Na profilu użytkownika domagającego się legalizacji prostytucji i zioła pokazało się zdjęcie, którego w ogóle nie rozumiem.
Dlaczego niby największy na świecie pomnik Aragorna, jednego z bohaterów Tolkienowskiej trylogii, miałby być używany jako argument na rzecz legalizacji marihuany czy fiskalizacji prostytucji? Zupełnie tego nie ogarniam.
Podobnie jak nie rozumiem, czemu ktoś próbuje ten sympatyczny znak miłości do literatury fantastycznej mieszać z religią i wciągać w głupawe bicie rekordów.
Cenię sobie powieści J. R. R. Tolkiena i jestem głębokim zwolennikiem kultu Aragorna. Polacy, bądźcie dumni. Macie naprawdę największego, nawet jeśli to niektórych śmieszy.