Współczesne telefony komórkowe to bardzo sprytne urządzenia. Można przy ich pomocy przeglądać internet, oglądać telewizję, robić zdjęcia i filmy całkiem niezłej rozdzielczości. Dzięki aplikacjom java można mieć w telefonie słownik, encyklopedię i wiele innych użytecznych narzędzi. Można w telefonie robić notatki, prowadzić kalendarz, używać telefonu jako dyktafonu.
Ja sam od paru lat nie noszę zegarka, bo uznałem, że jest to zbędne, skoro mam przy sobie zwykle komórkę. W szkole też mam zazwyczaj komórkę. Od dawna używam stale modeli tej samej firmy, wyposażonych w dwie bardzo pożyteczne funkcje. Pierwsza z nich to filtry połączeń. Pewien wąski krąg osób może się do mnie dodzwonić, reszta jest kierowana do poczty głosowej. Druga to profile użytkownika, dzięki którym podczas pobytu w szkole telefon nie dzwoni, tylko najwyżej jednym krótkim sygnałem daje znać o przychodzącym połączeniu.
Większość moich uczniów też ma przy sobie włączone komórki, co od czasu do czasu daje się poznać po odgłosach z głośników podłączonych do komputera, przy którym siedzą. Gdy któryś z nich położy telefon za blisko tych głośników, bardzo szybko obrywa od innych, żeby zrobił z tym porządek. Te ich telefony czasami nawet się przydają, bo gdy trafimy do innej niż zwykle pracowni, spóźnialscy znajdują nas szybko właśnie dzięki kontaktowi telefonicznemu. Albo jak trzeba z drugiej grupy załatwić dziennik, a nie wiemy, dokąd poszli na lekcję wf i gdzie ich szukać.
Ale te telefony nigdy nam nie przeszkadzają. Panowie dawno się nauczyli, że skoro ja szanuję lekcję z nimi na tyle, że mój telefon nigdy nie dzwoni, to i ich telefony podczas angielskiego nie dzwonią. Sporadycznie, parę razy w roku zdarza się, że ktoś nagle wstaje i mówi, że musi wyjść odebrać, bo to z domu lub coś w tym stylu. Jest to zawsze bardzo kulturalne i dyskretne.
Po ośmiu miesiącach sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej wyszło wczoraj na jaw, że Prezydent nie wyłącza swojego telefonu podczas uroczystości państwowych, a nawet nie wyłącza dzwonków. Jego telefon zadzwonił podczas przemówienia do kombatantów.
Zastanawiam się, co jest bardziej smutne. Czy to, że otoczenie prezydenta nie pamięta o tym, by dopilnować takich drobnych spraw, jak wyłączony telefon komórkowy stojącej przy mikrofonie głowy państwa? A może to, że prezydent zdaje się sam nie umieć rozłączyć przychodzącej rozmowy i musi w tym celu podać telefon pracownikowi swojej kancelarii? A może to, że do prezydenta tak rzadko ktoś dzwoni, że dopiero po ośmiu z hakiem miesiącach sprawowania urzędu trafiła się taka wpadka?