Przez pola i krzaki

Zuzanna, lat prawie czternaście, Wiktor, lat cztery, i ja, lat czterdzieści cztery. Z nas trojga najstarsza Zuzanna, bo to pies. Idziemy w pole, daleko jak się da, a potem wracamy. Zuzanna resztkami sił, bo jest już bardzo, bardzo stara.

Wiktor nagle wpada na pomysł, że idąc polną drogą, wyjeżdżoną przez traktory, można uprawiać swego rodzaju slalom i zmieniać raz po raz ścieżki wygniecione przez lewe i prawe koła traktorów. Zaczynamy więc, udając samochody na wirażach, biec a to po lewej, a to po prawej stronie, robiąc dużo hałasu i ciesząc się w niepojęty sposób z tego zmieniania ścieżki.

Przypominam sobie, że – jako dziecko – bawiłem się w coś identycznego. Tyle tylko, że jako dziecko wychowane w mieście, wyobrażałem sobie zmianę torów przez tramwaje, a nie – jak Wiktor, syn kierowcy rajdowego – wyścigi samochodowe. Na podjasnogórskich „Okopach” (nazwa została chyba z czasów II wojny światowej) mieliśmy takich wiejskich dróg w centrum miasta pod dostatkiem.

Biegniemy z Wiktorem – jak idioci – a to lewą, a to prawą stroną drogi. Za nami Zuzanna, bardzo stara suka, próbuje nadążyć i – nie wiedzieć czemu i zupełnie bez sensu – też ciągle zmienia te ścieżki, co przychodzi jej z dużą trudnością. Resztkami sił próbuje iść po naszych śladach.

Zuzanny wkrótce już nie będzie. Zastanawiam się, czy ja będę, gdy Wiktor będzie miał lat czterdzieści cztery, czyli tyle, ile ja mam obecnie. Zastanawiam się, czy będzie biegł za mną po ścieżkach przeze mnie wydeptanych. Jestem więcej niż pewien, że nie będzie. W sumie to dobrze. Świat tylko dlatego idzie do przodu, że ludzie nie biegną po tych samych ścieżkach, co ludzie od nich starsi o jedno czy dwa pokolenia.

Kogoś takiego, jak Wiktor, życzę Wam nie tylko w Nowym Roku. Taki ktoś niech przychodzi na świat co minutę. Żebyśmy nie stali w miejscu i nie chodzili tymi samymi drogami.

Ten wpis jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle;
– w Sylwestra 2014, o Tomku;
– w Sylwestra 2015, o Albercie;
– w Sylwestra 2016, o Dominiku;
– w Sylwestra 2017, o Michale;
– w Sylwestra 2018, o Wiktorze (niniejszy wpis);
– w Sylwestra 2019, o Adamie;
– w Sylwestra 2020, o Maksymilianie;
– w Sylwestra 2021, o Przemysławie;
– w Sylwestra 2022, o Małgorzacie;
– w Sylwestra 2023, o Sylwestrze;
wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami.
W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.

Dodatkowe nakrycie

Już jutro zaczynam doroczny cykl powtórek wpisów sylwestrowych z noworocznymi życzeniami, których kulminacją będzie w Sylwestra tego roku premiera wpisu o Wiktorze. Zanim jednak przejdziemy do życzeń noworocznych, wypada złożyć te świąteczne. Z memów przesyłanych w życzeniach na portalach społecznościowych w tym roku najbardziej spodobał mi się poniższy.

Cieszę się, że taki punkt widzenia zaczyna się w końcu przebijać do świadomości Polaków. We wrześniu 2015 zrobiłem naprędce demota i wrzuciłem go do sieci. Życzę Wam wszystkim, by nigdy nie przegoniono Was od stołu, oraz byście Wy sami nie przegonili nikogo myślą, mową, uczynkiem czy zaniedbaniem…

Plik z obrazem Vittore Carpaccio „Ucieczka do Egiptu” jest powszechnie dostępny w internecie z licencją Creative Commons.

