Na początku kwietnia pisałem o tym, jak to wielu abonentów sieci komórkowych daje się naciągnąć na 2 złote netto miesięcznie i – korzystając (często nieświadomie) z różnie się nazywającej u różnych operatorów usługi – dręczy osoby dzwoniące do nich nieprzyjemnym, głośnym jazgotem i wyciem zamiast normalnego sygnału oczekiwania na połączenie. Byłem wówczas szczególnie znużony i zdenerwowany wysłuchiwaniem tych niemiłych dźwięków, bo musiałem akurat w ciągu paru dni wykonywać telefony do sporej liczby osób, do których na co dzień nie dzwonię, w dodatku większość z nich nie odbierała mimo wielokrotnych prób uzyskania połączenia.
Już po napisaniu o tym, jak się pozbyć tej potwornej usługi, ponownie w sprawie służbowej, musiałem kilka tygodni później obdzwonić kilkanaście osób, z których spora część ma numery u wirtualnego operatora Heyah. Wtedy dopiero zbaraniałem. Dosłownie. Spędziłem kilka godzin wysłuchując przerażających gwizdów i beczenia, które to miały mnie zachęcić do „nawijania”. „Nawijaj, aż zbaraniejesz” – zachęcał mnie lektor, którego głos nałożono na rodem z piekła odgłosy reklamy Heyah. Rzeczywiście, zbaraniałem. Rozbolała mnie głowa i nie byłem w stanie skupić się podczas zajęć. Od tamtej pory staram się nie dzwonić do nikogo, kto ma telefon w Heyah, jeśli nie jest to konieczne.
Jeśli masz pecha i telefon w Heyah, a nie chcesz go przenieść do żadnej normalnej, dużej sieci, nie jesteś skazany na to, by ludzie baranieli na myśl, że mają do ciebie zadzwonić. Odstraszające rozmówców baranie odgłosy wyłączysz dokładnie tak samo, jak usługę „Szafa gra” – wysyłając SMS-a o treści NIE na bezpłatny numer 80333. Jeśli nie zadziała od razu, próbuj do skutku. Lepiej tak, za darmo, niż dzwoniąc do biura obsługi, gdzie u tego przedziwnego operatora słono zapłacisz za każdą minutę rozmowy.
Nie zasługiwał
Pomnik Jana Pawła II na placu Daszyńskiego w Częstochowie trzeba było chronić przed wylewnymi oznakami miłości malujących go sprejem wiernych jeszcze przed oficjalnym odsłonięciem. Po trzech latach sterczenia na środku placu tej „szpetnej zawalidrogi” ktoś jej nie dopilnował i wandale zniszczyli patynę na 40% powierzchni bryły, a straty szacowane są na 5 tysięcy złotych. Postać papieża została – prawdopodobnie celowo – oblana oleistą substancją.
Pomnik od początku budził kontrowersje i wielu mieszkańców Częstochowy było mu przeciwnych. O tym, że była to raczej karykaturalna forma bałwochwalstwa niż taktowny dowód uznania autorytetu papieża, mówiło się dość często i sam także pisałem o tym w blogu. Dodatkowym argumentem protestujących przeciw pomnikowi papieża był fakt, że poświęconych mu miejsc i monumentów w Częstochowie już wówczas nie brakowało, a miasto wydawało się mieć wiele innych potrzeb niż kolejny pomnik poświęcony tej samej osobie.
Za Janem Pawłem II nie rozpaczałem i od dawna nie wstydzę się do tego przyznać. Na początku odczuwałem z tego tytułu pewne rozterki i wyrzuty sumienia, ale przeszło mi całkiem kilka dni temu, gdy przypadkowo spotkany absolwent sprzed kilku lat powiedział mi, że mój milczący dystans do wszechobecnej żałoby w kwietniu 2005 roku podniósł go lekko na duchu po trzech godzinach lekcji z płaczącymi nauczycielami innych przedmiotów.
Samego Jana Pawła II, chociaż na jego postać i nauczanie patrzę krytycznie, zwyczajnie mi szkoda. Bezrefleksyjny kult jego osoby przynosi mu – moim zdaniem – więcej szkody, niż pożytku. Uważam, że na to wszystko nie zasługiwał. Nie, nie chodzi mi o to, że nie zasługiwał na stawianie mu pomników, nazywanie szkół, instytucji i fundacji jego imieniem. Nie zasługiwał na to, by wskutek bezmyślnego kultu jednostki stać się dla ludzi młodych, którzy już go nie pamiętają, autorytetem wątpliwym, kontestowanym, którego pomniki gorliwie się niszczy, a fora internetowe puchną od obelg i oskarżeń pod jego adresem. Czytając posty można mieć wątpliwości, czy ci, którzy dopuścili się dewastacji pomnika, nie będą kiedyś uważani za bohaterów.
