Bywa, że bardzo kogoś szanuję, chociaż zupełnie się z nim nie zgadzam w wielu fundamentalnych sprawach. Na przykład mojego byłego studenta Adama, którego ekspercką pomoc bardzo sobie cenię, mojego znajomego Wiesława, którego poglądy z moimi w wielu kwestiach nie mają żadnego wspólnego mianownika, albo Marka Jurka, polityka niezłomnego i do bólu uczciwego. Ludzie ci potrafią się od innych różnić w sposób piękny, to znaczy, że różnice – nawet jeśli są zasadnicze – nie zamykają drogi do dialogu i współpracy.
Na takich ludzi potrafię oddać swój głos w wyborach, czego przykładem jest konserwatysta Komorowski, wybrany na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej między innymi przeze mnie. Wolałem zagłosować na kogoś takiego, chociaż różnimy się poglądami w wielu sprawach, niż na kogoś, kto pozwala sobie na kwestionowanie wyboru dokonanego przez ponad połowę Polaków, którzy poszli do urn. Gdy czytam dzisiaj oskarżenia rzucane pod adresem prezydenta o to, że współpracował z komunistycznymi służbami specjalnymi, walczył z kościołem, albo że jest rosyjskim agentem, wstyd mi za popaprańców, którzy wypisują te bzdury.
Komorowski natomiast utwierdził mnie właśnie w przekonaniu, że – mimo dzielących nas różnic – dokonałem trafnego wyboru. Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego z zażenowaniem słuchało się o tym, jak to ten czy ów obraził majestat głowy państwa i prowadzi się przeciwko niemu postępowanie. A to jakaś niszowa gazeta opublikowała karykaturę prezydenta, a to bezdomny pijaczek obrzucił go bluzgami w obecności policji… Doszło do karykaturalnych sytuacji, kiedy to ludzie z marginesu próbowali ubliżać prezydentowi po to, by dostać się do więzienia i mieć dach nad głową.
Bronisław Komorowski został ostatnio pokazany w „Gazecie Polskiej” z sierpem i młotem na czole, co miało być ilustracją artykułu stawiającego tezę, iż prezydent mógł być współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL. Forumowicze, blogerzy i komentatorzy nazywają go „Komoruskim” i oskarżają o „zabicie” czy współudział w „zabiciu” poprzednika. Jeden z zalogowanych komentatorów na Onecie, posiadający dość dyskusyjny awatar i dwie gwiazdki stałego forumowicza, wpisał jako swoje motto na portalu: „Sram na rzadko na komuchów i faszystów z Platformy Oprychów, Sojuszu Lewych Dochodów i Prosowieckiego Syfu Ludowego”. Twierdzi, że „naród polski nie chce takiego namiestnika” i że prezydent może sobie być „preziem co najwyżej tej swojej Budy Ruskiej”. Za tydzień kolejny dziesiąty dzień miesiąca i na Krakowskim Przedmieściu pewnie znowu dojdzie do wiecu zwolenników opłacanego z naszych podatków Jarosława Kaczyńskiego, który nazywa prezydenta publicznie „złym człowiekiem” wybranym jedynie „przez przypadek”.
Mimo ciągłego obrażania, mimo irracjonalnych i najbardziej szmatławych oskarżeń, Bronisław Komorowski nie ma zamiaru nikogo ścigać czy oskarżać o obrazę, a nawet – jak się okazuje – jest przeciwny zapisom w kodeksie karnym, które umożliwiają ściganie za obraźliwe słowa wypowiedziane o głowie państwa. Prezydent uważa, że ten artykuł powinien zniknąć z kodeksu karnego.
No właśnie, na walkę z wiatrakami chamstwa i głupoty szkoda chyba czasami czasu i energii. Obłudę „Gazety Polskiej” i jej artykułu ładnie zdemaskowano tutaj.