Praca z młodzieżą przygotowującą się do matury rozszerzonej ma swoje uroki, bo można poznać ich poglądy i zainteresowania o wiele lepiej, niż tłukąc mało wyszukane formy wypowiedzi ustnej i pisemnej do matury podstawowej. W rozprawkach, opisach, prezentacjach i dyskusjach mają o wiele więcej możliwości pokazania nauczycielowi siebie i swojego sposobu postrzegania świata, niż w ograniczonych formach wypowiedzi ustnej i pisemnej ćwiczonych na poziom podstawowy.
Ale poziom rozszerzony ma też swoje ciemne strony. W klasie uczącej się języka angielskiego od podstaw, wariantem programowym B, rzadko kiedy uda się nauczycielowi zgłębić z uczniami arkana tajemnej sztuki stosowania wszystkich trybów warunkowych, a tym samym unika się przykrych, bolesnych prawd. Na lekcjach w grupach bardziej zaawansowanych tych bezlitosnych prawd nie da się uniknąć.
Pół biedy, gdy nam taki niespełna dwudziestoletni, potencjalny ojciec użyje pierwszego trybu warunkowego i powie:
When I become a father, I will never send my children to this school.
Pierwszy tryb warunkowy, jak wiemy, opowiada o przyszłości, a w tym przypadku przyszłości tak odległej i nieprzewidywalnej, że nim te ich dzieci wyrosną, wszystko się może wydarzyć, więc może nam się zdawać, że nas to nie dotyczy. Dzisiejsi uczniowie i ich dzieci wyniosą się na drugi koniec świata, w naszej okolicy pobudują się ludzie z drugiego końca Krakowa albo zza oceanu i nie sposób przewidzieć, czy powyższe zdanie warunkowe w jakikolwiek sposób znajdzie odzwierciedlenie w wielkości naboru do szkoły za lat piętnaście czy dwadzieścia.
Gorzej trochę, gdy uczniowie nam powiedzą, używając drugiego trybu warunkowego:
If I were a father, I would not send my children to this school.
Wprawdzie ich ojcostwo jest w tym przypadku czysto hipotetyczne i w związku z tym opinia wyrażona w powyższym zdaniu nie przekłada się bezpośrednio na nabór, ale to zdanie wyraźnie mówi już o szkole takiej, jaką ona jest w tej chwili, przy naszym udziale. Ocenia rzeczywistość, w której pracujemy i uczymy się wspólnie. A przecież ci hipotetyczni ojcowie mają swoich starszych kolegów, kuzynów, sąsiadów, którzy mają już dzieci w gimnazjum i zastanawiają się nad tym, gdzie je dalej pokierować.
Niestety, w kolejnej grupie zrealizowałem właśnie zagadnienie programowe znane jako trzeci tryb warunkowy i znowu przybyło kilkunastu panów, którzy – podobnie jak absolwentka sprzed dwóch lat – umieją już powiedzieć:
Had I been clever enough, I would never have chosen this school.
Albo:
I wish I had attended another school.
A nawet w mieszanym trybie warunkowym:
If I had chosen another school, I would now be happier.
Nie da się umywać rąk słysząc takie przykłady zdań w trzecim trybie warunkowym, lub w trybach mieszanych. Z tych zdań przebija olbrzymie rozczarowanie i głęboka gorycz. Może nam się wydawać, że jesteśmy odpowiednimi osobami na swoim miejscu, że właściwie wykonujemy robotę, jaką mamy do wykonania, ale nasi uczniowie nie mają wątpliwości. Żaden z moich dorosłych uczniów w trzeciej i czwartej klasie technikum mechanicznego nie planuje do naszej szkoły przysłać swoich dzieci i żaden z nich nie buduje przykładów, o jakich mogę co najwyżej marzyć:
This is the best school I have ever dreamed of. (Present Perfect powtarzaliśmy tuż przed trybami warunkowymi).
A imię jego czterdzieści i cztery…
Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego
Jeden z najpiękniejszych wierszy, jakie czytałem. Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego Władysława Broniewskiego, poruszająca i prawdziwa, nawet jeśli dziś politycznie niepoprawna. Jako nastolatek wielokrotnie słyszałem piękne, porywające interpretacje tego wiersza, chodziłem do Szkoły Podstawowej im. Ludwika Waryńskiego i uczyliśmy się go na pamięć.
