Pomnik Jana Pawła II na placu Daszyńskiego w Częstochowie trzeba było chronić przed wylewnymi oznakami miłości malujących go sprejem wiernych jeszcze przed oficjalnym odsłonięciem. Po trzech latach sterczenia na środku placu tej „szpetnej zawalidrogi” ktoś jej nie dopilnował i wandale zniszczyli patynę na 40% powierzchni bryły, a straty szacowane są na 5 tysięcy złotych. Postać papieża została – prawdopodobnie celowo – oblana oleistą substancją.
Pomnik od początku budził kontrowersje i wielu mieszkańców Częstochowy było mu przeciwnych. O tym, że była to raczej karykaturalna forma bałwochwalstwa niż taktowny dowód uznania autorytetu papieża, mówiło się dość często i sam także pisałem o tym w blogu. Dodatkowym argumentem protestujących przeciw pomnikowi papieża był fakt, że poświęconych mu miejsc i monumentów w Częstochowie już wówczas nie brakowało, a miasto wydawało się mieć wiele innych potrzeb niż kolejny pomnik poświęcony tej samej osobie.
Za Janem Pawłem II nie rozpaczałem i od dawna nie wstydzę się do tego przyznać. Na początku odczuwałem z tego tytułu pewne rozterki i wyrzuty sumienia, ale przeszło mi całkiem kilka dni temu, gdy przypadkowo spotkany absolwent sprzed kilku lat powiedział mi, że mój milczący dystans do wszechobecnej żałoby w kwietniu 2005 roku podniósł go lekko na duchu po trzech godzinach lekcji z płaczącymi nauczycielami innych przedmiotów.
Samego Jana Pawła II, chociaż na jego postać i nauczanie patrzę krytycznie, zwyczajnie mi szkoda. Bezrefleksyjny kult jego osoby przynosi mu – moim zdaniem – więcej szkody, niż pożytku. Uważam, że na to wszystko nie zasługiwał. Nie, nie chodzi mi o to, że nie zasługiwał na stawianie mu pomników, nazywanie szkół, instytucji i fundacji jego imieniem. Nie zasługiwał na to, by wskutek bezmyślnego kultu jednostki stać się dla ludzi młodych, którzy już go nie pamiętają, autorytetem wątpliwym, kontestowanym, którego pomniki gorliwie się niszczy, a fora internetowe puchną od obelg i oskarżeń pod jego adresem. Czytając posty można mieć wątpliwości, czy ci, którzy dopuścili się dewastacji pomnika, nie będą kiedyś uważani za bohaterów.
My, dorośli, narzekamy ciągle na to, że młodzi nie mają autorytetów. Ale na przykładzie Jana Pawła II widać świetnie, jak łatwo można dobić największy nawet autorytet i zaprzepaścić szansę na to, by szacunek dla niego przyniósł owoce więcej niż jednemu pokoleniu.