Do autobusu, którym kilka dni temu jechałem do pracy, wsiadł na jednym z przystanków nastoletni chłopak w potwornie tandetnej, zarówno z uwagi na materiał, z którego była wykonana, jak i na projekt graficzny, patriotycznej bluzie. Bluza była intensywnie błyszcząca i pełna krzykliwych, biało-czerwonych akcentów, w większości układających się na całej powierzchni bez ładu i składu, raczej przypadkowo, aczkolwiek w górnej części przeważał kolor biały, a w dolnej czerwony, a ponadto na plecach abstrakcyjne kolorowe figurki układały się w postać przypominającą orła. Plecak miał obwieszony symbolami narodowymi i organizacji patriotycznych.
Chłopak stanął metr ode mnie i słuchał czegoś przez wetknięte w uszy, a jakże, białe słuchawki, a ja zacząłem się po nim spodziewać wszystkiego, co najgorsze. O dziwo, gdy na kolejnym przystanku starsza pani o kulach i w dodatku z dwoma siatkami zakupów zaczęła się zbierać do wysiadania, rzucił się spontanicznie do udzielania jej pomocy. Tym jednak nadal jeszcze nie wzbudził we mnie zaufania. Kilka przystanków dalej byłem już prawie pewien, że jest wcieleniem zła, gdy rzucił się na siedzenie, które akurat się zwolniło. Okazało się jednak, że przysiadł na nim tylko na moment, żeby przepuścić przechodzącą z plecakiem dziewczynę, a gdy tylko przeszła, szarpnął delikatnie za rękaw staruszkę stojącą trochę bardziej z przodu, wskazał miejsce, które przez chwilę tylko zajmował, i ustąpił jej tego miejsca z prawdziwą elegancją.
W miarę jak autobus, dojeżdżając do pętli Dworzec Główny – Zachód, opróżniał się, nic już nie stało na przeszkodzie, by i chłopak w biało – czerwonej bluzie usiadł, bo miejsc było pod dostatkiem. Zajął nawet dwa miejsca, na jednym siadając, a na drugim kładąc plecak, ale najpierw rozejrzał się uważnie, by upewnić się, że jest już luźno i wolnych miejsc nie brakuje. Wyjął z uszu słuchawki i schował je starannie do kieszeni plecaka, a z jego czeluści wyciągnął książkę. Nie, nie Dmowskiego bynajmniej, nie wspominając o innych autorach i tytułach, których się mogłem spodziewać. Wyjął podręcznik do chemii i zaczął w nim zgłębiać z wielką uwagą jakieś treści dla mnie zapewne zupełnie niepojęte.
Wysiadając na przystanku na żądanie bardzo grzecznie podziękował kierowcy i pożegnał się.
Gdy sobie pomyślę, że ten chłopak wrócił ostatnio do domu i przekonał się, że liczne obserwowane przez niego profile zostały zablokowane przez Facebooka, to wydaje mi się, że ktoś tu przesadził. W Młodzieży Wszechpolskiej, ONR i wśród urządzających zbiórkę na Marsz Niepodległości nie brakuje pewnie takich chłopaków, którzy – nawet mając przekonania narodowe – zachowują się w mediach społecznościowych grzecznie i inteligentnie jak Krzysztof Bosak oraz kulturalnie niczym ten chłopak w autobusie. Gdy czytam triumfalne i agresywne posty osób i grup, które doprowadziły do akcji masowego blokowania narodowców na Facebooku, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że brzmią one trochę jak pogróżki i że zdają się być dobitnym przykładem tego samego języka nienawiści, przeciwko któremu przeciwnicy narodowców zdają się protestować.
Jakiś czas temu stanąłem już w obronie grupy młodych chłopaków o narodowych przekonaniach i pamiętam, że nie spotkało się to z wielkim zrozumieniem. Teraz pewnie też mój wpis nie każdemu się spodoba, ale trudno. Uważam, że co innego jest tępić jawne przejawy rasizmu, faszyzmu, nietolerancji, nawoływania do nienawiści i przemocy, a co innego dokonać bezmyślnej urawniłowki i uogólnić pod jednym szyldem ludzi naprawdę groźnych, zwykłych – może uciążliwych, ale jednak nieszkodliwych – trolli oraz młodych i szukających ideałów patriotów, którzy – było nie było – poruszają się w końcu w obszarze aksjologicznym, jaki szkoła, kościół i społeczeństwo zdają się im nieustannie podsuwać jako pełen ideałów i wzorców do naśladowania. To chyba najszybszy i najlepszy sposób, by ich wszystkich zradykalizować, przekonując – chyba nie bezpodstawnie – że są prześladowani za swoje wartości i przekonania.