Geniusz tak zwanej „zjednoczonej” lewicy, który umiejscowił niegdyś na osi czasu Powstanie Warszawskie w roku 1989, jego zdaniem dokładnie rok po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego (1988), zabłysnął niedawno któregoś ranka kolejną sensacją. Tym razem popisał się nie wiedzą historyczną, a raczej odkryciem w dziedzinie matematyki, prawdopodobieństwa, albo sam nie wiem czego. Może po prostu wykazał się optymizmem na niespotykaną skalę.
Otóż podobno Pani Doktor Ogórek otrzyma w wyborach prezydenckich niespotykanie wielką liczbę głosów. Należy liczyć na wynik „co najmniej dwucyfrowy”. Co najmniej dwucyfrowy, myślę sobie, to nie tylko 10% czy 27%, ale także dające zwycięstwo w pierwszej turze 53% (dla przykładu) czy też 98%. Ale „co najmniej dwucyfrowy” wyraża potencjalną możliwość otrzymania przez Panią Doktor Ogórek wyniku, który da się w procentach wyrazić liczbą trzycyfrową. Ciekawe, jaką. 100% jest teoretycznie możliwe. Ale 130% czy 400% głosów w wyborach można dostać chyba tylko po drugiej stronie lustra. W liczby cztero- czy pięciocyfrowe już się nie będę zapuszczał, pozostaje tylko nadzieja, że Pan Poseł, skądinąd magister inżynier, miał na myśli cyfry w rozwinięciu dziesiętnym ułamka.