Prowizorka

Z biegiem czasu nabieram coraz większej pokory i dystansu, akceptując bezkresne obszary swojej niewiedzy, względnie pogłębiającej się amnezji. Znów nauczyłem się nowego słowa, i po raz kolejny daremnie próbowałem się tym popisać przed studentami, którym słowo wcale nie było obce. Słowo podsunął mi były student Kamil, zdawało mu się, że informatycy z C2 będą nim zaskoczeni. Jak zwykle, nie byli.

Słowo jest o tyle ciekawe, że – choć zdążyło się już upowszechnić w potocznej angielszczyźnie – nie zdążyło „okrzepnąć” na tyle, by było jednoznacznie wiadomo, jak się je pisze. Słowniki podają zarówno kludge, jak i cludge. Ta druga pisownia wydaje się być swego rodzaju racjonalizacją i dostosowaniem się do zwyczajowych zasad ortografii angielskiej. Pisownia pierwsza nawiązuje chyba do domniemanego pochodzenia słowa, będącego hybrydą niemieckiego słowa klug i angielskich słów bodge lub fudge.

Słowo to zostało rzekomo po raz pierwszy użyte w magazynie komputerowym w 1962 roku, a autor – J. W. Granholm – w artykule zatytułowanym How to Design a Kludge zdefiniował je jako „an ill-assorted collection of poorly-matching parts, forming a distressing whole”. Od tamtej pory termin kludge używany jest na określenie doraźnego, pospiesznie zaimprowizowanego rozwiązania problemu w działaniu sprzętu komputerowego lub elektronicznego, błędu w działaniu oprogramowania itp.

We współczesnym języku angielskim słowo wyszło poza świat komputerowy i odnosi się do jakiejkolwiek prowizorki, stąd studenci z C2, tłumacząc mi znaczenie tego słowa, zaczęli od przykładu części, która się złamała, i została sklejona taśmą klejącą. Takie tymczasowe, prowizoryczne rozwiązanie.

Wiktionary podaje trzy definicje:

1. (electronics engineering) An improvised device, usually crudely constructed. Typically used to test the validity of a principle before doing a finished design.
2. (general) Any construction or practice, typically inelegant, designed to solve a problem temporarily or expediently.
3. (computing) An amalgamated mass of totally unrelated parts forming a distressing whole.

Wspomniane są także inne alternatywne formy pisowni wyrazu oraz teorie jego pochodzenia.

Narodzenie i obcowanie

Parę tygodni temu, przeglądając ze studentami obecnego piątego roku informatyki stosowanej forum, na którym – jako studenci pierwszego roku – wyjaśniali, czemu wybrali ten kierunek studiów, mogliśmy powspominać kolegów i koleżanki, których już z nami nie ma, mieliśmy – jak zwykle przy tej okazji – ubaw z przewidywań, które się zupełnie nie sprawdziły, albo marzeń, które się spełniły w sposób kilka lat temu zupełnie niewyobrażalny. Jeden z nich napisał na pierwszym roku, że będzie trzepał ciężką kasę w tym zawodzie. Pośmialiśmy się chwilę, ale autor przedmiotowego wpisu potwierdził, że zarabia w tej chwili bardzo przyzwoite pieniądze i że jest z nich zadowolony. A umówmy się, że taka spokojna konstatacja ze strony informatyka w Krakowie oznacza, że jego konto zasila regularnie kwota naprawdę przyzwoita.

To w końcu właśnie tu, na drugim stopniu informatyki stosowanej, byłem parę miesięcy temu świadkiem dyskusji o tym, że za pięciocyfrową pensję nie opłaca się jeździć do pracy osiem kilometrów na peryferie miasta, i że dla niektórych niewyobrażalne jest kiedykolwiek w życiu iść do pracy do firmy, do której trzeba dojeżdżać dłużej niż pięć minut na rowerze. Nasłuchałem się także narzekań o firmach, w których szef zwleka z instalacją w biurze ścianki wspinaczkowej do rozładowywania stresu lub firma dowożąca owoce przywiozła dwa dni z rzędu banany i pomarańcze, co było skandalicznym zaniedbaniem z jej strony i narażało pracowników na dodatkowy stres wynikający z monotonności diety.

