Dzisiejszym wpisem chciałbym uspokoić wszystkich obywateli, a jednocześnie pogratulować rządowi Rzeczypospolitej i ministrowi Błaszczakowi w szczególności. W dniu święta narodowego rząd odniósł niewyobrażalny triumf w walce z terroryzmem, albowiem oto udało im się wyłączyć mój numer telefonu komórkowego. Wierzę, że społeczeństwo jest dzięki temu o wiele bezpieczniejsze.
Od kilku tygodni dostawałem od mojego operatora nerwowe SMS-y przypominające o konieczności zarejestrowania numeru pod groźbą jego wyłączenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że numer… jest zarejestrowany. Został niedawno przeniesiony od innego operatora, a w celu przeniesienia musiałem się wylegitymować dowodem osobistym i wypełnić cały szereg dokumentów i formularzy. Mimo to, niepokojące ponaglenia przychodziły, bywa że kilka razy dziennie.
Pełen pokory i podziwu dla polskich władz, że wymyśliły tak wspaniały sposób na nasz komfort psychiczny, próbowałem dokonać rejestracji numeru. Niestety, każda próba w każdym punkcie, w którym próbowałem tego dokonać, kończyła się niepowodzeniem, gdyż numer jest już zarejestrowany i nie da się zarejestrować go ponownie. Mimo więc kilkudziesięciu prób w kilkunastu miejscach w trzech różnych miastach, a także kilku reklamacji u operatora drogą internetową oraz trzech rozmów z infolinią, nie udało mi się rozwiązać problemu. A że próbowałem, widać chociażby na tym zrzucie:
Każda z kilkudziesięciu prób kończyła się komunikatem o błędzie i pozostawiała mnie w niepewności, czy mój telefon będzie działał, a notyfikacje są jakimś systemowym błędem, czy też mój telefon zostanie za sprawą systemowego błędu wyłączony, a notyfikacje są w tej sytuacji zasadne. Im bliżej drugiego maja, tym bardziej wątpiłem w to, że uda mi się problem rozwiązać. A drugiego maja straciłem praktycznie wszelką nadzieję.
Pozostaje mi się pocieszać, że ma to swoje dobre strony. Mój przyjaciel sprzed lat, kolega z klasy w liceum, Arek, powiedział kiedyś na jednym z bardzo ostrych zakrętów swojego życia, że kupienie sobie nowej karty SIM z nowym numerem telefonu okazało się w najlepszy możliwy sposób zweryfikować to, które przyjaźnie są prawdziwe i warte tego, by je podtrzymywać, a które nie. Każdy, kto naprawdę chce się ze mną skontaktować, potrafi to zrobić, czy to przy użyciu telefonu stacjonarnego, czy na inne sposoby. Przemek, nie mogąc się do mnie dodzwonić, już kilkadziesiąt minut po wyłączeniu mojej komórki przez operatora dał mi znać, żebym przyjechał na majowego grilla, bo mamy swoje sposoby na to, by się porozumieć.
To, co jest w tym wszystkim smutne, to potworna naiwność bandy amatorów, którzy zajmują się obecnie legislacją w naszym parlamencie i wypuszczają w dziennikach ustaw kolejne oderwane od życia gnioty, w żaden sposób nie osiągające zamierzonych celów, a bywa że demolujące wszystko, co dotąd miało ręce i nogi. Pod sklepem dyskontowym, w którym robię po pracy zakupy, urzęduje na stałe paru panów mieszkających w kanałach. Na każdego z nich zarejestrowane jest po dwieście kart SIM w różnych polskich sieciach, które są stale doładowywane i intensywnie wykorzystywane. Zarejestrowaną na im podobnych panów aktywną kartę w dowolnej polskiej sieci można bez trudu kupić w każdym światowym serwisie aukcyjnym. Jeśli komuś się wydaje, że pozbawienie mnie telefonu komórkowego pomoże zwalczyć światowy terroryzm, bo co do absolutnej nieszkodliwości panów żebrzących pod sklepem nie mam wątpliwości, to ja nie wiem sam, czy polskiemu rządowi i parlamentarzystom gratulować pewności siebie, współczuć naiwności, czy po prostu czmychać z tak chronionego państwa gdzie pieprz rośnie…