Mróz ustąpił, przyszły zamiecie śnieżne. Sam nie wiem, co lepsze. Dopóki siedzę z grzanym piwem w ręku i z nogami na kaloryferze i wyglądam przez okno, a tylko parę razy dziennie wyjdę z psem, do sklepu czy do pracy, mroźne powietrze albo skakanie po zaspach śniegu mogą być nawet atrakcyjne. W mojej sytuacji grzechem byłoby narzekać.
Kilka dni temu zaskoczył mnie taki widok w pobliżu Bramy Floriańskiej. Koksowniki, pokazywane w telewizji jako wesołe urozmaicenie czasu oczekującym na autobus czy tramwaj na przystankach, oblegane przez żwawą młodzież (sam wpadłem ostatnio na studentów śpiewających i tańczących wokół koksownika na Basztowej), kojarzyły mi sie jakoś tak rozrywkowo. I nagle widzę koksownik, przy którym zziębnięty bezdomny suszy sobie skarpetki, a zdjęte z jego nóg buty leżą obok i zapewne też się suszą. Zupełnie nierozrywkowy widok.