Omran Daqneesh, pięcioletni chłopiec z Aleppo, stał się wczoraj słynny, gdy jego zdjęcie, zrobione w karetce po tym, jak wyciągnięto go z gruzów po nalocie bombowym, obiegło wczoraj świat, pokazywane we wszystkich (no może nie wszystkich) telewizjach i przekazywane na portalach społecznościowych.
Na budujących mury, zamykających drzwi i serca przed uciekinierami z obszarów objętych wojną i głodem, zdjęcia mają ograniczony wpływ. Gdy w ubiegłym roku w podobny sposób, niczym wirus, rozprzestrzeniło się po monitorach naszych komputerów i ekranach telewizorów zdjęcie, na którym trzyletni Aylan Kurdi leży martwy na plaży w Bodrum w zachodniej Turcji, pojawiły się głosy, że zdjęcie to było manipulacją i zostało zainscenizowane (fakt, że przed wykonaniem słynnego zdjęcia ciało martwego chłopca najprawdopodobniej rzeczywiście było przenoszone).
Może odrobinę większą siłę rażenia od zdjęcia ma film. Może poruszy sumienie chociaż niektórych spośród tych, którzy czują się bezpiecznie i wygodnie w swoich twierdzach z betonu, dosłownie i w przenośni. Ci z nas, którzy spędzili kiedyś przed laty urlop w Damaszku, Aleppo czy w Syrii w ogóle, a dzisiaj widzą zdjęcia miejsc w naszych wspomnieniach przebarwnych i tętniących życiem, a dziś przypominających Warszawę po Powstaniu, wiedzą jak bardzo mogą być kruche te nasze mury.