Po powrocie z Zuzanną z koncertu Manaamu, na którym – z jakiegoś powodu – spotkaliśmy niejaką Olgę J., odetchnąłem z ulgą.
Od kilku dni całymi godzinami słucham w mediach o tym, jak to żoliborska prokuratura postawiła Oldze J. zarzut posiadania 2,83 grama marihuany i jak to sprawa trafi do sądu, gdzie Oldze J. grozi do trzech lat więzienia.
W dodatku od wczoraj słyszę co chwila o tym, jak to na wniosek znanego, atrakcyjnego emeryta z jedynie słusznej partii, policja przeszukała gościa wychodzącego ze stacji telewizyjnej po programie, ponieważ przypiął sobie do klapy 0,2 grama nieznanej substancji.
Zastanawiałem się, czy miałbym z kim zamienić kilka ciepłych słów podczas kolejnego wieczornego spaceru z Zuzanną, gdyby policja zatrzymała wszystkie osoby posiadające 3 gramy marihuany albo 0,2 grama nieznanej substancji. Myślę, że wyglądałbym jak Will Smith ze swoim owczarkiem niemieckim na pustych ulicach Nowego Jorku w scenach z filmu „I Am Legend”.
Olga J. pojawiła się na koncercie Manaamu, tysiące ludzi po koncercie, na którym wcześniej wystąpiła Sylwia Grzeszczak, wypiło spokojnie piwo siedząc na ławkach na skwerach między blokami, ja przeszedłem przez dwa osiedla z psem bez kagańca, i wszyscy jesteśmy nadal na wolności. Może jest jeszcze jakaś nadzieja, że filmy katastroficzne pozostaną w sferze fantazji.