Kilka miesięcy temu, gdy w Polsce spadł właśnie pierwszy śnieg, w Paryżu było jeszcze zielono, ale paraliżujący chłód przejmował nas na wskroś tak potwornie, że aż ciężko nam było rozmawiać pędząc przez dziedziniec Luwru. Tymczasem w połowie drogi między piramidą a placem Concorde grupa przedszkolanek bezlitośnie hartowała dzieci. Pamiętam, że wprawiło mnie to w osłupienie. Dzieci zdawały się radosne i szczęśliwe, a ja miałem wrażenie, że te dość specyficznie ubrane panie znęcają się nad nimi z niepojętym okrucieństwem.
Kawałek dalej popatrzyłem na rzeźby na cokole i doszedłem do wniosku, że w ogóle ciężki żywot mają dzieci we Francji.