Na ostatnich w tym roku kalendarzowym zajęciach, właśnie na drugim stopniu informatyki, frekwencja była nadspodziewanie przyzwoita. Gdy w pewnym momencie zasugerowałem, by jeszcze nie tak dawno zadowolony ze swoich zarobków student zrobił na służbowej kserokopiarce odbitki dla osób nieobecnych, usłyszałem od niego, że już nie pracuje tam, gdzie pracował, i nie ma dostępu do ksera w formacie A3. Spokojnie i z lekką pogardą dla swojego poprzedniego miejsca pracy wyjaśnił, że teraz pracuje w małym, dziesięcioosobowym teamie, i że teraz „zarabiają miliony”.

Gdy jakiś absolwent sprzed lat zaszczyci mnie czasami rozmową, często słyszę z ich strony zdziwienie, że ja „nadal w tym samym miejscu”. Faktycznie, oni są bardzo mobilni i nie wahają się zmieniać miejsca pracy i zamieszkania, jeśli tylko okaże się to dla nich w jakiś sposób korzystne i pożyteczne, a ja nadal pracuję w firmie, która jest dopiero czwartą firmą w moim życiu. Ale prawda jest taka, że mam ku temu powody, a powód podstawowy to fakt, że ta praca to zaszczyt.

Nie powiem, że mam w tym duży udział, albo że jakakolwiek w tym moja zasługa, ale praca ze studentami informatyki stosowanej to co najmniej obcowanie z ludźmi, w których rodzą się moce nadprzyrodzone. Niektórzy przychodzą ze zwiniętymi skrzydłami już na pierwszym roku i muszą je tylko rozprostować. Paru staje się coś na drugim roku. Boskie moce objawiają się u większości z nich na trzecim, a u pozostałych na czwartym roku.

Dla tych na piątym wszystko jest już oczywiste. Na ostatnich zajęciach rozmawialiśmy o druku 4D i o tym, czy pręt nitinolu może – po wydrukowaniu – przyjąć dowolny kształt. Mówię im, że nie przyjmuje dowolnego kształtu, tylko taki, jaki mu został zaprogramowany. Patrzą ze zdziwieniem i niedowierzaniem i mówią, że przecież wszystko można zaprogramować. Nie ma takiej rzeczy, której się nie da stworzyć, nie ma żadnych ograniczeń, wszystko jest możliwe. Informatycy są wszechmogący i o tym wiedzą. Boże narodzenie dla wielu z nich co roku ma miejsce właśnie w Czyżynach.

Google przed sesją

Im bliżej sesji, tym więcej zawsze maili, na które odpowiadać przychodzi z delikatnym zniecierpliwieniem. Szczególnie drażnią te, w których studenci pytają o rzeczy wcześniej z nimi samymi ustalone, dostosowane do ich własnych życzeń i preferencji, np. gdy umówisz się z nimi na specjalny, dodatkowy termin właśnie dla nich, ale oni sobie zapomną zapisać, kiedy. Albo gdy pytają o rzeczy ogólnodostępne dla każdego na stronie internetowej instytutu, na drzwiach przed pokojem konsultacji, w wiadomości wysłanej do nich na mail grupowy i udostępnionej na grupie w mediach społecznościowych.

Na jeden taki mail dziennie można odpowiedzieć, ale gdy ich przychodzi kilkanaście, coś może w człowieku pęknąć i cierpliwości zabraknie. A przecież nie każdy student ma ochotę rozsierdzić wykładowcę przed sesją lub w jej trakcie, nie każdy może sobie także pozwolić na taką bezpośredniość w stosunku do prowadzącego, jak Jakub z C2, który spytał mnie wczoraj, czy jestem szesnastoletnią dziewczynką przeżywającą rozterki z chłopakiem. Jest prosty sposób, by nie podpaść osobie, która ma Ci dać zaliczenie, i warto z niego skorzystać przed napisaniem maila.

