Już tylko niespełna trzy miesiące dzielą nas od historycznej uroczystości zaślubin brytyjskiego następcy tronu, księcia Williama, i jego wybranki, Kate Middleton. To inspirujące i pobudzające do patriotyzmu wydarzenie można, jak się okazuje, przeżywać na wielu płaszczyznach. Wszak stosunek płciowy z ukochaną osobą, jak głosi motto reklamowe Heritage Condoms, to równie wyjątkowa, niezapomniana okazja, jak królewski ślub.
I stąd pomysł wypuszczenia na rynek specjalnej okolicznościowej serii prezerwatyw, w opakowaniach po trzy sztuki za jedyne 5 funtów. Ten „król pośród kondomów”, łącząc w sobie „książęcą moc” i „wrażliwość księżniczki”, stanowi gwarancję iście „monarszej przyjemności”. Kolekcjonerskie pudełeczko z wizerunkiem książęcej pary zawiera, oprócz trzech prezerwatyw, także pamiątkowy portret Williama i Kate, „stworzony specjalnie na potrzeby Crown Jewels”.
Nazwa handlowa prezerwatyw to prawdziwy majstersztyk marketingowy i sprytna gra słów. Klejnoty królewskie to bowiem nie tylko przechowywane w the Tower of London od 1303 roku insygnia władzy, ale – w mowie potocznej, podobnie jak po polsku – określenie męskich narządów płciowych, szczególnie jąder. Klejnoty – jedne i drugie – zasługują bezwzględnie na troskliwą ochronę i są niezwykle cenne.
Warto wiedzieć, że amerykański wyraz „rubber” w języku brytyjskim nie odnosi się do prezerwatyw, lecz do gumek używanych do wycierania znaków naniesionych ołówkiem. Trzeba się też wystrzegać przenoszenia na angielski polskiego wyrazu „prezerwatywa”, ponieważ „preservatives” w języku angielskim ma zupełnie odmienne znaczenie i oznacza po polsku „konserwanty”.
Nie wątpię, że producent „Crown Jewels” przedkłada sukces finansowy niniejszego pomysłu nad patriotyczny wymiar całego wydarzenia, ale zastanawia mnie, na ile coś podobnego mogłoby mieć miejsce w Polsce. I w jakiej roli wystąpiłyby nasze najbardziej polskie media – reklamowałyby ten rodzaj umiłowania ojczyzny czy rozprawiałyby się z nim z całą swoją narodową surowością.