Apele i akademie robiło się na dużej przerwie, czasem zarywało się pięć minut następnej lekcji.
Między innymi dlatego była to bardzo dobra szkoła i mam nadzieję, że taką pozostała do dziś, nawet gdy po zmianie ustroju utraciła patrona i – o ile mi wiadomo – od dłuższego czasu pozostaje „bezimienna”. Do jednej klasy z moją starszą siostrą chodził prawicowy publicysta Jan Pospieszalski, trudno więc naszej podstawówce zarzucić, że zaraziła nas komunizmem.
Z liceum długich, podniosłych uroczystości w ogóle nie pamiętam.
W Szkole Podstawowej im. Ludwika Waryńskiego nie postawiliśmy nigdy nauczyciela w niezręcznej sytuacji proponując mu, że pójdziemy do niego na lekcję, nawet na kilka godzin, zamiast brać udział w uroczystościach i akademiach. Jako nauczyciel, od czasu do czasu staję przed takim dylematem. Przygotować lekcję i poćwiczyć coś z grupą uczniów, którzy nie czują potrzeby uczestnictwa we mszy świętej, czy zlekceważyć ich zapał do nauki i nie pozwolić im na udział w tych spontanicznych kompletach?
Albo dzisiejsza młodzież jest pilniejsza, niż my przed laty, albo uroczystości stały się zbyt długie i zbyt częste.
Jeżeli nie lękasz się pieśni,
stłumionej, złowrogiej i głuchej,
gdy serce masz męża i jeśli
pieśń kochasz swobodną posłuchaj.
Szeroka, szeroka jest ziemia,
gdy myślą ogarnąć ją lotną,
szeroko po ziemi więzienia,
głęboka w więzieniu samotność.
Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
już nogi spuchnięte i martwe,
już koniec, już płuca wyplute –
lecz palą się oczy otwarte.
Poranek marcowy. Jak cicho.
Jak dziwna się jasność otwiera.
I tylko tak ciężko oddychać,
i tylko tak trudno umierać.
Posępny jak mur Szliselburga,
głęboki jak dno owej ciszy,
zza krat, z więziennego podwórka
dobiega go śpiew towarzyszy.
I słucha Waryński, lecz nie wie,
że cienie się w celi zbierają,
powtarza jak niegdyś w Genewie:
Kochani… ja muszę do kraju…
Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy
powrócę zawzięty, uparty…
ja muszę… do kraju, do sprawy,
do mas, do roboty, do partii…
ja muszę… I śpiew się urywa,
i myśli urywa się pasmo.
Ta twarz już woskowa, nieżywa,
lecz oczy otwarte nie gasną.
Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny,
rój ptactwa rozsypał się w szereg,
jak czcionki w podziemnej drukarni,
gdy nocą składali we czterech…
Fabryka Lilpopa… róg Złotej…
Żurawia… adresy się mylą…
robota… tak, wiele roboty…
i jeszcze dziesiąty pawilon…
Ach, płuca wyplute nie bolą,
śmierć w szparę judasza zaziera,
z ogromną tęsknotą i wolą
tak trudno lat siedem umierać.
Wypalą się oczy do końca,
a kiedy zabraknie płomienia,
niech myśl, ta pochodnia płonąca,
podpali kamienie więzienia!
Raz jeszcze się dźwignął na boku:
– Ja muszę… tam na mnie czekają…
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.
Dawkins po polsku na YouTube
Jakiś czas temu w filmowym serwisie YouTube.com pojawił się kanał użytkownika niezwykle pracowitego, błyskotliwego, znakomicie znającego angielski i mającego olbrzymią pasję, którą stanowi głoszenie dobrej nowiny. Jeden po drugim na YouTube.com pojawiają się na jego kanale najznakomitsze produkcje popularyzujące światopogląd ateistyczny.
Zapraszam do kanału liberalatheist – tłumaczenia przednie. „Into the hole he goes” w filmie poniżej to wcale nie szczytowe osiągnięcie.
Wypracowanie z zarządzenia
Nie powiedziałem jeszcze moim uczniom, że wkrótce zadam im – zgodnie z zarządzeniem dyrektora – niespodziewaną i niezwykle oryginalną pracę domową. Każdy uczeń ma napisać na cztery różne przedmioty (język polski, historia, język angielski i język niemiecki) relację z uroczystości religijno – patriotycznych, jakie organizujemy w naszej szkole w przeddzień Święta Niepodległości, 10 listopada.