Jeśli jesteś studentem innego kierunku niż informatyka stosowana, być może bardziej przemówi do Ciebie poniższa instrukcja.

Renomowany słownik

Poranna niespodzianka, przy okazji szykowania się na zajęcia z moimi najlepszymi studentami, tymi z „C2„. Rutynowe sprawdzenie w słowniku firmowanym przez dwie wielkie marki, Polskie Wydawnictwo Naukowe i Oxford University Press, idiomu z 'whiskers’, a tu byk z gatunku takich, które trzeba tłumaczyć w słabszych grupach. Nie dalej jak przedwczoraj tłumaczyłem to na niestacjonarnym transporcie. I to nie musiałem wyjaśniać różnicy w znaczeniu, rozmawialiśmy o wymowie i – przy okazji – o czasowniku loosen oraz o innych formach czasownika lose.

Screenshot_2018-12-11-08-59-24.png

Dla niewtajemniczonych: loose to przymiotnik i oznacza lużny. Można od niego utworzyć czasownik, loosen – poluzować. Ale przegrać to po angielsku lose. Wyrazy te różnią się także wymową. Loose mówimy przez [s], czyli [luːs], lose przez [z], czyli [luːz].

Użytkownikom Androida i iOS Słownik PWN – Oxford mimo wszystko polecam. Sam wydałem na ten słownik pieniądze zarówno na platformach mobilnych, jak i na Windowsie (tam przestał mi już jednak działać).

Zagwozdki na gwiazdkę

W podręczniku Beaty Błaszczyk English 4 IT,  wydanym przez Wydawnictwo Helion, jest w jednym z pierwszych rozdziałów mowa o liczbie mnogiej rzeczowników pochodzenia łacińskiego (jak medium) czy greckiego (jak criterion). Przy okazji omawiania tego zagadnienia przygotowałem sobie dygresję na temat conundrums/conundra,która w jednej z grup rozrosła się do obejmującej całe zajęcia zażartej dyskusji, a potem przydała mi się na zastępstwach za koleżankę, w niektórych grupach także prowadząc do dłuższej, nie pozbawionej dywagacji, rozmowy. Pomyślałem, że może warto się podzielić takim pomysłem na lekcję w grupach o różnym poziomie językowym. Wyjdzie coś z tego i na B1, i na C2.

First things first, nieliczni studenci (tak sądzę), znają słowo conundrum. Mi się to zdarzyło tylko w jednej grupie. Ale nawet tam, gdy podałem im definicję słowa i spytałem o nie, nikt nie powiedział, o jakie słowo chodzi, musieliśmy zagrać w Wisielca na tablicy i dopiero wtedy, w połowie słowa, kogoś olśniło.

Słowo conundrum jest dwuznaczne. Z jednej strony, to „an intricate and difficult problem”, „a difficult choice or decision that must be made”, a z drugiej „a riddle whose answer is or involves a pun”. Nie wiadomo, skąd wzięło się to słowo, ale jest używane w języku angielskim od XVII wieku. Jedna z teorii twierdzi, że studenci Uniwersytetu w Oxfordzie wymyślili to słowo jako parodię innych łacińskich rzeczowników.

Gdy Wasi studenci triumfalnie zidentyfikują słowo conundrum, czy to dzięki podpowiedziom w Wisielcu, czy to samodzielnie, można im powiedzieć, że jest takie słynne conundrum z Króla Edypa Sofoklesa. Tu wprawdzie znowu w jednej z grup mi się zdarzyło, że jeden ze studentów podał odpowiedź, zanim usłyszał pytanie, ale nic to.

