Ostatnio przez kilka dni obserwowaliśmy z zapartym tchem przez żaluzje, jak za oknem naszej klasy wykluwają się, a następnie rosną i pokrywają się piórkami trzy maleńkie istotki.
Obserwowaliśmy to podczas spotkań z grupą panów, którzy wprawdzie ukończyli już szkołę i odebrali świadectwa, ale przyszli jeszcze na kilka fakultetów, by poćwiczyć przed ustną maturą. Umawialiśmy się przeważnie w godzinach wieczornych, ponieważ wcześniej chłopaki robią w polu.
Atmosfera tych spotkań była zupełnie wyjątkowa, ogólna wesołość i rozluźnienie nie przeszkadzały w ogóle w owocnej pracy.
Cieszę się bardzo, że w przeciwieństwie do ptaszków, które w nocy z czwartku na piątek zostały pożarte przez jakiegoś drapieżnika i nie zdążyły opuścić gniazda, panowie z Technikum Mechanizacji Rolnictwa opuszczają naszą szkołę i idą na podbój świata. Ale te wspólnie spędzone cztery lata będę wspominał z równym sentymentem i będą mi się wydawały równie krótkie, jak te kilka dni ornitologicznych obserwacji zza okna pracowni. A mając na uwadze optymizm i entuzjazm, jaki panów cechował na tych naszych ostatnich spotkaniach, nie martwię się jakoś wcale jutrzejszą maturą ustną z angielskiego w tej grupie. I mam nadzieję, że te ptaszki – nie tylko na maturze – zalecą bardzo daleko.
Za tytuł tego wpisu także dziękujemy Janinie.