Napisałem ten wpis 11 lipca 2008, to odgrzewany kotlet, ale jakże aktualny. Po ośmiu latach okazuje się, że wpis był bardzo proroczy, a w dodatku użyłem w nim słów „Pan Zbyszek” na długo zanim zrobił to Profesor Rzepliński…
Staram się nie słuchać ani nie oglądać występów kabaretowych fundowanych społeczeństwu przez polityków, ale czasem nie da się uniknąć biernego choćby uczestnictwa w tych mrożących krew w żyłach spektaklach, na przykład słuchając radia w poczekalni u dentysty.
Dwie wypowiedzi polityków w ostatnim czasie mnie przeraziły. Najpierw usłyszałem, jak pan Zbyszek mówi, że nic takiego się nie stało, gdy wywiózł tajne dokumenty z postępowania prokuratorskiego do gabinetu pana Jarka, bo przecież nie pokazał ich „jakiemuś panu spod budki z piwem”.
Potem usłyszałem, jak pan Przemek przekonuje Monikę Olejnik, że pan Jarek miał prawo zobaczyć te dokumenty, bo był w tym czasie prezesem partii rządzącej.
Mniejsza z tym, czy pan Zbyszek miał prawo pokazać panu Jarkowi to, co mu tam pokazał. Ale panom z partii o pięknie brzmiącej nazwie wymykają się niechcący jakieś niezbyt przemyślane chyba argumenty. Bardzo przepraszam, ale zupełnie się nie zgadzam z twierdzeniem, że anonimowy pan spod budki z piwem jest w czymkolwiek gorszy od pana Jarka, albo że budzi mniejsze zaufanie. Jestem też bardzo mocno przekonany, że czasy, w których stanowisko sekretarza partii rządzącej otwierało wszystkie drzwi i uprawniało do całkowitej swobody posunięć, skończyły się w roku 1989. Czyżby panowie za tymi czasami tęsknili?