Zagadka zadana przez Sfinksa królowi Edypowi brzmiała: „What walks on four legs in the morning, two in the afternoon, and three in the evening?”. Odpowiedź to oczywiście „A person”. Jeśli nawet ktoś Wam odpowie na to pytanie, zanim je zadacie, można zawsze powiedzieć mu, żeby zadał to pytanie innym po angielsku, a inni niech wyjaśnią, czemu odpowiedzią jest właśnie „A person”. W jednej z grup, gdy student wyjaśnił, że w podeszłym wieku potrzebujemy „a stick to support our body weight”, reszta grupy zaczęła się śmiać i ktoś skomentował, że owszem, „if you cannot afford a cane, you can just grab any stick from the forrest and it will do”. Jak zadanie nie wyjdzie, można zawsze zrobić to, co Sfinks robił swoim ofiarom, czyli je pożreć.

Można się oczywiście na tym etapie zastanowić nad tym, czy znamy jakieś synonimy słowa conundrum. Na pewno będą znali. W pierwszym znaczeniu dillema, w drugim chociażby brain-teaser, enigma, puzzle, riddle.

Tu się zaczyna niespodziewane. Z głupia frant przeczytałem moim przegościom parę conundrums z tej strony. Miały być przykładami na to, że niektóre conundra są w sumie głupawe i nie trzeba szukać ich rozwiązania. Nie wymagają odpowiedzi, np.:

If a turtle loses its shell is it naked or homeless?

If fire fighters fight fires and crime fighters fight crime, what do freedom fighters fight???

If nothing sticks to teflon, then how do they make teflon stick to the pan?

Why do Kamikaze pilots wear seatbelts?

Do infants enjoy infancy as much as adults enjoy adultery?

Why is the alphabet in that order? Is it because of that song?

If a black box flight recorder is never damaged in a plane crash, why dont they make the whole plane out of that stuff?

Why is there an expiration date on sour cream?

If most car accidents occur within 5 kilometers from home, then why doesn’t every one just move 5 klicks away?

Why are psychics still working if they all know the winning lottery numbers?

If you try to fail, but you succeed, which have you done?

I tu mnie moi przegoście zaskoczyli po raz kolejny. Zamiast pokiwać głową i się pogodzić z tym, że dyskusja nad tymi zagwozdkami jest bez sensu, zaczęli rozmawiać po angielsku o układzie kostnym żółwi, o własnościach materiałów, o absurdalności języka, o dwuznaczności wyrazów, o filozofii i logice… Myślałem, że ta część mojej „dygresji” zajmie nam minutę, zajęła kilkanaście.

Potem naszykowałem im cztery proste pytania, na które odpowiedź, która przychodzi do głowy jako pierwsza, jest mniej lub bardziej kontrowersyjna lub wulgarna, ale po chwili zastanowienia przychodzi też do głowy inna, bardziej ’politically correct’.


1. What is round, hard, and sticks so far out of a man’s pajamas that you can hang a hat on it?
2. What four-letter word ending in K means „intercourse”?
3. What is it that a man can do standing up, a woman sitting down, and a dog on three legs?
4. What is it that a cow has four of and a woman has only two of?


Odpowiedzi, oczywiście, to:

1. his head
2. „talk”
3. shake hands
4. legs

Wierzcie albo nie, ale w jednej z grup odbyła się przy okazji kilkuminutowa dyskusja o tym, co to jest pidżama, i kto ją w dzisiejszych czasach nosi. W innej, w której ktoś pospiesznie odpowiedział na pytanie czwarte ’stomachs’, przedyskutowano ten aspekt w odniesieniu do kobiet ciężarnych, dochodząc do trojaczków. O ciążach krów i o szczegółach anatomii krowich wymion też była mowa, ale relację sobie daruję.

Znajdziecie sami mnóstwo przykładów conundra na poziomie odpowiednim dla Waszych grup. Ja użyłem jeszcze bardzo znanej zagadki:

Why will one never starve in the desert?

Because of all the sand which is there.

A także nieco infantylnej zagadki z tej strony:

Remove my forth letter and the first three letters will spell a school subject. My last five letters spell something that happens when swallowing a carrot whole. My whole spells a vegetable. What am I?

Zagadka o tyle ciekawa, że – chociaż sama dotyczy pisowni wyrazu – zawiera błąd ortograficzny wyrazie 'fourth’. Odpowiedzią jest oczywiście 'artichoke’.

