Zbawienny Giertych

W każdej, nawet największej tragedii, zawsze można wypatrzeć jakąś iskierkę nadziei. Zawsze jest jakieś światełko w tunelu.
I tak na przykład obecnie, w samym środku upalnego lata, z rekordowymi temperaturami, jakich meteorolodzy nie notowali od 1779 roku, polscy licealiści i studenci, na których przywykli wszyscy narzekać, że są bierni, obojętni, nie interesuje ich ojczyzna i jej losy, nagle zainteresowali się polityką. W osłabionym składzie, bo przecież połowa z nich pojechała w wakacje pracować w Anglii, Szkocji i Irlandii, inspirująco inteligentni, błyskotliwi młodzi ludzie wymyślają akcje protestacyjne, satyry, urządzają manifestacje, parają się mniej lub bardziej poważną publicystyką.
Nie tak dawno temu młodemu człowiekowi nie wypadało interesować się polityką, nie wypadało iść do wyborów ani w nich startować. Tymczasem okazuje się, że ekstremalne poczucie zagrożenia antysemityzmem, homofobią, religijnym fanatyzmem środowisk pseudokatolickich, ksenofobią i nacjonalizmem obudziły nagle w tych młodych ludziach pokłady patriotyzmu, o które ich w ogóle nie podejrzewaliśmy. Ci wszyscy młodzi ludzie będą chyba pierwszym od 1989 roku pokoleniem osiemnastolatków, które gremialnie pójdzie do wyborów i nie będzie mówiło, że polityka go nie interesuje. Byli małymi dziećmi, gdy w atmosferze kompromisu i dumy narodowej powstawała III Rzeczpospolita, nie pamiętają tego, ale dziś, kiedy kwestionuje się wszystkie jej osiągnięcia, są jej najgorliwszymi obrońcami.
Jak grzyby po deszczu powstają niezależne portale informacyjne i publicystyczne, a wokół nich aktywizują się rzesze młodocianych myślicieli i początkujących dziennikarzy. Graficy komputerowi dają popisy pomysłowości i ironii organizując internetowe akcje protestacyjne i wymieniając się banerami. Na forach internetowych w wyważonych i merytorycznych debatach ćwiczą się parlamentarne talenty przyszłych posłów i senatorów. W środku wakacji licealiści całymi godzinami słuchają BBC i czytają Financial Timesa, żeby dowiedzieć się, co naprawdę sądzi się o polskich władzach z bezpiecznej perspektywy. Ćwiczą się w retoryce i przy okazji szlifują swój angielski. Ze słownikiem języka polskiego pod pachą polują na gafy i potknięcia językowe w wypowiedziach prezydenta Rzeczpospolitej.
I taki jest z całą pewnością zbawienny wpływ Romana Giertycha na młode pokolenie. Na jego edukację, na jego patriotyzm, na jego obywatelską aktywność i zaangażowanie. Minister Roman Giertych uważa bodajże, że wszyscy ci protestujący przeciw niemu ludzie to byli członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nawet jeśli mają obecnie po szesnaście lat. Ale bez względu na to, jak będą się nazywały partie w polskim parlamencie za parę lat, po lewej i po prawej stronie izby zasiądzie dużo bardzo mądrych ludzi, którzy właśnie dzięki obecnemu buntowi zainteresowały się polityką. I polska polityka nie będzie już dłużej wyglądać tak, jak wygląda obecnie, cytując Gustawa Holoubka:

