Nowosądeckie lachony

Wystarczy pojechać kilkadziesiąt kilometrów na południe, nie wyjeżdżając nawet z województwa małopolskiego, a język polski już zaskakuje. I to nie tyle góralskimi regionalizmami czy gwarą, ale całkowitą zmianą znaczenia wyrazów, a przynajmniej – jak się wydaje – rejestru językowego. Bo aczkolwiek słowo lachon samo w sobie nie jest mi ani obce, ani mnie nie bulwersuje, to do imprezy organizowanej pod patronatem ośrodka akademickiego (nawet takiego młodego i niewielkiego) jakoś mi nie przystaje. Zresztą, wystarczy zerknąć na wyniki wyszukiwania obrazów ze słowem kluczowym „lachon” w Google.


Dzisiaj usłyszałem w serialu z BBC zdanie, które bardzo mnie zaskoczyło, tym bardziej, że nie ma tygodnia, bym nie zwrócił któremuś z uczniów uwagi na kolokację take a photo. Mówiący zwykle piękną angielszczyzną młody bohater serialu powiedział ni stąd ni zowąd (tyle, że dało się to uzasadnić kontekstem i pewnym skrótem myślowym): „I’ve done the photos”. Trzykrotnie cofałem film, żeby się upewnić.
I myślę sobie, że dobrze by było, by egzaminatorzy, którzy będą sprawdzali prace maturalne tych moich Stachów w maju mieli w sobie dużo pokory, zanim uznają coś za błąd. Gdybym na przykład jako rodzimy użytkownik języka polskiego został spytany o to, czy Anglik zdający maturę z języka polskiego może w formalnym kontekście użyć słowa „lachon”, bez cienia zastanowienia powiedziałbym, że nie. A tu się okazuje, że można.
Studentom z Nowego Sącza życzę w maju miłej zabawy. Stachowi, żeby zdał z matematyki i mógł przystąpić do matury. Egzaminatorom – wyobraźni.