My, dorośli, narzekamy ciągle na to, że młodzi nie mają autorytetów. Ale na przykładzie Jana Pawła II widać świetnie, jak łatwo można dobić największy nawet autorytet i zaprzepaścić szansę na to, by szacunek dla niego przyniósł owoce więcej niż jednemu pokoleniu.
Studzenie zapału do nauki
Dla tych, którym ostatnio zbyt gorąco, zwłaszcza dla tych, którym ciężko się uczyć i zaliczać przedmioty w sesji letniej. Nie przejmujcie sie, jeśli łaskawi dziekani pozwolą, dociągniecie na warunkach do sesji w zupełnie innej scenerii, z aurą bardziej sprzyjającą nauce i z zaskakującym widokiem z okna akademika. Dla przypomnienia kilka fotografii z poprzednich sesji zimowych.
Wakacje na niebie i na ziemi
Nadszedł wyjątkowy tydzień. Zaczyna się astronomiczne lato, kończy się ziemski rok szkolny, a w Krakowie na każdym kroku – rozpraszając kierowców – pławi się w słońcu boskie ciało – na ławeczce, rowerku, przystanku tramwajowym. Za to za miastem, z dala od wszelkich ciał, można oślepnąć patrząc na te kombinacje kolorów.
125% normy
Miejska Biblioteka Publiczna w Częstochowie udostępnia na swojej stronie internetowej „Życie Częstochowy” z 22 grudnia 1949, numer prawie w całości poświęcony siedemdziesiątym urodzinom „niezłomnego szermierza pokoju”, towarzysza Stalina. „Walczącemu z oportunizmem” „geniuszowi” hołd oddają ludzie pracy i nauki, a Prezydent Bierut w okolicznościowym przemówieniu oznajmia, że „życie Stalina – to wzór i zobowiązanie dla wielu pokoleń”. Ile minęło lat od tamtej pory i ile pokoleń przejęło wartę nad kultem Generalissimusa? Co z tego zostało? Czy dzieciom ze Szkoły Podstawowej w Pszczewie udało się wywalczyć światowy pokój i zrealizować plan sześcioletni, jak to ślubowały inaugurując rok szkolny 1950/1951? Czy dzieci ze Szkoły Powszechnej w Iłowie, gdzie w przeddzień urodzin Stalina oddano do użytku centralne ogrzewanie, a w dniu jego śmierci wysłano ten podniosły telegram, wytrwały w swojej wierności dla ideałów socjalizmu?
Przewodniczący Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
Towarzysz Bolesław Bierut
W dniu pogrzebu Wielkiego Stalina serdecznego przyjaciela dzieci polskich i całej postępowej ludzkości, w dniu ciężkiej żałoby narodowej i bólu, my młodzież szkolna i Grono Nauczycielskie Szkoły Podstawowej w Iłowie pow. Działdowo, składa na Wasze ręce ślubowanie wierności wskazaniom Wielkiego wodza i Nauczyciela naszego i jeszcze ściślejsze zespolenie się wokół Partii i Was zapewniając jednocześnie o bardziej wytężonej pracy naszej dla budowy socjalizmu w Polsce i obrony Pokoju światowego.
Szkoły przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych przodowały w ogóle w wychowaniu patriotycznym młodzieży. Na stronie Szkoły Podstawowej w Radzowicach możemy przeczytać, że w roku szkolnym 1949/1950:
2 października odbył się wiec w sprawie pokoju „zwołany przez kierownika szkoły”. Na wiecu przemawiał Wacław Skulski, który „zobrazował zebranym okropności wojny, wzywał zebranych do walki o pokój poprzez pracę, braterstwo, zwartość społeczną”. Zebrani uchwalili rezolucję: ”My zebrani na wiecu przyrzekamy stać na straży pokoju poprzez pracę, podporządkowanie się wszelkim rozporządzeniom rządu i Polskiej Zjednocznonej Partii Robotniczej”. 13 X w świetlicy Straży Pożarnej w Radzowicach miał miejsce „uroczysty obchód ku czci przyjaźni polsko – radzieckiej”. 16 listopada odbyła się uroczysta akademia ku czci Aleksandra Puszkina. Odczytano kilka wierszy poety w tłumaczeniu Tuwima. „5 grudnia klasa V pisała list do dzieci radzieckich”. 21 grudnia 1949 r. o godzinie 18 w świetlicy odbyła się uroczysta akademia z okazji 70- lecia urodzin Józefa Stalina.
Wydaje się, chociażby oglądając Polską Kronikę Filomową z tamtych czasów, że wszyscy traktowali siedemdziesiąte urodziny wodza wyjątkowo uroczyście i poważnie, a dokonywane z tej okazji czyny i podejmowane postanowienia były jak najbardziej szczere i piękne.