Przytoczę taki obrazek obyczajowy, który moim zdaniem dobrze ilustruje to, co się teraz dzieje w polskiej polityce. W jednym z teatrów na próbie Kalina Jędrusik zapaliła papierosa. Na scenie nie wolno palić papierosów. Zbliżył się strażak i powiedział: „Proszę zgasić papierosa, bo tu nie wolno palić”. A Kalina jak Kalina – z wdziękiem odparła: „Odpierdol się strażaku”. I on strasznie się zamyślił, poszedł za kulisy i tam trwał jakiś czas. Potem nabrał powietrza, wrócił na scenę, ale tam już nie było Kaliny, tylko Basia Rylska. On jednak tego nie zauważył, bo oczy zaszły mu bielmem z wściekłości, i krzyknął do Rylskiej: „Ja też potrafię przeklinać, ty kurwo stara!”. Kompletnie zdumiona Basia pobiegła do Edwarda Dziewońskiego, który był reżyserem spektaklu, i powiedziała mu, że strażak zwariował, bo ją zwyzywał bez żadnego powodu. Dziewoński strasznie się zezłościł, poszedł do strażaka i powiedział: „A pan jest chuj!”. Przy czym strażak był inny. Więc tak wygląda życie polityczne w naszym kraju.

Dzięki Romanowi Giertychowi i cynizmowi rozdających klucze do resortów przywódców Prawa i Sprawiedliwości jest szansa, że życie polityczne w naszym kraju za lat dziesięć będzie na zupełnie innym poziomie.

Totalny burdel

Minister edukacji obwieścił dzisiaj, że do polskiej szkoły będzie się starał wprowadzić elementarny ład. Wielokrotnie podkreslił, że nie da się zrobić wszystkiego od razu, ale pewien elementarny ład jest konieczny, że trzeba skończyć z patologiczną sytuacją obecną. Że uczniowie nie mogą nakładać koszy na głowy nauczycieli i trzeba zapewnić ochronę nauczycielowi w jego trudnej pracy.
Cóż za ciekawa diagnoza w ustach ministra edukacji – brak elementarnego ładu, czyli całkowity bezład? Totalny burdel? Niesamowite, że przez minione dziesięć lat pracy w mojej szkole mimo tego bezładu udało się stworzyć tyle nowych kierunków kształcenia, wyedukować tyle roczników młodzieży, rozbudować bazę dydaktyczną, wymienić większość okien, zatrudnić koło dwudziestu młodych nauczycieli? Niesamowite, że łączna liczba uczniów w naszej szkole przekroczyła już tysiąc, że chodzą oni do szkoły uśmiechnięci i zadowoleni, a szkoła radzi sobie z obroną ich przed patologiami? To zdaniem pana ministra wszyscy: dyrektor, pedagog szkolny, rada rodziców, nauczyciele i samorząd uczniowski naszej szkoły marnują swoje wysiłki, bo w szkole i tak jest totalny burdel? I dopiero od ministerstwa dostaniemy podstawy elementarnego ładu, nie cały ład za jednym zamachem, ale po troszeczku?
Jak mało kto deprecjonuje pan prestiż nauczycielskiego zawodu, panie ministrze, twierdząc że jest nam potrzebna ochrona państwa przed tym, by uczniowie nie nakładali nam koszy na głowę. Może popatrzmy na to z innej strony – jeśli przez nadanie nauczycielowi statusu urzędnika publicznego ochroni pan w szkole ludzi wrogich młodzieży lub niekompetentnych, którzy będą tą młodzież i jej edukację psuli, a także jeśli przez nadanie tego statusu nałoży pan nauczycielom automatycznie kaganiec i uczyni z nich bezwolnych aparatczyków państwa, tym łatwiej będzie panu zrealizować ideę totalitarnej szkoły, w której młodzież nie tylko zakłada mundurki, ale i działa, mówi i myśli według tego samego szablonu. A przynajmniej udaje.
Kiedyś pracowałem przy poprawie matur w zespole szkół budowlanych, w którego innych skrzydłach odbywały się lekcje. Byłem świadkiem kilku scen, w których młode, eleganckie nauczycielki radziły sobie bardzo szybko i bardzo kulturalnie z ekstremalnymi przykładami chamstwa ze strony wyglądającej bardzo groźnie i bywało że jeszcze wyższej od pana ministra nowohuckiej młodzieży. Czekając na kogoś w wejściu do szkoły byłem świadkiem awantury, jaką dyrektorowi i jednej z nauczycielek urządził uczeń, który nie otrzymał promocji. Jeśli chodzi o dobór słownictwa, uczeń nie był wegetarianinem, pozwolił sobie też na dość groźnie wyglądające szturchnięcie jednego z rozmówców. Błyskawiczny refleks, kategoryczna, zimna i fachowa reakcja dyrektora i nauczycielki, znakomity dobór argumentów i wyrażenie ich w możliwie jak najkrótszy i najprostszy do zrozumienia sposób sprawiły, że żadna z gróźb nie została spełniona przez jedną ani drugą stronę, a sprawca całej awantury za moment stał już na zewnątrz z papierosem i już bardzo spokojnie, aczkolwiek nadal rzucając olbrzymimi ilościami mięsa, snuł z koleżanką bardzo konstruktywne plany swojej przyszłości.
Byłem pełen podziwu dla tych nauczycieli z budowlanki, bo widać było wyraźnie, że dzięki ich fachowości w szkole tej jest mimo wszystko właściwa atmosfera. Nie można ich obrażać twierdząc, że w ich szkole brak elementarnego ładu. A już na pewno nie powinien im tego zarzucać ktoś, kto wprowadził totalny bezład dając świadectwa dojrzałości tym, którzy nie zdali matury.
Owszem, oby jak najmniej było w polskiej szkole incydentów nakładania nauczycielom koszy na głowę. Ale nie dlatego, że za taki czyn uczniowi będzie się obcinać rączki, tylko dlatego, że nauczycielami będą fachowcy tacy, jak te panie z budowlanki.

