Podążając za źródłami wpisu w blogu Tomasza Łysakowskiego ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie trafiłem na kilka internetowych filmów, które mnie zadziwiły. Filmy te pokazują w dość przewrotny sposób, co jest złego w tak zwanym małżeństwie gejowskim. Uzmysłowiły mi one, jak bardzo różnimy się umiejętnością rozmawiania o sprawach obyczajowych od społeczeństw demokratycznie dojrzałych.
Dzisiaj w czasie dyskusji nad swoim exposé w Sejmie Premier Donald Tusk dość błyskotliwie zareagował na zarzuty jednej z partii opozycyjnych mówiąc, że nie wiedzieć dlaczego jej członkom edukacja seksualna kojarzy się jedynie z małżeństwami homoseksualnymi.
W ubiegłą sobotę z rozbawieniem obejrzałem w TVN24 szpaler policjantów z psami i w pełnym rynsztunku maszerujący przez centrum Poznania. Gdyby nie komentarz dziennikarza, w tle którego widać było te tłumy policjantów, nie domyśliłbym się wcale, że oglądam relację z Marszu Równości w Poznaniu.
Po zniesieniu niewolnictwa, emancypacji kobiet i potępieniu segregacji rasowej przez świat przetacza się kolejna dyskusja społeczna, która – niezależnie od swojego ostatecznego wyniku – odmieni prędzej czy później społeczny i obyczajowy model, w którym funkcjonujemy. Poziom tej debaty w Polsce znacząco odbiega od tego w Kanadzie, a szkoda, bo w debacie prowadzonej na niskim poziomie nawet strona, która ma rację, nie ma możliwości właściwego przedstawienia swoich argumentów.
Ale mam wrażenie, gdy przypomnę sobie opowieść o tym, co panowie z trzeciej klasy technikum wyprawiali na jakiejś osiemnastce, że w niedalekiej przyszłości debata ta stanie się mniej emocjonalna, a bardziej racjonalna. Wydaje mi się, że gdy ludzie z pokolenia Janusza i jego kolegów zasiądą w parlamentarnych ławach, Sejm będzie jeszcze mądrzejszy i będzie udzielał wotum zaufania jeszcze błyskotliwszym Premierom Rzeczypospolitej, niż obecnie.