Jakiś czas temu modny zrobił się dowcip mówiący o tym, iż dawniej rząd polski był na emigracji w Londynie, a teraz rząd wprawdzie jest w Warszawie, za to naród wyjechał do Londynu. Ostatnio paradoksalnie okazało się, że można mieć wątpliwości, czy ten naród na emigracji naprawdę ma rząd w Polsce, czy może to rząd brytyjski stoi na straży jego interesów. Piękna była zdziwiona mina premiera brytyjskiego, który usłyszał – podobno tylko za sprawą błędnego tłumaczenia – jak polski prezydent nazywa swoich rodaków w Wielkiej Brytanii nieudacznikami. I jeszcze ciekawiej było słuchać, jak zakłopotany brytyjski premier łagodzi sytuację broniąc dobrego imienia Polaków w Wielkiej Brytanii, ich pracowitości i uczciwości.
Trudno się naprawdę dziwić tej manifestacji poparcia dla Lecha Kaczyńskiego, jaką mu zgotowano w Londynie.
I trudno się nie zgodzić z moimi uczniami, którzy kiedyś mi powiedzieli, że muszą się nauczyć angielskiego zanim zostaną prezydentami czy premierami, żeby nie robić takiego obciachu, jaki robią nam ci obecnie piastujący te urzędy.