Nie byłem pewien, czy dobrze robię, gdy 18 lipca tego roku spełnialiśmy z Tomkiem wolę pewnej Królowej Śniegu. To było takie nowe rozdanie. Zupełnie nieoczekiwane. Takie małe trzęsienie ziemi.
Ale dzisiaj wiem, że to było słuszne. Coś umarło, pewne drzwi zostały zatrzaśnięte. Jestem bardzo wdzięczny za to, że siedzimy nadal przy stole. Gościom jestem wdzięczny, że pomagają nam dogasić światła na ganku. Nie są już nikomu potrzebne, nikt już nie musi posługiwać się nimi, by odnaleźć drogę do domu. Żadna Gerda nie będzie szukała Kaja na siłę, a w naszej bajce tak naprawdę jest tylko jeden Kopciuszek. Jest nim Królowa Śniegu. I nigdy nie odsłoni ona przed Kajem swoich prawdziwych barw. Niestety.
Makaronowe nadziewane rurki z jednego, wspólnego talerza, były mi dzisiaj smaczniejsze niż najbardziej wykwintny kawior.
Dobranoc :* Po raz nie pierwszy i nie ostatni.