Mam duży szacunek dla twórców portalu internetowego Literka.pl i dla zgromadzonych tam zasobów, sam niejednokrotnie z nich skorzystałem, jednak ostatnio mój stosunek do portalu został wystawiony na próbę za sprawą artykułu Rozmowy sterowane autorstwa Barbary Radomskiej, najwyraźniej germanistki.
Właściwie nie jest to artykuł, lecz zestaw autorskich zadań maturalnych do egzaminu ustnego z języka niemieckiego. A przynajmniej w zamyśle autorki są to zadania maturalne, bo mnie raczej trudno się z tym zgodzić.
We wstępie Pani Barbara zaznacza, że tak zwane rozmowy sterowane na poziomie podstawowym to autentyczne sytuacje komunikacyjne, sprawdzające umiejętność uzyskiwania i udzielania informacji, relacjonowania wydarzeń i prostych negocjacji. Problem w tym, że rozmowy w zestawie ani nie są autentyczne (w każdym razie nie wszystkie), ani nie sprawdzają wszystkich trzech wymienionych umiejętności. Każda z rozmów to przykład negocjacji, a polecenia czasami trudno uznać za życiowe. Jak na przykład uzasadnić konieczność użycia języka niemieckiego w rozmowie, w której – według polecenia – zdający ma przekonać własnych rodziców, żeby pozwolili mu robić prawo jazdy? Wydawałoby się, że to sprawa drugorzędna, ale polecenia na maturze z języka obcego powinny w przekonujący sposób skłaniać zdającego do używania języka obcego.
Rozmowy sterowane zaproponowane przez autorkę zawierają jednak o wiele gorsze błędy konstrukcyjne, czasami zupełnie dyskwalifikujące je jako ćwiczenia z uczniami przygotowującymi się do egzaminu. Szczytem absurdu jest chyba rozmowa druga, w której zdający dowiaduje się, że ma osiągnąć kompromis z osobą, która chce dokładnie tego samego, co on: „Kolega chce większy i ładniejszy pokój, ty także”. A czyż polecenie „podaj powód i uzasadnij swoją propozycję” to nie klasyczne „masło maślane”?
Każda rozmowa sterowana powinna się składać z trzech krótkich poleceń, które można jednoznacznie ocenić, a więc nie powinny się one składać z wielu części (np.: Rozwiej jego obawy i wskaż zalety twojej propozycji. Zaproponuj schronisko młodzieżowe). Prowadzi to do trudności w ustaleniu, czy zdający zasłużył na przyznanie punktu, jeśli pominął jeden z elementów polecenia, chociaż zrealizował pozostałe. Polecenie nie powinno również uzależniać uzyskania punktu za komunikację językową od umiejętności leksykalnych zdającego rozumianych jako znajomość konkretnych słówek, a tak jest w wielu rozmowach, gdy autorka nie pozwala zdającemu na samodzielny dobór argumentów, lecz poleceniem narzuca mu własne. W rozmowie dwudziestej pierwszej polecenie trzecie jest nie do zrealizowania, jeśli zdający w poleceniu pierwszym miał swój własny pomysł, inny niż wynikałoby z polecenia trzeciego.
Zadania powinny sprawdzać umiejętności językowe, komunikacyjne, a nie wiedzę ogólną maturzysty, zwłaszcza zupełnie bez związku z kulturą danego obszaru językowego. W sytuacjach skrajnych może to zapędzić zdającego w tak zwany kozi róg i uniemożliwić mu wykonanie zadania, na przykład w rozmowie, w której zdający ma przekonać rozmówcę o walorach filmu, którego tytuł określono w poleceniu (z tej sytuacji można oczywiście wybrnąć, ale możliwe też, że zdający podda się i nie przystąpi do zadania, ponieważ tego filmu nie zna lub jego osobista ocena tego filmu jest sprzeczna z rolą, jaką – zgodnie z poleceniem – pełni w rozmowie).
W rozmowie piętnastej kuriozalne jest polecenie: „Chcesz oddać aparat i żądasz zwrot pieniędzy” (fleksja oryginalna). Zupełnie nie wpisuje się ono w konwencję pozostałych poleceń i nie wiadomo do końca, że wynika z niego konieczność jakiejkolwiek komunikacji. Pasowałoby raczej do wstępu do rozmowy, a nie do ściśle punktowanych „kropek”.
Poleceniem poprawnym, ale niekoniecznie najszczęśliwszym, jest powtarzające się w zestawie kilkakrotnie „Zgódź się na kompromis”. Wystarczy przecież, by maturzysta powiedział „OK.”, a punkt należy mu się jak psu buda.
W poleceniach maturalnych powinniśmy pozostawiać zdającemu swobodę wyboru, czy jego rozmówcy są kobietami czy mężczyznami, o czym autorka zdaje się również nie pamiętać. Pomińmy fakt, że publikacja zawiera literówki i błędy językowe, a wydawałoby się, że redakcja powinna coś takiego wykluczyć.
Publikacje pomagające ćwiczyć umiejętności egzaminacyjne do matury ustnej z języka angielskiego są bardzo potrzebne i nigdy ich nie będzie za dużo. Ważne jednak, by były to publikacje fachowe, rzeczywiście zgodne z zasadami konstrukcji zadań, w przeciwnym wypadku mogą bowiem wypaczać wiedzę na temat egzaminu zamiast ją pogłębiać. Trudno się dziwić, że zdarzają się potem przypadki uczniów, którzy – mimo wyraźnie dużych umiejętności językowych – nie wiedzą na egzaminie, czego się od nich oczekuje, i wypadają nie najlepiej.
Większość błędów konstrukcyjnych popełnionych przez autorkę publikacji wymaga drobnych poprawek technicznych. Szkoda, że przed umieszczeniem materiału na stronie nikt go wcześniej nie skonsultował i nie zasugerował autorce poprawek.
Na szczęście zadania wykorzystywane na maturze są wielokrotnie recenzowane i poprawiane, co pozwala uniknąć wpadek. Miejmy nadzieję, że z upływem lat będzie rosła wiedza na temat egzaminu maturalnego i przełoży się to na jakość repetytoriów i innych ogólnie dostępnych materiałów, z których korzystają uczniowie i nauczyciele.
Przed publikacją niniejszego wpisu zgłosiłem swoje uwagi portalowi Literka.pl, ale mój email pozostał bez odpowiedzi.