Zaproszenia do Google+

Wzorem Pawła Wimmera, udostępniam mój link zaproszeń do serwisu Google Plus. Wystarczy weń kliknąć, by móc dołączyć do użytkowników „kręglarni”.
A jeśli jesteś już w Google+, mój profil znajdziesz tutaj.
O serwisie społecznościowym Google w fazie testowej pisałem wprawdzie dotąd dość krytycznie, zdarzyło mi się nawet zakwestionować to, co rzekomo najbardziej innowacyjne. Ale niech każdy sam się przekona.

Sensacyjna wiadomość

Sensacyjna wiadomość z godzin porannych zapadła się pod ziemię.
Rano, wychodząc z domu, usłyszałem w jednej z telewizji informacyjnych mrożącą krew w żyłach wiadomość. Rybnik, Żory i Zamość zostały w nocy całkowicie zniszczone przez grad.
Kolejne kilka godzin spędziłem w sali egzaminacyjnej, odcięty od świata, jakież więc było moje zdziwienie, gdy po powrocie do domu przekonałem się, że ta sama stacja, która rano podała wiadomość o zniszczeniu miast zamieszkałych łącznie przez sześciocyfrową liczbę osób, milczy o ich losie. Na ekranie nie pokazuje się czarno-białych zdjęć z miast startych z powierzchni ziemi, w tle nie puszcza się posępnej muzyki. Komentatorzy nie opowiadają o bezpowrotnie utraconym dziedzictwie narodowym ani o perłach architektonicznych Zamościa, nie ma zapowiedzi mszy świętych w intencji ofiar ani marszów milczenia.
Musiałem rano mieć halucynacje z rozespania. Albo trzeba z z olbrzymią rezerwą podchodzić do każdej, nie tylko meteorologicznej, sensacji oferowanej nam przez media.

Mimozami jesień się zaczyna

A na zdjęciach nawłóć późna, czyli to jeszcze nie jesień. Cieszmy się latem i wakacjami, póki jesień jeszcze nie przyszła.
Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Częstochowa

Kręgi na Facebooku

Od jakiegoś czasu obserwuję ze zdziwieniem głupawkę na punkcie Google+, jaka ogarnęła część komputerowych geeków. Zachwycają się serwisem, który właściwie nie wnosi niczego nowego, na pewno nie jest bardziej innowacyjny niż projekt Pulse, funkcjonujący od dawna na Yahoo! jako wyraz swego rodzaju kapitulacji i rezygnacji z Yahoo! 360°, a nawet jeśli w przyszłości pochłonie sporą część społecznościowego internetu, nowatorskich treści i metod prezentacji póki co trudno się w nim raczej dopatrzyć.
Najbardziej niepojęte jest dla mnie zachwycanie się rzekomą prywatnością, jaką dają nam kręgi znajomych. Zastanawia mnie, czy naprawdę funkcję kręgów trzeba było pokazać przy pomocy tak wielkich i wyraźnych narzędzi graficznych, by użytkownik był zmuszony do korzystania z nich? I czy naprawdę tak doświadczeni komputerowcy, jak śmietanka polskich kręglarzy, nie zauważyli dotąd na Facebooku możliwości udostępniania wpisów wybranym użytkownikom?




By z niej korzystać, wystarczy przed użyciem przycisku „Udostępnij” wybrać opcje rozwijane przez umieszczoną na lewo od niego kłódeczkę. Jeśli segregujemy znajomych w grupach, podobnych do Googlowych kręgów, daje nam to dokładnie takie same możliwości udostępniania, jak na Google+. Ba, udostępniając możemy nie tylko wybrać grupy i osoby, którym się nasze treści mają wyświetlać, ale mamy także możliwość zablokować wybrane osoby i uniemożliwić im wyświetlenie się naszego wpisu.



Mamy też, wbrew ciągłemu pianiu zachwyconych Google+, wpływ na to, co się wyświetla na naszej stronie głównej Facebooka. Przy każdym newsie istnieje możliwość zablokowania wpisów danej osoby lub aplikacji, która go opublikowała. 



