Pamiętam, jak w podstawówce wsypywaliśmy mojej polonistce do kawy ziemię z doniczek albo okruchy kredy, albo jak się z niej nabijaliśmy, gdy puściło jej oczko w rajstopach. Nie żebym był dumny z tego, co z nią wyprawialiśmy, albo żebym dzisiaj, po latach, odczuwał jakieś potworne wyrzuty sumienia i nie mógł spać po nocach.
Ale podziwiam panów z II b, którzy ostatnio na lekcji ostrzegli mnie, że się niechcący przywiązałem do krzesła i mogę się przewrócić. Na ich miejscu czekałbym w napięciu na moment, kiedy zaplątana wokół nogi od krzesła sznurówka zrobi swoje i będzie „beka”. Co za szlachetne pokolenie, co za bezinteresowność!