Z blogu kolegi belfra dowiedziałem się o inicjatywie posłów jedynej słusznej partii, polegającej na zobowiązaniu wszystkich szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, by każdy dzień w szkole rozpoczynał się od uroczystego odśpiewania hymnu państwowego, oraz o decyzji Ministerstwa Edukacji Narodowej, które uznało, iż brak jest przesłanek merytorycznych do zobligowania szkół do takiej formy edukacji historycznej i patriotycznej. Tak kolega, jak i portal fronda.pl rwą włosy na głowie i dopatrują się w decyzji ministerstwa kolejnego przykładu na celową depolonizację naszej szkoły.
Przeczytałem uważnie, o co chodzi. Podobno „decyzją MEN zdumieni są wychowawcy, nauczyciele, historycy oraz członkowie organizacji kombatanckich i niepodległościowych.” Przypadkowo jestem i wychowawcą, i nauczycielem, i historykiem, jednak decyzja rządu zupełnie mnie nie zaskoczyła, jestem natomiast zdumiony tym, że komuś mógł przyjść do głowy pomysł, by wycierać sobie gębę „Mazurkiem Dąbrowskiego” i robić sobie farsę w postaci sprowadzania go do jakiegoś cyklicznego bezmyślnego ceremoniału rozpoczynającego każdy dzień w szkole. Na taki pomysł mógł wpaść tylko ktoś, kto szkołę widuje jedynie z daleka, z ósmego piętra swojego wieżowca, przesłoniętą parkiem i kilkoma blokami, i kto w dodatku wyobraża sobie, że szkoła jest tubą propagandową i nie ma do spełnienia żadnych innych funkcji poza przyklaskiwaniem pomysłom polityków. Nie wspominając już o takich drobiazgach jak fakt, że klasy potrafią zaczynać lekcje o różnej porze, a zdarza się nadal, że szkoły pracują na zmiany – często na siebie nachodzące.
Już widzę, jak zastanawiamy się nad powagą obligatoryjnego hymnu w sytuacji, w której ktoś spóźnia się na lekcję, bo nie dokończył papierosa, musiał dać popis palenia gumy na parkingu szkolnym, nie zdążył zjeść kebaba albo miał inny, mniej lub bardziej poważny powód, by nie stawić się punktualnie na rozpoczęcie lekcji. Jeszcze mi w zmaganiach z tymi patologiami hymn państwowy potrzebny…
Ale prawdziwym majstersztykiem jest akcja propagandowa mająca przekonać Polaków, że tą decyzją rząd zakazuje śpiewania hymnu w szkołach. Cóż to za gimnastyka logiczna, by z odmowy wprowadzenia obowiązku rozpoczynania dnia od śpiewania hymnu zrobić akt depolonizacji i przedstawiać ją jako formę zakazywania używania hymnu! Tak jakby hymnu nie śpiewano podczas szkolnych uroczystości, w momentach ku temu stosownych i naprawdę podniosłych. Cóż, może właśnie o taki zamęt w głowach chodziło. Bo przecież chyba nikt tak naprawdę nie wyobrażał sobie, że inicjatywa obowiązkowego zbiorowego śpiewania hymnu przez wszystkich uczniów codziennie rano ma jakiś sens.