To nieprawda, że na Facebooku trzeba się stale zmagać z setkami zaproszeń do głupiej gry – po otrzymaniu pierwszego z nich można po prostu wybrać opcję blokowania wszystkich zaproszeń do tej aplikacji, albo zablokować wszystkie zaproszenia do aplikacji od danego użytkownika, jeśli któryś z naszych znajomych ma obsesję na punkcie gier na Facebooku. Najlepszym dowodem na skuteczność tych blokad niech będzie fakt, że nie udało mi się zrobić zrzutu takiej opcji, chociaż mam kilkuset znajomych. Po prostu nie wyświetla mi się to, czego sobie nie życzę. A na to właśnie w Google+ nie mam wielkiego wpływu i jestem informowany o rozmaitych aktywnościach różnych ludzi, chociaż nie mam obecnie w moich kręgach nikogo.
Portale społecznościowe – szczerze mówiąc – w ogóle mnie jakoś nie podniecają, chociaż zaglądam codziennie pod parę adresów. Konto na Naszej Klasie usunąłem kilka lat temu, na MySpace w tym roku. Owszem, używam kont Google i Facebook do logowania w różnych serwisach, synchronizowania usług w telefonie, mam podpięty strumień aktywności z Facebooka pod pocztę na Yahoo!, ale do samych portali zaglądam rzadko. Większość moich tam aktywności bierze się z zewnętrznych aplikacji albo z telefonu. Jestem stale dostępny na czacie Facebooka, bo mam to konto skonfigurowane w Skypie i Tlenie i jest to w sumie wygodniejsze, niż korzystanie z egzotycznych komunikatorów. Dobrze życzę Google+, bo w ogóle darzę sympatią giganta z Mountain View i korzystam bardzo szeroko z jego usług, ale wydaje mi się, że nie ma sensu zachwycać się wszystkim, jeśli tylko pojawia się pod szyldem Google.

Ożenki i zamążpójścia

Trochę o tym, jak zmiany społeczno – kulturowe skutkują powstawaniem problemów językowych wcześniej niewyobrażalnych.
Od paru tygodni w Nowym Jorku trwa gorączkowe nadrabianie zaległości i pobieranie się przez pary, które dotąd miały z tym pewien problem, ponieważ nie były (i nadal nie są) mieszane, a w każdym razie nie ze względu na płeć.
Donosząc o tym w internetowym wydaniu „Wysokich Obcasów” Barbara Szelewa zaniepokoiła mój wyczulony ostatnio* zmysł językowy rodzimego użytkownika polskiej mowy, tytułując swój artykuł „Nowy Jork żeni się w niedzielę„.
W polszczyźnie obowiązuje taki słowny stereotyp, że mężczyzna się żeni, a kobieta wychodzi za mąż. Słowny, bo nie do końca pasujący do opisywania współczesnej, globalnej rzeczywistości. Cóż bowiem oznacza „żenić się”, jeśli nie „stawać się żonatym”, czyli takim, który ma żonę? Podobnie jak „wychodzić za mąż” to przecież nic innego, jak „stawać się zamężną”, czyli taką, która ma męża. Gdy małżeńską przysięgę składa sobie dwóch mężczyzn, żaden z nich się nie żeni. Gdy przed ołtarzem stają dwie kobiety, żadna z nich nie wychodzi za mąż.
Ciekawe, ale wydaje mi się, że przymiotniki „zamężny” i „żonata”, jako ogólnie zrozumiałe i jednoznaczne, przyjmą się w języku polskim o wiele szybciej, niż poprawne stosowanie wyrażeń „wychodzić za mąż” i „żenić się” w przypadku par tej samej płci. Tym bardziej, że dla osób pozostających w związku małżeńskim brak uniwersalnego określenia stanu cywilnego, które nie zdradzałoby nijak płci współmałżonka, takiego jak określenie „wolny” lub „wolna” zamiast „kawaler” i „panna”.
Mamy tu w języku polskim do czynienia z fenomenem niespotykanym w angielszczyźnie, w której wszystkie najbardziej naturalne określenia czynności związanych z ożenkiem lub zamążpójściem są neutralne i pozbawione wszelkich oznak seksizmu. Po polsku można wprawdzie mówić o „pobieraniu się”, „stawaniu przed ołtarzem” czy „wchodzeniu na nową drogę”, ale „żenić się” i „wychodzić za mąż” kolokwialnie triumfują, tyle że nie zawsze poprawnie, zwłaszcza to pierwsze.

