W tym tygodniu na jednym z amerykańskich uniwersytetów odbył się z wielką pompą pogrzeb czterdziestodwuletniej Washoe, która odeszła po krótkiej chorobie i osierociła dużą rodzinę i olbrzymią rzeszę przyjaciół i wielbicieli. Znajomi, współpracownicy, a także wielu studentów i naukowców z całego świata, dla których Washoe znaczyła wiele, składają jej hołd na specjalnie do tego celu stworzonej stronie internetowej. Można tam przeczytać, że Washoe zmieniła świat, zostawiła po sobie przesłanie i niejednemu wskazała cel w życiu.
Nigdy nie miałem okazji poznać Washoe, ale czytałem o niej w podręcznikach od lat. Dokładnie w dniu jej śmierci, 30 października, robiliśmy ćwiczenie leksykalne w oparciu o tekst o niej z grupą studentek. Dlatego wzruszyłem się wiadomością o jej odejściu z tego świata, nawet jeśli nazywanie Washoe elegancką damą, najlepszą przyjaciółką, nauczycielką, siostrą czy modlenie się za nią wydają mi się trochę dziwne. W końcu była tylko szympansicą.
Washoe była pierwszym przedstawicielem świata zwierzęcego, który porozumiał się z człowiekiem przy użyciu języka. Opanowała około 250 znaków amerykańskiego języka migowego.
Nie jestem naukowcem i trudno mi oceniać, jaki wpływ miała ta szympansica na specjalistów różnych dziedzin, którzy ją badali, ale przesłanie, iż możliwa jest komunikacja między przedstawicielami różnych gatunków, jest czytelne także dla mnie. Ze wzruszeniem myślę o niektórych absolwentach naszej szkoły, którzy zdali maturę z języka angielskiego, chociaż leksykalnie nie byli wcale lepsi z tego języka, niż Washoe z języka migowego.
Każdemu nauczycielowi pozostaje życzyć, by wierzył w możliwość porozumienia się z uczniami, bo skoro z szympansem się da, to pewnie i z nimi jest to możliwe.