Trochę ambitniejsze conundra znalazłem na tej oto stronie. Pierwsze jest genialne, ale dla humanistów. Drugie inżynierowie i programiści z powołaniem rozwiązują w kilka sekund, dla humanistów jest nie do pojęcia.

Q: You’re in a room with no doors or windows. Just a mirror and a table. How do you get out?

A: You look in the mirror and see what you saw. You take the saw and cut the table in half. Two halves make a whole. Put the hole on the wall and climb out.

Q: I asked a woman how old she was, she smiled and said cryptically: „The day before yesterday I was 22, but next year I’ll be 25.” What is her birthday and when was the date of our conversation?

A: We conversed on New Year’s Day and her birthday is on New Year’s Eve.

Może się trafić, że ludzie będą znali słowo conundrum z Doctor Who lub Star Treka, z piosenek Jethro Tull albo ze sprzętu sportowego. Mniej prawdopodobne jest, że ktoś – niczym Jakub z II roku informatyki – powie, że zna inne słowo, które powstało w języku angielskim jako fejkowe słowo łacińskie, w łacinie nieistniejące. Tym słowem, podanym przez Jakuba, jest procasturbate, a wśród moich studentów różnych grup było kilka osób potrafiących bez większego wysiłku wydedukować jego znaczenie.

Chłopaki z drugiego roku informatyki stosowanej byli też w stanie wymyślić własne zagwozdki tego rodzaju. Najbardziej podobało mi się pytanie postawione przez Tomka:

Is it OK to say 'good mo(u)rning’ at a funeral?

Sprawdzając oryginalność pomysłu Tomka wpadliśmy na zabawny mem z clownem siedzącym na pogrzebie i mówiącym do innych żałobników: 'I’m not really much of a mourning person’.

Na studiach miałem absurdalne ćwiczenia z metodyki, na których byliśmy oceniani z tego, czy umiemy właściwie oszacować, ile czasu zajmie jakieś ćwiczenie. To powyżej przewidziałem sobie na kilka minut. W dwóch grupach zajęło praktycznie całe zajęcia. I były to zajęcia intensywnie wypełnione rozmawianiem po angielsku.


Kolejna wieczerza

Wyjątkowo wzruszyło mnie to zdjęcie. Mogłem już takich zdjęć dostać wiele, ale to w sumie jest pierwsze. Dla mnie wygląda jak „Ostatnia wieczerza”  Leonarda da Vinci, tylko jadła i trunków brak, za co Marcina serdecznie przepraszam. Zgadza się, tu zawaliłem. Wybacz.

Przy okazji pozwalam sobie zaprosić wszystkich na imprezę organizowaną przez nasze koło naukowe 4 grudnia w Sali Konferencyjno – Wystawowej „Kotłownia” Politechniki Krakowskiej. Tym razem będzie strawa duchowa, ale będzie też to i owo dla ciała.

ITAD (IT Academic Day) Politechniki Krakowskiej odbywa się już po raz dziesiąty, to jubileuszowa edycja. Aż dziwne, że nadal mieścimy się w Kotłowni… Kto wie, może za rok konieczny będzie powrót do Muzeum Lotnictwa, w którym ta cykliczna impreza odbywała się przed laty…

Serwisowanie pomników

W czasach, gdy buduje się i odsłania coraz więcej pomników osób, które nie mają żadnych zasług dla polskiego lotnictwa, a bywa, że można by im wręcz wytknąć parę szkód, jakie polskie lotnictwo przez nie poniosło, tym smutniej wygląda pomnik w Parku Lotników w Krakowie, ogrodzony taśmą i kartkami z napisem takim, jak widać na poniższym zdjęciu.

Polska. Kraj, który lubi stawiać pomniki. Lubi także je burzyć. Na ostatnim miejscu jest chyba bieżąca troska o ich serwisowanie (po drugiej stronie ulicy otwarto niedawno spektakularną fontannę, było to w przeddzień drugiej tury wyborów samorządowych).

IMG_20181029_102510