Póki co, próbuję sam sobie w głowie poukładać, czego od nich mam oczekiwać w tej relacji, jak mają ją napisać i jak będę ich za to oceniać. Doszedłem do wniosku, że tego rodzaju praca jak najbardziej mieści się w podstawie programowej – będą musieli się wykazać używaniem typowych czasów narracyjnych – Past Simple, Past Continuous, Past Perfect, zastosować trochę przymiotników opisowych i oceniających, a także przysłówków. Tematyka pracy częściowo będzie się zawierać w standardzie leksykalnym „Państwo i społeczeństwo”, ale dominujące nad całą uroczystością akcenty religijne kłócą się trochę z wnioskami, jakie można wyciągnąć z lektury pierwszego ćwiczenia w podręczniku New English File Upper-Intermediate, iż pytanie o czyjąś religię jest niestosowne i nie wypada go zadawać osobom, z którymi nie jesteśmy w dużej zażyłości. Od uczniów niewierzących lub innego wyznania mam oczekiwać opisu uroczystości religijnej i streszczenia homilii, czy są z tego zwolnieni?
W jakiej formie powinni napisać tę pracę? List do przyjaciela opisujący szkolną uroczystość czy może list formalny, na przykład do organizacji międzynarodowej zajmującej się prawami człowieka? Tylko że w takich listach ćwiczymy zwykle przekazywanie bardzo konkretnych, zwięzłych komunikatów, wydaje się więc, że o wiele lepsze do tego celu będzie użycie form przyjętych na maturze rozszerzonej: odpowiednie wydają się tu opis, opowiadanie i recenzja. Ale jak tu oczekiwać tych form w grupach realizujących podstawę programową B i przygotowywanych do matury podstawowej? A jak napiszą to panowie z grupy, która uczy się od podstaw i nie potrafi jeszcze – przynajmniej teoretycznie – używać czasów przeszłych?
Jednak największy problem mam z tym, jak oceniać zawartość merytoryczną tych wypracowań. Już dzisiaj wiem, że najlepsza językowo praca będzie cynicznie krytyczna, będzie stawiać pod znakiem zapytania sens całej imprezy i ośmieszać jej uczestników i organizatorów. Jednocześnie będzie to praca znakomicie skonstruowana, spójna, z błyskotliwym podsumowaniem, z modelową ilością słów odpowiadającą kryteriom oceniania na poziomie rozszerzonym. Jeśli obniżę ocenę autorowi tej pracy za nieodpowiednią postawę wobec tego ważnego święta, czy jestem w stanie jednocześnie docenić jego umiejętność uczestniczenia w dyskusji, w tym argumentowania, wyrażania opinii, uzasadniania i obrony własnych sądów, co zakłada podstawa programowa? I czy nie będzie się to kłócić z realizacją zawartych w podstawie zadań szkoły, w tym rozwijania w uczniach poczucia własnej wartości oraz wiary we własne możliwości, między innymi przez pozytywną informację zwrotną dotyczącą indywidualnych kompetencji językowych? A kompetencje językowe, którymi popisze się ten uczeń, będą na tle klasy wyróżniające się, wręcz wybitne.
Autor tej najlepszej pracy to uczeń niezwykle inteligentny, ale do bólu krytyczny. Sprawia wrażenie cynika i kontestatora, ale w istocie jest bardzo konkretny i merytoryczny. Powiedziałem mu ostatnio, że dla szefa takiego, jak on, ludzie będą kiedyś pracować z przyjemnością, chociaż będzie wymagający i nieco oschły.
Wiem, że będzie również miał wymagania w stosunku do mnie i będzie oczekiwał rzetelnej, zgodnej z racjonalnymi kryteriami oceny swojej pracy.
I co ja teraz mam zrobić?
