Powalająco przygnębiający film, jak mało który. A w filmie zupełnie jak w życiu, każdy ma proste, łatwo dające się ująć w kilka słów pragnienia i marzenia. Harry i Ty chcą szybko dorobić się dużej kasy. Marion chce otworzyć sklep, w którym będzie sprzedawać ubrania. Sarah chce się zmieścić w swoją czerwoną sukienkę sprzed lat, by ładnie wypaść w telewizji. Harry i Ty znajdują sposób na zarobek – handel heroiną. Zyski Harry ma zamiar przeznaczyć na sklep dla Marion. Sarze nie pomaga żadna dieta, więc decyduje się na się na „kurację” farmaceutyczną. Wszyscy kończą jako ofiary uzależnienia. W domu wariatów, w burdelu, z amputowaną ręką… Nie ma, naprawdę nie ma żadnego światełka w tunelu na koniec tego filmu.
Większość, przytłaczająca większość uczniów, którzy normalnie oglądają z nami filmy w internacie, zdecydowała się tego filmu nie oglądać. W zasadzie początkowo się cieszyłem, to jest film bardzo ponury, bardzo pesymistyczny, zdecydowanie dla dorosłych (Bogu dzięki średnia wieku na filmie była grubo powyżej 18 lat).
Ale gdy wychodzili bez słowa po seansie, ewentualnie artykułując niezbyt cenzuralne półsłowa pod nosem, zrozumiałem, że ten film powinien obejrzeć każdy. I że to lepsza profilaktyka uzależnień niż to, co kilka tygodni wcześniej przeszła cała młodzież naszej szkoły.
Moi uczniowie stosunkowo niedawno odbyli wszyscy coś, co nazywali dowcipnie „oglądaniem narkomana”. Wnioski po tym spotkaniu co niektórych moich uczniów, których uwaga i koncentracja na spotkaniu klasowym z byłym narkomanem oscylowała gdzieś w dolnych granicach normy, były takie: Taki narkoman to ma fajnie. Poszalał trochę, pobawił się, skosztował życia, potem ktoś mu tam podał rękę i go z tego wyciągnął, a teraz gość jeździ sobie z panią psycholog po szkołach, opowiada o sobie, biorą za to kasę, pomagają mu wyjść na prostą, zdobyć wykształcenie, pracę. Morał: ja też tak chcę.
Po filmie Requiem For A Dream takich wniosków się nie wyciąga.