Co zostało z tamtych czasów? Co zostało z rzekomo spontanicznych gestów i obietnic? Pamiętam, jak moja zmarła ciocia opowiadała, że zerwała z chłopakiem, którego bardzo kochała, ponieważ nie okazywał dostatecznej żałoby po śmierci Stalina. Po latach wspominała o tym z niedowierzaniem i rozżaleniem. Jak będą w połowie tego stulecia wspominać dzisiejsze czasy krośnieńscy gimnazjaliści i uczniowie podstawówki, którzy w swojej świeckiej szkole podziękowali za dar beatyfikacji Jana Pawła II?
Wyjątkowy program słowno – muzyczny wzbogacony został o prezentację multimedialną, która przedstawiała najważniejsze momenty z życia Papieża – Polaka. Uczniowie przypomnieli zgromadzonym słowa Karola Wojtyły, również te wypowiedziane na polskiej ziemi i te, które najbardziej utkwiły wszystkim w pamięci. Młodzi ludzie jeszcze raz udowodnili, jak bliska jest im postać Karola Wojtyły – człowieka tak zwyczajnie niezwykłego, że aż świętego.
Czy pamięć o polskim papieżu długo jeszcze będzie kwitła w szkole, w której – co już kiedyś pokazywałem w tym blogu – pomniki bywają przykryte warstwą śmieci? Czy dzieci, które przyjdą do tej szkoły za lat dwadzieścia i trzydzieści, będą oddawać hołd tym samym autorytetom, co obecne? I czy obecne pokolenie będzie o Janie Pawle II pamiętało coś więcej, niż to, że „od kremówek wszystko się zaczęło”? Czytając komentarze pod artykułem na krośnieńskim portalu, śmiem twierdzić, że trzeba będzie znaleźć jakiś nowy pretekst do organizowania „spontanicznych” akademii.
Polski język obcy
Reklama jednego z polskich banków zainspirowała mnie ostatnio do rozmyślań nad systemem kształcenia w polskich szkołach i doprowadziła do innowacyjnych wniosków, które będę chyba musiał przedstawić w jakimś memorandum do minister edukacji.
Od pewnego czasu dość często bowiem widzę w telewizji uśmiechniętą kobietę, jak wynikałoby z kontekstu jest ona pracownikiem banku, która – pokazując dwoje uśmiechniętych ludzi – informuje nas, że ma z nimi coś wspólnego. Co to jest dokładnie, nie jestem pewien, bo mówi tak: „Tej parze pomogłam kupić swoje pierwsze własne mieszkanie”.
Zastanowiwszy się dokładniej nad związkiem między podmiotem domyślnym tego zdania a użytym w nim zaimkiem dzierżawczym „swój” i jego rolą, jestem skłonny uznać, że mieszkanie, o którym mowa, to pierwsze mieszkanie nie pary klientów banku, ale właśnie reklamującej bank kobiety. Tylko czemu musiała im ona pomagać, by kupić sobie swoje mieszkanie? I jaka była ich rola w tej transakcji?
Wniosek z tego jest prosty. Ministerstwo edukacji powinno poważnie rozważyć wycofanie ze szkół języka angielskiego, niemieckiego, francuskiego, rosyjskiego, hiszpańskiego, włoskiego i wszelkich innych. Język polski jest wystarczająco obcy.
Egzamin z wiedzy tajemnej
Ten wpis ujawni czytelnikom pilnie strzeżony sekret. Od wczoraj kolejne osoby nerwowo pytają mnie, czy nie mam czasem wiedzy tajemnej o tym, kiedy odbywa się egzamin potwierdzający kwalifikacje zawodowe dla absolwentów techników i szkół policealnych. Otóż mam.
Zgodnie z wiadomym od wielu miesięcy poufnym harmonogramem, absolwenci szkół średnich technicznych w całej Polsce przystępują do części pisemnej egzaminu jutro (poniedziałek, 13 czerwca 2011) w samo południe (ciekawe, czemu, przecież północ bardziej by była pomocna w zachowaniu dyskrecji). Kolejny harmonogram, równie tajny, pozwala się zorientować, kiedy zdajemy część praktyczną egzaminu.
Strażnikami sekretu, który niniejszym ujawniam, pilnie strzegącymi go przed absolwentami techników, są Centralna Komisja Egzaminacyjna, Okręgowe Komisje Egzaminacyjne (m.in. nasza, w Krakowie), Ministerstwo Edukacji Narodowej, liczne fora internetowe, a nawet Wujaszek Google.
Za zdających jutro egzamin trzymam kciuki. Oby to nie był dla Was arkusz wiedzy tajemnej.
