kościoła. W kwestii aborcji na przykład, święty Augustyn uważał, że dusza wnika do ciała dopiero czterdzieści dni po zapłodnieniu, a pogląd ten potwierdził II Sobór Nicejski w 787 roku precyzując, że u mężczyzn dzieje się to czterdzieści dni po zapłodnieniu, a u kobiet po osiemdziesięciu dniach. Aborcja przed tym terminem przez całe wieki nie była uważana za grzech, a święty Tomasz z Akwinu wprost stwierdził, że „aborcja nie jest grzechem, dopóki płód nie został obdarzony duszą”.
Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że w XXI wieku nie wypada już popełniać takich gaf, jak kategoryczne zakazanie przeprowadzania sekcji zwłok przez papieża Bonifacego VIII w 1299 roku, orzeczenie Świętej Inkwizycji z 1616 roku, że teza, iż Słońce jest w centrum Wszechświata, a Ziemia się wokół niego obraca, jest sprzeczna z Biblią, czy opór stawiany w XIX wieku szczepionkom, uważanym za sprzeczne z prawem naturalnym.
Warto byłoby, by ci, którzy chcą prowadzić innych, w dzisiejszym wyspecjalizowanym świecie podpierali się autorytetem specjalistów, zanim zabiorą głos. Z takiego założenia wyszła chyba telewizja BBC, gdy z myślą o przyszłym prezydencie Stanów Zjednoczonych tworzyła The President’s Guide to Science, program dokumentalny z serii BBC Horizon. Może dobrze by też było dla autorytetu Kościoła, gdyby jego hierarchowie zrozumieli, że nie wszyscy Polacy są katolikami i że w naszym kraju musi być miejsce dla każdego, bez względu na wyznanie. Można mieć swoje poglądy, można dawać im wyraz, ale nie wolno narzucać ich wszystkim albo wyrażać się bez szacunku o osobach wyznających inne wartości.
Nie mam złudzeń, że Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu, jest aniołem, albo że jest bardziej postępowy niż Benedykt XVI, ale w swoim świątecznym orędziu do Brytyjczyków dał przykład takiego właśnie wzorowego szacunku dla przedstawicieli innych kultur. Życzyłbym nam wszystkim takiej kultury słowa, takiego opanowania, takiego spokoju ducha, jakim wykazał się w Channel 4 prezydent Iranu. Niech się nam wszystkim w Nowym Roku spełnią wszystkie dobre życzenia. A nasza mowa niech będzie piękna i mądra, niech nikogo nie obraża i niech żadnej istocie ludzkiej nie odbiera jej godności.

Coraz bliżej święta…

Na pewno znacie tę świąteczną reklamę Coca-Coli z jadącym przez las konwojem czerwonych, ozdobionych lampkami ciężarówek, z charakterystycznymi dzwoneczkami, muzyką i śpiewem „coraz bliżej święta” (w oryginale „holidays are coming”) w tle.




Jednym ze świątecznych elementów zajęć na pierwszym roku w ubiegłym tygodniu było to, że studenci od czasu do czasu pośpiewywali z radosnymi minami „coraz bliżej sesja, coraz bliżej sesja…”. Miło, że ludzie mają tyle dystansu do samych siebie, by obracać w żart to, czego najbardziej powinni się obawiać, sesja zimowa na pierwszym roku to dla wielu poważna próba, a stereotyp o tym, że na pierwszym roku jest największy odsiew, nie jest chyba wyssany z palca.
Budzi się w człowieku sympatia do studentów, którzy tak otwarcie i żartobliwie okazują emocje, więc na Nowy Rok wypadałoby im wszystkim życzyć, by ich drugi przedświąteczny dowcip, polegający na powtarzaniu potocznego powiedzenia w przekręconej formie, nikomu się nie spełnił. A powtarzali: „Święta, święta i … po studiach”.

