Końcówka ulicy Sopockiej pozbawiona jest asfaltu i ginie w bliżej nieokreślonym miejscu, w którym zaczyna się park na Lisińcu. Od co najmniej roku spod ziemi wystaje tam but, którego pozycja niezdrowo rozbudza wyobraźnię, jednak chodząc tam na spacery nigdy nie zdobyłem się na sprawdzenie, czy coś poza tym butem kryje się pod powierzchnią.
Trochę inaczej, moim zdaniem, postąpił autor opracowania na temat historii wyborów papieży, wydanego przez pewne fundamentalistyczne wydawnictwo katolickie, którego sporo książeczek można znaleźć w domu moich rodziców. Nie jestem pewien, czy autorowi udało się dochować wierności postanowieniu, by przedstawić papiestwo w podniosłym duchu Ewangelii Mateusza, rozdział 16: „Tu es Petrus et super hanc petram aedificabo ecclesiam meam et tibi dabo claves regni coelorum”, ponieważ z odwagą godną prawdziwego historyka poświęcił kilkanaście stron opracowania burzliwej historii wyborów papieży sprzed synodu laterańskiego w 1059 roku, kiedy to przyznano prawo wyboru biskupa Rzymu wyłącznie kardynałom.
Według autora, wcześniej ugrupowania polityczne wybierały papieży „na siłę”, a z okazji wyborów niejednokrotnie wybuchały ostre, krwawe walki i rozruchy uliczne. Zdarzało się wybrać dwóch papieży jednocześnie, fałszowano dokumenty, papieże wyznaczali swoich następców albo bezcześcili zwłoki swoich poprzedników. Insygnia papieskie rabowano, papieży mordowano, a ich pontyfikaty zastanawiająco często trwały krócej niż miesiąc, co autor dość skrupulatnie odnotowuje. Taki na przykład Leon V został uwięziony i zabity po zaledwie miesięcznym pontyfikacie przez pretendenta do swojego stanowiska, Krzysztofa, a ten z kolei został uduszony na rozkaz następnego papieża, Sergiusza III, który zakusy na Stolicę Piotrową miał jeszcze przez Leonem V. Papieża Benedykta IX mieszkańcy Rzymu przepędzili z miasta, ponieważ raziła ich jego rozwiązłość.
Właściwie trudno się nie zgodzić z poglądem, iż przyjęcia chrześcijaństwa przez Mieszka I nie sposób porównywać z wstąpieniem Polski do struktur europejskich: standardy moralne rzeczywiście do siebie nie przystają, nawet jeśli w obu przypadkach mieliśmy do czynienia z pewnego rodzaju politycznym i gospodarczym konformizmem. Papiestwo po zmarłym w 954 roku Alberyku objął jego dziewiętnastoletni syn, Jan XII, ale straciwszy łaski cesarza Ottona musiał w 963 roku ustąpić miejsca Leonowi VIII, któremu naprędce udzielono święceń kapłańskich, ponieważ od czasu synodu laterańskiego w 769 roku nie można już było wynosić na tron papieski osób świeckich. W czasie zawirowań politycznych na dwa lata przed chrztem Polski Leon uciekł z Rzymu, papiestwo ponownie objął Jan XII, a po jego śmierci wybrano Benedykta V. Benedykt jednak nie porządził długo, bo cesarz przywrócił na tron Leona, a gdy ten zmarł, ponownie zakwestionował wybór Benedykta V i polecił wybrać na papieża swojego poplecznika.
Zabawna jest historia wyboru papieża Grzegorza X w 1271 roku. Konklawe trwało trzy lata, aż okoliczna ludność, na której spoczywał ciężar żywienia i utrzymywania kardynałów i ich dworu, straciła cierpliwość i natchniona przez Ducha Świętego zamknęła elektorów w pałacu, zamurowała drzwi i okna, a następnie zerwała dach nad salą. Do wyboru Grzegorza X ostatecznie doszło, gdy kardynałowie przestali otrzymywać wszelką inną żywność poza chlebem, wodą i owczym serem.
Trochę dziwne, że w jednym miejscu opracowania Dzieje Apostolskie stanowią dla autora wystarczający dowód historyczny, a w innym dwie kroniki średniowieczne z XIII wieku są tylko zbiorem legend nie mających oparcia w faktach. Poza tym jednak chylę czoła przed autorem, ponieważ nie spodziewałem się tak ciekawej lektury wakacyjnej po książce tego wydawnictwa. Obawiam się tylko, że pisząc w ten sposób autor raczej nie zachęca czytelników do intensywnej modlitwy, mającej wspomóc kardynałów podczas konklawe, tylko tak jakby szarpał za wystającego z ziemi buta na ulicy Sopockiej. Chociaż, czy ja wiem? Może właśnie pokazuje, jak bardzo kardynałom tej modlitwy potrzeba?