Obyśmy ponieśli klęskę

W wywiadzie dla Dziennika prezydent Rzeczpospolitej powiedział ostatnio, że z uwagi na postawę politycznych elit opozycyjnych i mediów istnieje możliwość, że nasza bitwa o Polskę zostanie przegrana.
Powiało we mnie optymizmem, gdy przeczytałem te słowa. Od kilku miesięcy władza w Polsce toczy wojnę przeciwko bliżej nieokreślonemu wrogowi. Rządząca partia ma pełnię władzy – w swoim ręku dzierży stanowiska prezydenta, premiera i członków rządu, marszałka Sejmu, trzyma w szachu rzekomo niezależnego marszałka Senatu, izby przez siebie całkowicie zdominowanej. Swoimi ludźmi obsadza służby mundurowe, zarządy i rady nadzorcze państwowych firm. Szybciutko przejęto media publiczne, manipulacje prawem mają na celu rozszerzyć kontrolę nad mediami także na stacje prywatne. Legislacyjne kombinacje zakwestionować może w zasadzie jedynie Trybunał Konstytucyjny, więc od początku kadencji deprecjonuje się jego autorytet, kwestionuje samą ustawę zasadniczą i coraz wyraźniej widać, że także ta instytucja ma paść ostatecznie ofiarą zamachu partyjnej żądzy władzy.
Odkąd obecny obóz sprawuje władzę, niewiele konstruktywnie się buduje, za to dmie się w triumfalne rogi propagandowe tak intensywnie, że nie ma czasu wytrzeć ich zaślinionych ustników. Wyją na trwogę niezliczone trąby straszące przed wrogiem, przed układem, nawołujące do szturmu na jakieś niezdefiniowane specjalnie zło. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego mając tak niespotykaną pełnię władzy obóz rządzący nie może sobie dać z tym wrogiem rady i to przez tyle czasu.
A może ten wróg jest potrzebny? Może ta atmosfera walki jest celowa? Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że bez pożaru Reichstagu Hitler nie stłamsiłby opozycji, bez ataku na World Trade Center nie byłoby poparcia dla wojny w Afganistanie czy Iraku. Kto jest tym naszym wrogiem w dzisiejszej Polsce? Międzynarodówka socjalistyczna? Geje i lesbijki podkładający rzekomo bomby w warszawskim metrze? Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy? A jaki jest cel tej wojny poza władzą samą w sobie? Społeczeństwo idealne? Jakaś utopijna wizja wymyślona w innych czasach i na innej planecie?
Jak pisze Janusz Korwin – Mikke w Najwyższym czasie:

Kto pragnie stworzyć system doskonały, kończy jak Adolf Hitler czy Włodzimierz Eljaszewicz Uljanow, którzy naprawdę chcieli jak najlepiej. Zdaje się, że żaden z nich nie zdążył dostrzec, że im nie bardzo wyszło…

Dla szeroko rozumianego dobra nas wszystkich mam głęboką nadzieję, że wojnę o Polskę jak najszybciej przegramy. Lepiej jest zamiast walczyć z wrogiem iść do knajpy z przyjacielem. I tego ze szczerego serca życzę całej polskiej elicie rządzącej. Najlepszy sposób na szybki koniec wojny to ją przegrać (George Orwell).

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Królowa Strach Na Wróble

No to się w końcu dowiedziałem, dlaczego trzeba zdaniem Romana dać wszystkim maturę za darmo. Bo za kilka lat będzie obowiązkowa matura z matematyki i wtedy sześćdziesiąt procent maturzystów nie zda.
Tak dzisiaj powiedział podstawowy poseł inkwizytor w telewizorze. Ba, pochwalił się, że on absolutnie nie ma nic wspólnego z matematyką, nie zdawał jej, za to jego koleżanka podeszła do egzaminu, nie zdała, i było to dla niej olbrzymią tragedią osobistą. W przedbiegach o prezydenturę Warszawy inkwizytor i tak się specjalnie nie liczy, więc może paplać bez sensu i kompromitować się do woli. No bo cóż to za wspaniały kandydat na prezydenta dwumilionowej metropolii, który pogardliwie wypowiada się o królowej nauk! Pewnie wydaje mu się, że poza rozganianiem manifestujących mniejszości seksualnych prezydent stolicy nie ma żadnych zajęć.
A jakiż to dziwny argument, i obraźliwy zarazem dla przyszłych maturzystów, że wprawdzie zdali czy za moment zdadzą część matematyczną egzaminu gimnazjalnego, ale za trzy lata nie będą w stanie uzyskać trzydziestu procent punktów z matematyki na poziomie podstawowym? To co z nich będą za ludzie? Którzy nie potrafią samodzielnie wypełnić zeznania podatkowego, a robiąc zakupy w supermarkecie oszacować czy stać ich na zakupy, które powrzucali sobie do koszyka?
Chodziłem do klasy o profilu matematyczno – fizycznym i chociaż nie mam nic obecnie z matematyką wspólnego, była ona dla mnie wielką przygodą i wielką szkołą myślenia. Nie wyobrażam sobie, jak może minister edukacji mówić pogardliwie o królowej nauk i przebierać ją za stracha na wróble. Inna sprawa, że jest to ten sam minister, który nie potrafił policzyć ile zapłaci budźet państwa za zakupienie dla każdej szkoły w Polsce opasłych tomisk z teologicznymi dysertacjami, których i tak żaden uczeń nie będzie czytał. Z tego samego ugrupowania, które nie może się połapać, że zysk z imprez masowych o charakterze rozrywkowym przewyższa lekko zysk z procesji Bożego Ciała, więc chociażby z uwagi na to metropolie zasługują na pewien pluralizm imprez w nich organizowanych.
A może to jakieś uprzedzenie do cyfr arabskich z obawy przed terroryzmem fundamentalistów każe się panom tak brzydzić matematyką? A to dopiero niespodzianka – w średniowieczu Arabowie nie brzydzili się klasykami europejskiej filozofii starożytnej i uratowali ich od zapomnienia i zagłady, a my mamy się dziś brzydzić tym, że arabscy mędrcy wymyślili pojęcie zera i system dziesiętny, a przez to umożliwili nam operacje na abstrakcyjnych wartościach liczbowych?
Bez matematyki nie powstałby żaden wynalazek, bylibyśmy dzikusami nie umiejącymi ani budować domów, ani upiec dobrego chleba zachowując odpowiednie proporcje składników, nie mówiąc już o przeprowadzeniu wyborów powszechnych bez umiejętności liczenia głosów. Chociaż patrząc na skutki niektórych wyborów to miałoby się ochotę z tego akurat osiągnięcia matematyki zrezygnować.