* Niedawno pisałem o wpadkach językowych w reklamie Banku Gospodarki Żywnościowej i informacji o śmierci Andrzeja Leppera na głównej stronie Onetu

Aktor z powołania

Jak to miło z samego rana posłuchać, jak Matt Damon podziwia nauczycieli za to, że za „gównianą pensję” decydują się na pracę, która wiąże się z dużym obciążeniem godzinowym, a wszystko po to, by spełniać jakąś misję. I że zanim się zacznie krytykować tę profesję za lenistwo i za to, że są kiepscy w tym, co robią, może warto się zastanowić nad tym, czy nie jest się samemu kiepskim kamerzystą, dziennikarzem, kelnerem, blogerem?

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Mailem na Dropboxa

Pisałem ostatnio dużo o Dropboxie i wydaje się, że były to wpisy dość pożyteczne, a przynajmniej okazały się popularne w statystykach. Napisałem między innymi o tym, jak powiększyć darmową przestrzeń w tej usłudze do prawie 20 gigabajtów (dziesięciokrotnie więcej, niż dostaje się za darmo na starcie) korzystając z odpowiedniej domeny i polecając Dropbox na portalach społecznościowych. Podzieliłem się doświadczeniem z udanego eksperymentu ujednolicenia plików na pulpitach różnych komputerów.
Oto kolejna porada, jak skutecznie korzystać z Dropboxa, także do współpracy z innymi.
Send to Dropbox to darmowa usługa, pozwalająca dowolnemu użytkownikowi przesyłać pliki wprost do Dropboxa za pośrednictwem odpowiedniego adresu email. Po połączeniu usługi z naszym kontem Dropbox, otrzymujemy unikalny adres email, pod który należy wysłać pliki, aby zostały umieszczone w naszym Dropboxie. Nie trzeba chyba dodawać, że usługa ta, po udostępnieniu adresu innym osobom, umożliwia umieszczanie w naszym Dropboxie plików przez dowolnego użytkownika. Taki publiczny FTP trochę.
Można pomyśleć nad wieloma zastosowaniami takiej usługi. Jednym z nich jest przesyłanie elektronicznych wersji prac domowych nauczycielowi bez zasypywania jego skrzynki mailowej, zwłaszcza jeśli ma ona ograniczone możliwości sortowania poczty.
Podobne usługi w sieci to File Stork i Drop It To Me.

Obowiązki i prawa

Gdy jeden z moich znajomych wrzucił w internet fotkę zrobioną podczas tegorocznej Parady Równości w Warszawie, przedstawiającą młodzieńca z transparentem „Jestem pedałem i mam obowiązki pedalskie”, uśmiechnąłem się i przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Parady w ogóle nie obserwowałem ani nie czytałem wiele na jej temat, zaabsorbowany jakimiś zupełnie innymi sprawami. Nie jestem nawet szczególnie zorientowany, jak była komentowana w mediach czy też kto – poza Ryszardem Kaliszem – udzielił jej wsparcia.
Dopiero teraz – zupełnie przypadkowo – dowiedziałem się, że hasło na transparencie było parafrazą słów Romana Dmowskiego i środowiska narodowe odebrały ten transparent jako obrazę swoich ideałów i drwinę z polskości. Niezupełnie rozumiem czemu.
Trochę to bezsensowna dyskusja, w której uczestnicy po jednej stronie dyskursu zawłaszczają sobie pewne związki składniowe i frazeologię. To tak, jak już nikt nie może powiedzieć o odmienianiu oblicza tej ziemi, nie wywołując skojarzeń z Janem Pawłem II. Poza tym, może – zamiast przywłaszczać sobie słowa, które przeszły do historii – powinniśmy się cieszyć, że są one żywe i wykorzystywane przez ludzi kolejnych pokoleń?
Nie miałem pojęcia, gdy zobaczyłem to zdjęcie po raz pierwszy, że to parafraza słów Dmowskiego. Wydaje mi się, że internauci oburzeni rzekomą wulgarnością transparentu i określający dźwigającego ten transparent młodzieńca mianem kretyna, nie znają w pełni kontekstu, z którego te słowa zostały wyjęte.

Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie. Są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka

Żegnamy Artura

W Turku odbywa się właśnie pogrzeb JurgiegoArtur Jurgawka miał 35 lat i odszedł, pozostawiając społeczność Opery w głębokim smutku. Internet bez Artura nie będzie już taki sam.
21 maja na swoim Twitterze Artur zamieścił taki wpis:

Przeżyłem już tyle końców świata, że zaczynam się uważać za nieśmiertelnego!

Tym razem koniec przyszedł bez zapowiedzi na billboardach. Żegnaj, Arturze.