Cytat dnia
Najpopularniejszym postem na moim blogu w ciągu ostatniego miesiąca jest wpis zawierający słowa tegorocznej maturzystki, która z niewinną miną i – jak zakładam – zupełnie nieświadoma tego, co mówi, zwróciła się do mnie z prośbą: „Zrób mi dobrze, przeleć mnie”.
Pozwolę sobie w takim razie przedłożyć czytelnikom kolejny cytat. I doradźcie, czy zaliczyć takie zdanie jako zakończenie listu prywatnego? Oto ono: „I want to do you with all my family” („Chcę Cię przelecieć z całą moją rodziną”). Właściwie, wraz z następującym po tym zdaniu zwrotem grzecznościowym, jest to jeden z najbardziej zrozumiałych fragmentów listu.
Takie oto rzeczy muszą znosić nauczyciele języków obcych w wypowiedziach pisemnych i ustnych swoich uczniów i uczennic.
Drożyzna
Kończy nam się rok szkolny, który był wyjątkowy między innymi dlatego, że takiej drożyzny nawet obecni maturzyści nie pamiętają. Dla mnie, pamiętającego czasy sprzed denominacji złotego, czterocyfrowa cena batona w sklepie szkolnym nie była sensacją, którą warto było fotografować, ale dla nich – owszem. W innych szkołach też takie ceny?
Na szczęście idą wakacje, więc będziecie mogli wszyscy zaoszczędzić (a może i zarobić) na przyszłoroczne batony. A Tomek może i na komórkę z lepszym aparatem…
Czysta krew
Mam obecnie czterdziestu jeden uczniów, o których nie przywykłem słyszeć dobrego słowa, ponieważ – sądząc po płaczu i zgrzytaniu zębów nauczycieli – są oni koszmarami śniącymi się po nocach, a lekcja z nimi to prawdziwa udręka, po której niejeden mój kolega i niejedna koleżanka nerwowo dzielą się swoimi frustracjami w pokoju nauczycielskim. Początkowo, będąc świadkiem wyjątkowo emocjonalnych reakcji, okazywałem zdziwienie i próbowałem tych uczniów bronić, ale z czasem przestałem zabierać głos i przyzwyczaiłem się, że w nauczycielskim slangu otrzymali oni jednoznaczną, dla wszystkich innych zrozumiałą ksywę. Stali się „wampirami”, bo wysysają z ciała pedagogicznego krew i pozbawiają je energii.
Dziwne, bo moje akumulatory wyraźnie się podładowują, gdy idę na lekcję z tymi „wampirami”. To prawda, że wyniki meczu Wisły Kraków interesują ich bardziej, niż zdania warunkowe w języku angielskim. To prawda, że na portalach społecznościowych popisują się różnorakimi eksperymentami z ekshibicjonistycznym rozmachem, a skala tych eksperymentów może budzić podziw albo wpędzać w kompleksy. W wyrażaniu poglądów i stosunku do autorytetów są o wiele odważniejsi i bardziej bezpośredni, niż byli ich starsi koledzy kilkanaście lat temu, nie wspominając już o nas.
Ale rzeczywistość jest taka, że gdy siedzę z nimi w pracowni, prawie każdy ma podręcznik otwarty tam, gdzie należy, panuje spokój i cisza, może nie jak makiem zasiał, bo nikt nie boi się odezwać, ale też nikt nie musi podnosić głosu, by być usłyszanym. Nie przekrzykujemy się, nie przeszkadzamy sobie, robimy wspólnie to, co sobie założyliśmy. Nie mogę sobie jakoś wyobrazić, że ci sami uczniowie wdają się z niektórymi nauczycielami w wulgarne pyskówki, lekceważą ich i obrażają. Jak dla mnie, są prawie idealni i niezawodni niczym szwajcarskie zegarki. Bywa, że mnie to nawet trochę zastanawia.
Po wielu długich miesiącach przestałem się wtrącać i przerywać narzekania innych nauczycieli na wampiry z technikum. Ale tym większą niespodzianką było dla mnie niedawno, gdy taki wylew negatywnych emocji przerwała jedna z koleżanek i zaczęła ich chwalić. Powiedziała z uśmiechem na ustach, że to najbardziej dogadane chłopaki, jakich można sobie wyobrazić. Że łatwo ich jest zmobilizować do podjęcia każdego wyzwania i że we wszystko, co robią, angażują się po kres swoich możliwości. Chciałoby się powiedzieć, że wyjęła mi te słowa z ust, a wampiry znalazły kolejnego sojusznika w pokoju nauczycielskim. Szacun, Siostro, witaj w naszym gronie, rozgość się na kanapie i razem z nami rozkoszuj się smakiem krwi ulubionego typu. Od niedawna dostępna w czteropakach.