Że w szkole państwowej wisi godło, sprawa oczywista. Z krzyżem jest już trochę trudniejsza sprawa i bywa, że są wokół niego kontrowersje. Trudno zresztą, by było inaczej, bo jest to symbol, który odgórnie nakazywano wieszać w szkołach i innych instytucjach publicznych w czasach, gdy w różnych krajach do władzy dochodzili faszyści, w dodatku trudno jego obecność, jako jedynego symbolu religijnego, wyjaśnić komukolwiek we współczesnej, wielokulturowej Europie, sięgającej do swoich różnorodnych, nie tylko chrześcijańskich korzeni.
Zgodnie z literą prawa, w Polsce dopuszczamy obecnie wieszanie krzyża z głębokiej, wewnętrznej potrzeby młodzieży szkolnej i pracowników przebywających w szkole, nie ma więc tego przymusu, a z obecności krzyża wypada się w tej sytuacji szczerze cieszyć (jeśli jego obecność rzeczywiście jest tak spontaniczna, jak wydawało się legislatorom: „W pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż. W szkole można także odmawiać modlitwę przed i po zajęciach. Odmawianie modlitwy w szkole powinno być wyrazem wspólnego dążenia uczniów oraz taktu i delikatności ze strony nauczycieli i wychowawców”).
Kilka tygodni temu w jednej z krakowskich szkół zobaczyłem coś, co zaprawdę mnie urzekło. Godło, wiadomo, jest wszędzie. Krzyż, chociaż wielu jest przeciwników jego obecności, też można powszechnie spotkać nad szkolnymi tablicami. Dlaczego natomiast tak wielką rzadkością jest widok, który uwieczniłem na poniższym zdjęciu? Herb Krakowa, wiszący tuż obok godła państwowego, wydaje się w placówce podlegającej miastu bezdyskusyjnie uzasadniony. Nawet jeśli nie przewiduje tego żadna ustawa czy rozporządzenie, herb jak najbardziej jest na swoim miejscu i myślę, że nikt by z tym nie miał ochoty polemizować.