Niemiecka minister edukacji Anette Schavan nadmieniła ostatnio, że skoro jest już niemiecko – francuski podręcznik historii, to może dałoby się stworzyć podobny podręcznik dla wszystkich krajów Unii Europejskiej. Za pomysłem nie stoi póki co żaden konkretny projekt, to tylko taka idea, moim zdaniem piękna i interesująca, acz mało realna do urzeczywistnienia w najbliższym czasie.
Ciekawe, że ci sami ludzie w Polsce, którzy jeszcze niedawno postulowali rozdzielenie historii powszechnej od historii Polski, tego akurat pomysłu nie aprobują, a wręcz atakują go nerwowo i określają kretyńskim. Wydawałoby się, że powinni oni wręcz być sojusznikami takiego pomysłu, ponieważ zdaje się on idealnie nadawać do wykorzystania przy wprowadzaniu do szkół przedmiotu „historia powszechna”.
Skrajnie nacjonalistyczni politycy polscy dają elokwentne popisy głupoty i szastają barwnymi przykładami, nazywając pomysł kretyńskim. Udowadniają tym samym, że edukacja to dla nich sposób na krzewienie uprzedzeń, stereotypów i nienawiści, a historia to sposób na ukorzenianie nacjonalizmów i ksenofobii. Uważają, że międzynarodowy projekt podręcznika historii to doktrynerstwo i ideologizowanie, tymczasem nauczanie historii powinno służyć prawdzie, a nie racjom politycznym.
To jakaś pomyłka, panowie. Od kiedy to prawda jest inna po niemiecku, inna po polsku a inna po francusku? Licealiści francuscy i niemieccy od września używają wspólnego podręcznika do historii, który ma identyczną treść po obu stronach granicy, chociaż dwie wersje językowe. Niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier zaproponował niedawno, by podobny wspólny podręcznik opracowali historycy z Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą dla uczniów polskich i niemieckich.
Nasz – rany boskie – minister edukacji uważa, że w nauczaniu historii „różnie rozkłada się akcenty” i w związku z tym niemożliwe jest nauczanie historii Europy, historii wspólnej dla różnych nacji. Wstydzę się, że minister edukacji w moim kraju uważa, że nie należy walczyć z „różnym rozkładaniem akcentów” i nie należy się dogadywać w ocenie przeszłości. Czyli – nie należy dochodzić do prawdy? Wstydzę się, że ktoś taki będzie przedstawiał polskie stanowisko w tej sprawie na spotkaniu ministrów edukacji Unii w Heidelbergu w przyszłym tygodniu. Że będzie się tam wypowiadał także w moim imieniu.
Czarna owca polskiej blogosfery uważa, że wspólny podręcznik historii Europy fałszowałby rzeczywistość, ponieważ rok 1939 byłby tam pokazywany jako etap przejściowy na drodze Polski do Unii Europejskiej, a istnienie obozów koncentracyjnych byłoby przemilczane albo będzie się nieprawidłowo je oceniać.
Głoszący takie poglądy nie rozumieją w ogóle, kogo i po co uczy się historii. To nieprawda, że niemieckie podręczniki prezentują finał kampanii wrześniowej 1939 roku jako triumf armii niemieckiej nad siłami polskiego Szatana i powód do dumy dla współczesnego Niemca. To nieprawda, że przemilczają istnienie obozów koncentracyjnych. Za to dokładnie to samo środowisko w Polsce, które w tej chwili stanowczo protestuje przeciwko rzekomemu przemilczaniu przez Niemców istnienia obozów koncentracyjnych, parę miesięcy temu stanowczo zaprzeczało faktowi prześladowania homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy.
Inny polityk określa pomysł wspólnego podręcznika fanaberiami szaleńców, którzy nie rozumieją, iż ludzie różnie postrzegają rzeczywistość. Kolejny człowiek, dla którego historia jest sposobem na utrwalanie fobii, pogłębianie podziałów, dla którego historia to nie jest w ogóle nauka, tylko subiektywna wizja rzeczywistości i narzędzie do sterowania nastrojami tłumu.
Najwyższa pora uświadomić nacjonalistom, że historia to nie jest nauka o przeszłości. Historia to nauka, której podstawowym celem jest pokazywać ludziom dobrą drogę w przyszłość, pomagać im unikać błędów popełnionych przez przodków i zachęcać do szukania lepszych rozwiązań. Nauczyciel historii nie ma za zadanie budzić nienawiści do takiej czy innej grupy ludzi w oparciu o krzywdy, jakich takie czy inne społeczności zaznały setki lat temu. Uczenie historii nie polega na budzeniu żądzy odwetu. Nauczyciel historii powinien swoim uczniom pokazać, dlaczego na polskim wiejskim cmentarzu znajdują się groby Francuzów, Rosjan, Niemców. Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu należy pokazywać nie tylko Polakom, Żydom, Cyganom czy homoseksualistom. Jako gospodarze terenu, na którym znajduje się ten obóz, mamy obowiązek pokazywać go Niemcom i całemu światu, a zwiedzanie obozu śmierci stworzonego przez Niemców w Auschwitz to dla młodego Niemca znakomita lekcja historii. Tak samo każdemu Polakowi przydałaby się lekcja na temat niemieckiego nazizmu i źródeł jego demokratycznego sukcesu. Może wtedy rozumielibyśmy lepiej, co mówią politycy, a na europejski szczyt ministrów oświaty pojechałby ktoś inny, za kogo żaden polski nauczyciel angielskiego, historii czy biologii nie musiałby się wstydzić.
W historii nie ma czegoś takiego, jak polska ocena błędów popełnionych przez naszych europejskich przodków. Ocena przeszłości albo będzie obiektywna i społeczność międzynarodowa wyciągnie z niej wspólne wnioski, albo prędzej czy później popełnimy te same błędy, przed którymi historyczna prawda powinna nas ustrzec.