Podbijemy sąsiadów

Ministerstwo Obrony uznało, że młodzież niezbyt licznie opuszcza nasz kraj i że potrzebny jest jakiś dodatkowy bodziec, żeby wygnać stąd już naprawdę wszystkich. A metoda jest bardzo prosta. Żaden dziewiętnastolatek nie będzie się już odraczał od służby wojskowej. Czy chce studiować, czy jest żywicielem rodziny, nieważne. Po maturze w kamasze, na cztery miesiące, każdy. Wtedy będziemy mieli armię dwustytysięczną i będziemy w końcu mogli ruszyć na zachód i zrobić porządki w tej zepsutej Europie, która nabija się z naszych najświętszych stereotypów, uprzedzeń, obsesji i fobii.
Nie będzie nam żaden Niemiec pluł w twarz, mamy w naszej historii godne wzorce walki z wykolejeńcami, co własne gniazdo kalali! Już towarzysz Gomułka groził, że jak ktoś rękę na władzę ludową podniesie, to niech uważa, żeby mu władza tej rączki nie ucięła.
Prasa całej Europy nabija się z naszej Głowy Państwa, Parlament Europejski kwestionuje naszą tradycję tolerancji (coż z tego, że tolerancja u nas umarła, to od nas Europa jej się nauczyła). Ludzie pana prezydenta czytają niewiele prasy, nie zauważyli obraźliwych lub nieprzyjaznych dla Naszej Głowy Państwa artykułów w większości europejskich tytułów, dojrzeli nagle w niskonakładowym berlińskim Tageszeitung. Z niezrozumiałych względów na próby interwencji naszych dyplomatów rzecznik rządu federalnego Niemiec Ulrich Wilhelm powiedział, że rząd federalny z zasady nie ingeruje w wolność prasy, więc najpierw Minister Spraw Zagranicznych Najświętszej Rzeczpospolitej nie rozumiejąc za bardzo o czym mówi przyrównał wolną niemiecką prasę do hitlerowskiej gadzinówki (ach, cóż za elokwencja i wyczucie taktu u ministra rządu Rzeczpospolitej), po czym klub parlamentarny Jedynej i Najwspanialszej Partii postanowił poprosić swojego gwiazdora Ministra Sprawiedliwości o to, by jako prokurator generalny ściągnął dziennikarza niemieckiego, któremu się nie podoba Nasza Głowa Państwa. Niech go ściągnie jakimś europejskim listem gończym i ukarze.
Jacyś niedorobieni byli ministrowie spraw zagranicznych naszego kochanego kraju ośmielili się także skrytykować Naszą Głowę Państwa. Biedny Pan Prezydent tak się zdenerwował, że aż publicznie powiedział, że są wszyscy gnojkami, którym nie ma obowiązku odpowiadać na jakieś tam listy otwarte. Że nie mogą być dumni ze swoich życiorysów. I raczył odpowiedzieć jednemu. Szkoda, że pozostałych obraził nie zważając na fakt, że w dyplomacji każdy z nich mógłby być dla niego mistrzem.
Dlatego dzięki niech będą Ministerstwu Obrony. Nie każdy jest taki inteligentny, by patrząc na to, jak Prawo i Sprawiedliwość z braćmi Kaczyńskimi kompromitują ten kraj na lewo i na prawo, spakował się i wyjechał. Ale gdy nad każdym moim absolwentem zawiśnie widmo tej obowiązkowej służby wojskowej, zostanie garstka. I z tą garstką bracia Kaczyńscy ruszą na Zachód podbijać Europę, wicepremier Roman Giertych ze swoim ojcem Maciejem, który ostatnio w Europarlamencie wygłosił pochwałę dyktatury Franco, naprawią moralnie wszystkich tych pomylonych Europejczyków. I będziemy mieli Polskę od morza do morza, i będzie można ją znowu przemianować, z Czwartej Rzeczpospolitej na Rzymskie Cesarstwo Polskie. Ci wszyscy obywatele, co uciekli już z kraju (2 miliony podobno od wejścia do Unii) to też tak naprawdę będzie forpoczta polskości na tych terenach. Jak się tam wejdzie z wojskiem, to się ich poustawia z powrotem na właściwym miejscu. A kto rączkę będzie podnosił jak nie trzeba, to mu się ją odrąbie.