Wizytacja
Mateusz jest jednym z lepszych uczniów w swojej grupie, przynajmniej jeśli chodzi o potencjał językowy i komunikatywność, ale wnioskując z reakcji dziewczyn mijających go na korytarzu robi obecnie karierę i ma spore osiągnięcia na zupełnie innym polu, niż nauka angielskiego. Kilka dni temu dotarł do szkoły dopiero w połowie drugiej lekcji i wszedł do klasy w sposób bardzo widowiskowy, ostentacyjnie wzdychając i przecierając podkrążone oczy, co wydało się nam tak jednoznaczne, że wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
W naszej szkole przebywa właśnie wizytator kuratorium oświaty, więc zamiast wdawać się w przyczyny tego spóźnienia, zupełnie zresztą nieistotne, bo przy tak dużym spóźnieniu Mateuszowi i tak została w dzienniku nieobecność na lekcji, spytałem, czy nie byłoby mu głupio, gdyby świadkiem takiego spektakularnego wejścia była pani wizytator, przypadkowo obserwująca naszą lekcję. Co mogłaby sobie o nim i o nas pomyśleć?
Ale reakcja samego Mateusza i reszty panów zdaje się potwierdzać odwieczne reguły obowiązujące w szkole, zwane przez niektórych moich znajomych prawami Juliana.
Pierwsze prawo Juliana mówi, że w normalnych warunkach uczeń ma w szkole ciężko, nauczyciel trochę lżej, a dyrektor może mieć wszystko w nosie.
Drugie prawo Juliana mówi, że podczas wizytacji najciężej w szkole ma dyrektor, nauczyciel trochę lżej, a uczeń ma wszystko w nosie.
Trzecie prawo Juliana jest o czymś zupełnie innym i nie ma związku z wizytacją. Według niego mechanizacja jest odwrotnie proporcjonalna do dyscypliny i tam, gdzie mechanizacja się zaczyna, dyscyplina się kończy. Ucząc w Technikum Mechanizacji Rolnictwa póki co nie zauważyłem jeszcze empirycznych dowodów na trzecie prawo Juliana, ale Mateusz w sposób żywy i namacalny potwierdza słuszność praw dotyczących wizytacji. Ma wszystko w nosie, ale w sumie trudno mu się dziwić. Gdyby za mną tak piszczały dziewczyny, gdy idę korytarzem, też pewnie nie zastanawiałbym się nad tym, co sobie pomyśli o mnie wizytator z kuratorium oświaty.
Przegubowce bez Boga
Reklama jest opłacona z darowizn przekazanych w spontanicznej zbiórce, głównie za pośrednictwem internetu. Organizatorzy postawili sobie za cel zebranie 5,5 tysiąca funtów, co pozwoliłoby sfinansować 30 autobusów, które mogłyby przez cztery tygodnie jeździć po Londynie i rozwozić tę radosną nowinę. Profesor Richard Dawkins zobowiązał się dołożyć drugie 5,5 tysiąca, jeśli organizatorom uda się zebrać zakładaną kwotę. Ciekawe, co zrobi teraz, skoro już na drugi dzień po rozpoczęciu akcji suma darowizn przekroczyła 73 tysiące.
Brytyjskie Stowarzyszenie Humanistyczne (British Humanist Association), które prowadzi zbiórkę, jest zarejestrowaną organizacją charytatywną, reprezentuje interesy coraz większej społeczności osób niewierzących, ale etycznie wrażliwych. Pragnie świata pozbawionego zarówno przywilejów, jak i dyskryminacji na tle religijnym. Świata, w którym ludzie będą mogli prowadzić dobre życie w oparciu o rozsądek, doświadczenie i wspólne wartości.
Zanim się oburzymy po lekturze doniesień o tej kampanii w naszych krajowych mediach, zwłaszcza katolickich, warto się dowiedzieć, że inicjatywa ateistycznych autobusów jest reakcją na jeżdżące po stolicy Wielkiej Brytanii autobusy sponsorowane przez organizacje religijne. Na stronie internetowej, do której prowadziły te reklamy, można było przeczytać, że osoby niewierzące będą się palić w ogniu piekielnym na wieki.
Grupa Atheist Bus Campaign na Facebooku ma już ponad pięć tysięcy członków. W ciągu jednej doby zebrano kilkunastokrotnie więcej pieniędzy, niż planowano zebrać przez pół roku. Darowizny na akcję można składać tutaj.
Quo Vadis Homo?
