Na Facebooku zapanowała ostatnio moda na zmienianie swojego profilowego zdjęcia na obrazek z kreskówki, więc na liście znajomych zaroiło się nagle od psów Reksiów, Rumcajsów, królewień Śnieżek i postaci z mangi. Właściwie zupełnie mnie nie obchodzi, co kto sobie wstawia na swoim profilu w portalach społecznościowych, ale w przypadku Facebooka (a także Gmaila i Skype’a), wszystko to importuje mi się do listy kontaktów w telefonie komórkowym i od jakiegoś czasu miałem coraz częściej wrażenie, że gdy próbuję do kogoś zadzwonić albo wysłać SMS-a, muszę najpierw obejrzeć całą dobranockę. To samo w moim oknie komunikatora Tlen, w którym większość kontaktów to właśnie użytkownicy Facebooka, spora grupa czatujących przez pocztę Gmail, a jakiś maleńki procent to korzystający z Tlenu, Jabbera, Gadu-Gadu czy Yahoo!Messengera.
Dlatego bezlitośnie usunąłem około stu znajomych i usuwam nadal wszystkich, których dotyka kreskówkowy wirus. Facebook to dla mnie w zasadzie przede wszystkim sposób na śledzenie pewnych witryn, gazet i blogów, na podobnej zasadzie jak Google Reader, a nie na kultywowanie zwyczajów przeniesionych z Naszej Klasy i Gadu-Gadu.
Setka znajomych zniknęła, ale lista osób dostępnych na czacie wreszcie zapełniła się … ludźmi. Pięknie wygląda.