Mechanicy spiskowi

Podczas wigilii klasowej w trzeciej mechanika okazało się, że o wiele ciekawsze niż kolędy w języku polskim i angielskim, bardziej absorbujące niż pączki, kapuśniaczki i barszcz czerwony z takim namaszczeniem przygotowany przez Piotra, są… teorie spiskowe dziejów, a w szczególności te dotyczące ataków terrorystycznych z 11 września 2001. Bardzo się wzruszyłem, bo pisałem o tym moją drugą pracę magisterską, a poza tym panowie wykazali się taką dociekliwością, tak krytycznym spojrzeniem na oficjalny opis rzeczywistości, że już nie mogę się doczekać naszej wspólnej pracy na lekcjach angielskiego w klasie maturalnej.
Gdy więc już zmęczy Was rodzinne świąteczne spotkanie, o którym ostatnio jeden z panów w mechaniku powiedział, że będzie trochę udawania i stwarzania pozorów, trochę przekrzykiwania się, każdy będzie miał dużo do powiedzenia, a nikt nikogo nie będzie słuchał, w spokoju i ciszy zajmijcie się krytycznym badaniem rzeczywistości, w miarę możliwości ćwicząc przy tym języki obce. W końcu między innymi dlatego uczymy się języka angielskiego programem rozszerzonym, żebyście umieli korzystać z większej ilości źródeł i mieli bardziej świadomy i dojrzały pogląd na świat.
Wesołych Świąt dla wszystkich uczniów, którzy kwestionują to, co im mówimy, i poszukują własnych, alternatywnych odpowiedzi. Nie zmieniajcie się.
Film w piętnastu dziesięciominutowych częściach:
1. http://www.youtube.com/watch?v=AaNkSvNiCIc
2. http://www.youtube.com/watch?v=dVlgBrbC7nQ
3. http://www.youtube.com/watch?v=DneDXG_4Vsc
4. http://www.youtube.com/watch?v=V0xyc4W878c
5. http://www.youtube.com/watch?v=YBoqZP92ttQ
6. http://www.youtube.com/watch?v=1HTrxW9J5kM
7. http://www.youtube.com/watch?v=6Jb6Eq-7Dl8
8. http://www.youtube.com/watch?v=wlIn_Yyz2KU
9. http://www.youtube.com/watch?v=9MOGeSiWJN0
10. http://www.youtube.com/watch?v=JXfIxJ27x_8
11. http://www.youtube.com/watch?v=FdDSTLLB16s
12. http://www.youtube.com/watch?v=25-jkIQT5w4
13. http://www.youtube.com/watch?v=5U1cPyL9M6M
14. http://www.youtube.com/watch?v=qjEE0Qy1rAg
15. http://www.youtube.com/watch?v=4k5pa3gunXc

Kosze chleba

Typowo krakowska przekąska, obwarzanek, najlepsza jest z samego rana – gdy aromat podkreśla delikatne ciepło świeżego pieczywa. Na naszym wydziale można kupić obwarzanki z solą, z makiem i sezamem – te ostatnie w dwóch wariantach, łagodne i pikantne. Aż się prosi czasami porwać taki obwarzanek ze sobą na zajęcia i schrupać w drodze do sali albo i na miejscu.
W ubiegłym tygodniu widząc smutne miny wygłodniałych panów w pierwszych ławkach zrozumiałem jednak, jak niestosowne było przyjście na zajęcia ze smakołykiem tak kuszącym, więc urwałem sobie maleńki kawałek, a resztę im dałem i powiedziałem, żeby podali dalej. Zjedli, a jakże, a jeden z nich zażartował, że pewnie wróci do mnie dwanaście koszy pełnych chleba.
Dokładnie na tym polega praca nauczyciela. Karmi się okruchami, ale to wszystko procentuje i wraca zwielokrotnione. Chleb czasami jest taki dosłowny, z piekarni, a czasami przenośny, choć równie powszedni. Ważne, by chcieć go upiec, pokroić, może czymś posmarować i poukładać na talerze. Gdy widzą, jaką przyjemność masz z pracy w piekarni, będą twój chleb szanować i będzie im smakował.
Dlatego czuję się zażenowany, gdy słyszę, jak nauczyciele mówią swoim uczniom, że płacone mają tylko za pierwsze dziesięć minut lekcji, a reszta jest za darmo, więc nie muszą się starać. Albo gdy mówią o tym, jak to nie mogą się doczekać przejścia na emeryturę, tak nienawidzą swojej pracy. A są tacy, którzy tak właśnie, bez ogródek, mówią swoim uczniom. Wydaje mi się, że dwanaście koszy pełnych chleba do tych nauczycieli nie wróci. Mogą spokojnie zajadać obwarzanki przez 35 minut lekcji i z nikim się nie dzielić, a potem przedwcześnie się zestarzeć, przejść na emeryturę i zajadać okruszki.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Koedukacja

Siedzi taki student informatyki na Wydziale Mechanicznym przez cały dzień, lektorat ma do późnych godzin popołudniowych, za oknem już jest ciemno, gdy z niego wychodzi, a tu mu dają kserokopie z takimi ćwiczeniami do wypełnienia, a w tych ćwiczeniach na samym dole Oxford University Press zamieściło obrazek z tańczącymi kobietami. Facet siedzi przez cały dzień na wykładach, ćwiczeniach i lektoracie w towarzystwie osobników swojej własnej płci, a tu mu taki rysunek dają. No jak się ma nie dorysować na tej kserokopii…?
Zastanawia mnie tylko, co on tam na rysunku w lewej ręce trzyma. Bo to chyba nie książka od angielskiego.

