Od kilku dni chodzi mi po głowie odpowiedź, jaką usłyszałem od pewnego nauczyciela na grzecznościowe pytanie o pierwszy dzień w szkole. To nie było mądre pytanie ani nie spodziewałem się odpowiedzi filozoficznej czy sensacyjnej, od tak po prostu, small talk dla podtrzymania rozmowy, niczym mówienie o pogodzie. Jednak to, co usłyszałem, nie daje mi spokoju. Tegoroczne wakacje zaczęły mi się wyjątkowo późno, a jeszcze z przyczyn rodzinnych uległy pewnym ograniczeniom, więc nie zdążyłem się szczególnie za szkołą stęsknić, ale nigdy bym nie powiedział, że pierwszy dzień w szkole, czy jakikolwiek dzień w szkole, był nieciekawy. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy powiedzieć, że było „nudno, jak to w szkole”.
Zawód nauczyciela to wielkie wyzwanie. Gdyby lekarz przyjął w swym gabinecie czterdzieści osób jednocześnie, a każda z tych osób miałaby inne potrzeby, w dodatku niektórzy w ogóle byli przeciwni leczeniu i osobie lekarza, czy nawet otwarcie okazywali wrogość, i gdyby musiał leczyć wszystkich tych czterdziestu pacjentów jednocześnie przez kilka lat, dziewięć miesięcy w roku, zachowując pełną staranność i profesjonalizm, można by powiedzieć, że dane mu było poznać specyfikę pracy nauczyciela.
Nauczyciel, trochę jak aktor, pracuje na scenie. Do lekcji można się przygotować starannie, przynieść ze sobą materiały, ale i tak trzeba to wszystko umieć sprzedać. Liczy się każde słowo, każdy gest, mimika twarzy. Widzowie są bardzo surowi i nie w każdej szkole w ławkach siedzą klakierzy. Reakcje publiczności potrafią czasami tak zaskoczyć, że zapominasz scenariusza, a na suflera w tym zawodzie też nie można liczyć. Ostatnio tak straciłem głowę, gdy w piątek panowie z czwartej mechanika nie wiedzieć czemu wstali, kiedy wszedłem do klasy. Jak na filmach o szkole z XIX wieku. Nigdy dotąd tego nie robili.
William Arthur Ward miał ponoć powiedzieć, że nauczyciel przeciętny wykłada, nauczyciel dobry wyjaśnia, świetny nauczyciel demonstruje, natomiast nauczyciel wybitny dostarcza inspiracji. Jak dostarczanie inspiracji może dla kogoś być nudne? Jak wzbudzać ciekawość uczniów, jeśli ani sam proces, ani jego efekty zupełnie nas nie obchodzą? Jako nauczyciele wkładamy więcej wysiłku w postawienie odpowiednich pytań, a nie dostarczenie gotowych odpowiedzi. To nasi uczniowie powinni rozwiązywać problemy, a nie my za nich. Jak możemy oczekiwać od nich, że zajmą się problemami, które dla nas samych są nudne?
Uczyć nie inspirując to niczym kuć zimne żelazo. A to rzeczywiście musi być niezwykle nużące.
Ucząc, dotykamy przyszłości. Podobno dobry nauczyciel powinien mieć w sobie coś ze świecy, która sama się spala, by innym oświetlić drogę. Spalając się, nawet do cna, świeca i tak na swój sposób staje się nieśmiertelna – nie sposób przewidzieć, jak daleko zaprowadzą naszych uczniów drogi, których początek im oświetlamy.