Sympatycznie wspominam czasy, gdy – jako nastolatek – w ponure zimowe popołudnia podążałem na przemiłe spotkania z kolegami, koleżankami i księdzem wikarym w poszukiwaniu prawdy w salce katechetycznej mojego parafialnego kościoła. Tę pożyteczną przyjemność odebrano mi, gdy religia jako przedmiot trafiła do szkoły, a umiejącego słuchać i zadawać pytania księdza wikarego zastąpił w klasie maturalnej obcy facet w sutannie, którego głównym zajęciem było obrażanie ludzi o innych poglądach lub innego wyznania. Lekcje, na których wpaja się nienawiść do muzułmanów, buddystów, żydów czy osób o określonych poglądach politycznych jakoś niewiele mają wspólnego z religią z salki katechetycznej, którą tak mile wspominam.
Wygląda na to, że pewna grupa młodych ludzi będzie za kilkadziesiąt lat mieć równie miłe wspomnienia z faktu, że zjednoczył ich sprzeciw przeciwko obowiązkowym lekcjom religii w szkołach publicznych. Trudno się nie zgodzić ze słowami organizatorów protestu:
Etyczna szkoła jest wolna od przemocy intelektualnej i symbolicznej. To szkoła, która rozwija wiedzę i kulturę intelektualną, a nie daje uprawnienia do udziału w rytuałach.
Bez względu na to, czy religia pozostanie w szkołach, czy wróci do salek katechetycznych, gratuluję młodym organizatorom tej akcji odwagi i podziwiam to, jak głęboko pragną sprawiedliwości. Mam nadzieję, że ludzie tacy jak oni przynajmniej przybliżą nas do sytuacji, w której dobrowolność udziału w lekcjach religii nie będzie iluzoryczna. Jakoś przekornie sądzę, że samemu kościołowi wyszłoby to na zdrowie.
Józek hydraulik
Ze zdumieniem i z podziwem dla dojrzałej amerykańskiej demokracji obejrzałem trzecią i ostatnią debatę kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Panowie McCain i Obama rozprawiali zawzięcie o Józku hydrauliku i o perspektywach rozwoju jego firmy. Mówili o przyszłości, o tym, jak sobie poradzić z obecnymi problemami, a gdy jeden z nich skrytykował kogoś z ustępującej ekipy rządzącej, drugi szybko przypomniał mu, że nie jest prezydentem Bushem i że jak kontrkandydat chciał konkurować z Bushem, to mógł startować w wyborach cztery lata temu.
Ciekawe, że panowie nie kłócili się o krzesełka, nie bili się o samolocik… W debacie kandydatów nie oberwał ani Franklin Delano Roosevelt, ani John Fitzgerald Kennedy, a patrząc na przykłady z naszej krajowej debaty politycznej można by przecież wnioskować, że byli prezydenci bardziej niż na święty spokój są narażeni na oskarżanie o udział w zbrojnych organizacjach przestępczych lub o współpracę z reżimami, które obalili…
Sporo jeszcze musimy posprzątać, nie tylko w rzece Szreniawie, żeby usunąć śmieci z głów nie dbających o przyszłość.
Dzień Komisji Edukacji Narodowej
Z okazji dzisiejszego święta chciałbym złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim moim Uczniom i Studentom. Jestem Wam niezmiernie wdzięczny za wiedzę i umiejętności, którymi się ze mną codziennie dzielicie. Mam nadzieję, że zawsze pozostanę dzięki Wam w przeświadczeniu, że przychodzące pokolenia są coraz bardziej zdolne i inteligentne, coraz lepiej przygotowane do coraz bardziej skomplikowanych wyzwań, a świat dzięki Wam staje się z każdym dniem lepszy.
Podziwiam spontaniczność, z jaką szukacie ideałów, autorytetów i narzędzi, które są Wam w życiu potrzebne. Honor, z jakim bronicie swoich poglądów i postaw. Odwagę, z jaką kwestionujecie wartości, które my wyznawaliśmy, a które się nie sprawdziły. Mam nadzieję, że rosnąca między nami przepaść komunikacyjna nie sprawi, że zacznę się uważać za mądrzejszego od Was i poczuję się uprawniony do narzucania Wam swoich poglądów.
A gdyby nawet aż tak popsuło mi się w głowie, wierzę głęboko, że będziecie wystarczająco samodzielni i odważni, by mnie nie słuchać i podejmować samodzielnie mądre decyzje w coraz większym stopniu dotyczące Was i Waszych dzieci, a w coraz mniejszym stopniu mnie.