Happy Thanksgiving

Umiejętność posługiwania się obcym językiem potrafi uratować życie, sami zobaczcie:
Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Praca domowa

Jutro panowie z czwartej mechanika zmierzą się z maturą próbną, a tym samym ja będę się wstępnie mógł zorientować, jak bardzo pójdę z torbami i ile będę musiał wziąć kredytów w przyszłym roku latem, gdy przyjdą wyniki ich właściwych matur. Gdy ich poznałem rok temu (otrzymałem ich „w spadku” po innych nauczycielach, którzy już nie pracują w naszej szkole), ich stopień zaawansowania z języka angielskiego tak mnie zadziwił, że nieopatrznie im obiecałem (chociaż ja – szczerze mówiąc – nie pamiętam dokładnie tej rozmowy), iż każdy z nich, jeśli tylko zda maturę, może liczyć na to, że sfinansuję mu po ukończeniu szkoły wycieczkę do Paryża. Dzisiaj ich wiedza i umiejętności nadal pozostawiają wiele do życzenia i właściwie przegoniliśmy ich już dawno z panami z drugiej klasy jeśli chodzi o zakres zrealizowanych treści programowych, ale – wbrew interesom własnej kieszeni – mam nadzieję, że panowie z czwartej mechanika wszyscy zdadzą maturę. Tak próbną, jak i tę w maju.
Jest ich zresztą tylko kilkunastu, więc może uda nam się tę naszą wycieczkę do Francji zorganizować jakimś tańszym kosztem. Poza tym Hubert ostatnio poinformował, że nie może jechać, bo po szkole jedzie do pracy przy robotach wykończeniowych do… Paryża.
Trzymam kciuki za wszystkich maturzystów, którzy jutro przystąpią do próbnego egzaminu, w tym szczególnie za czwartą mechanika. A przy okazji – rzadko kiedy się zdarza, by uczeń tak się ucieszył z pracy domowej, jak w poniższym filmie. A w czwartej mechanika to mi się kiedyś zdarzyło. W dodatku od tamtej pory nikt już się nie myli i każdy wie, że woman to liczba pojedyncza, a women mnoga. I nawet prawidłowo to wymawiają…


Szkolne ofiary totalitaryzmu

Kilku stałych czytelników mojego bloga, a także co najmniej dwóch studentów, uwielbia gagi zmarłego niedawno komika, George’a Carlina. Ja czasem się może uśmiechnę, ale szczerze powiedziawszy – co może niektórych czytelników zdziwi – dość często uważam te dowcipy za mocno niesmaczne i ze zdumienia unoszę brwi słysząc, jakie salwy śmiechu wywołują na sali niektóre, moim zdaniem niezbyt wyszukane żarty.

Ale nie dziwię się popularności tego rodzaju skeczy i jestem przekonany, że prędzej czy później także i w Polsce religia padnie ofiarą takiego niewybrednego humoru. Mniej lub bardziej świadomie, niektóre osoby wierzące robią przecież wszystko, co w ich mocy, by do religii zniechęcić. Paradoksalnie, to one w większym stopniu przyczyniają się do postępującej sekularyzacji, niż wojujący ateiści.
W PRL-u nikt nigdy nie robił mi ani moim rodzicom żadnych trudności, gdy nie szedłem ze swoją szkołą na pochód pierwszomajowy. Ba, o ile dobrze pamiętam, nigdy nie byłem na pochodzie z klasą, ale bodajże dwukrotnie – i to z wielką chęcią – szedłem z fabryką mojego ojca. Może to komuś się wyda żałosne, ale wspomnienia z pochodów pierwszomajowych z moim tatą należą do najprzyjemniejszych wspomnień mojego dzieciństwa.
W PRL-u, o czym już kiedyś pisałem, miałem bardzo odważnych nauczycieli, którzy bez wahania informowali mnie o przekłamaniach w podręcznikach historii, a jeden z moich rusycystów na pierwszej lekcji rosyjskiego powiedział, że język wroga należy opanować do perfekcji.
Zastanawiam się, co by sobie pomyśleli moi nauczyciele sprzed lat, gdyby się dowiedzieli, że w Polsce wolnej i demokratycznej zmuszamy uczniów szkół publicznych do uczestnictwa w uroczystych mszach świętych i oczekujemy zwolnienia lekarskiego od nich, jeśli nie brali we mszy udziału. Że każemy im się pisemnie tłumaczyć, czemu zbojkotowali uroczystość, że nazywamy ich bolszewikami, bandytami i komunistami, albo oskarżamy o brak patriotyzmu. Albo że niektórzy wymagają od nich, by mieli zdjęcie z uroczystości z księdzem infułatem i stawiają im za to stopnie. Czy to w ogóle normalne, żeby sprawdzać obecność na mszy świętej w klasie, w której na poniedziałkową lekcję religii chodzą zwykle nie więcej, niż dwie – trzy osoby? Czy o takiej Polsce i o takiej polskiej szkole marzyli przed laty najodważniejsi i najlepsi z moich nauczycieli?
Na szczęście znam wielu księży i katechetów, którzy uważają, że Jezus zdziwiłby się bardzo, gdyby się dowiedział, że w jego imieniu morduje się i zmusza do czytania ewangelii. Na lekcje religii takich katechetów z zainteresowaniem chodzą uczniowie innych wyznań i niejednokrotnie należą tam do najpilniejszych słuchaczy.
Znam też wielu uczniów, którzy nie byli na przymusowej mszy świętej z okazji Święta Niepodległości, ale to bardzo przyzwoite i pełne patriotycznych uczuć chłopaki. Myślę, że powinniśmy się od nich wiele nauczyć, by z powodzeniem funkcjonować w pluralistycznym świecie, w przeciwnym wypadku mogą nas odbierać równie niesmacznie, jak my odbieramy skecze George’a Carlina.