Wysiadam trochę za wcześnie na przebudowanym w ostatnich latach Rondzie Mogilskim i idę wolno spacerkiem do pracy. Mam dużo czasu, więc wchodzę do jakiegoś przytulnego, prowadzonego przez paru młodych chłopaków, baru śniadaniowego na Rakowickiej. Kupuję małą kawę i idę dalej. Spacerkiem przechodzę przez niedawno oddany do użytku pasaż handlowy na nowym dworcu kolejowym Kraków Główny, kupuję sobie na śniadanie sałatkę. Przecinam z sałatką w garści świeże osiedle apartamentowców i jestem w pracy.
Jem – plastikowym widelcem – spokojnie. I tak nikt nie przyjdzie. Nie wiem w ogóle, jakim cudem ja dotarłem przez te kilometry nowych dróg, dwie budowy wiaduktów, nową linię tramwajową. Nikt więcej tutaj nie dotrze. Po drodze słyszałem w radiu, że Tusk odchodzi do Brukseli i że zostawia po sobie zgliszcza.
Zdziwiony, wyglądam na zewnątrz z drugiego piętra. Jakieś tłumy budowlańców wykańczają właśnie nowy parking, a przy okazji robią hałas tak straszny, że muszę szczelnie domknąć wszystkie okna, jeśli mam słyszeć własne myśli.
No tak, na zewnątrz same zgliszcza i ruiny, dziwne, że moje miejsce pracy jakoś się ostało. Ale przez te zgliszcza i ruiny nikt pewnie nie dotrze. Mam spokój.
Tak przy okazji, niektórzy mają naprawdę posrane w głowach. A bywa, że pracują w mediach, niestety.