Teczki i inne bzdety

Polski komunizm przez większą część swojego krótkiego żywota był bardzo zepsuty. Funkcjonował gdzieś tam w teorii i na górze, natomiast na dole każdy kombinował jak mógł (uwaga, konkurs – jak jest „kombinować” w innych językach niż polski?).
Niczym policjant z drogówki, który musi ileś tam tych mandatów wystawić co miesiąc, tak i esbecy na wsi, żeby mieć na wino, musieli coś tam na kogoś nasmarować od czasu do czasu. Można się było na przykład wybrać na cmentarz i pospisywać trochę nazwisk z nagrobków i coś tam na każdego wymyślić, jakieś tam zeznania spisać. Najlepiej, jak to byli niedawno zmarli.
A mogło się i dwóch esbeków we dwójkę spotkać i jakieś papiery na sąsiadów potworzyć.
W PRL-u co mądrzejsi i aktywniejsi ludzie starali się jakoś obejść system i mimo wszystko wyjechać na stypendium studenckie na zachód czy na pielgrzymkę do Rzymu albo do Lourdes. Ale paszport w PRL-u to nie była taka prosta sprawa. Czasami trzeba było podpisać lojalkę dla bezpieki, żeby dostać paszport i zgodę na studia w Ameryce. Niejeden ksiądz, zanim pojechał do Rzymu, podpisał jakieś głupawe zobowiązanie, do którego nie przykladał wielkiej wagi, a po powrocie spotykał się z jakimś szeregowym oficerem by zdać mu raport. Raport, który stanowiły na przykład wycinki z ogólnie dostepnych gazet włoskich na temat audiencji papieskich. To była cena, którą warto było zapłacić.
To były czasy, kiedy nie dało się wejść na stronę internetową New York Timesa i przeczytać całą zawartość dzisiejszego numeru. To były czasy, kiedy można było zachować pozory donoszenia i szpiegowania na rzecz komunistycznej władzy poprzez dostarczenie tej władzy informacji, do których dostęp ma każdy, kto kupi brukowca w nowojorskim newsstandzie.
Po tych czasach zostały kilometry papieru.
Dzisiaj tymi kilometrami papieru straszy się ludzi.
Dzisiaj z naruszeniem prawa i zdroworozsądkowego poczucia sprawiedliwości szantażuje się ludzi, których nazwiska widnieją w tych papierach. Bez względu na to, czy są konfidentami rzeczywistymi, czy pozorantami, czy laureatami pokojowej nagrody Nobla.
W dniu, w którym Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wypowiedział się krytycznie i ostatecznie na temat łamania praw człowieka poprzez stworzenie enklawy bezprawia w Guantanamo Bay na Kubie przez administrację amerykańską, Wiadomości w polskiej telewizji publicznej przez pierwsze dziesięć minut zajmowały się w swoim głównym wydaniu bzdurnymi gierkami teczkowymi między wicepremier i minister finansów Zytą Gilowską a jakimiś bliżej nieokreślonymi jej wrogami. Tego dnia Wiadomościom zabrakło czasu na to, by powiedzieć o Guantanamo. Zajmowały się teczkami i pomówieniami.
Grający teczkami politycy biegają dzisiaj po urzędach i zakładach pracy i budzą grozę. Budzą grozę wśród ludzi, którzy od lat solidnie robią swoją robotę bez względu na to, kto jest u władzy. Terroryzują ludzi, którym w gruncie rzeczy niejednokrotnie zawdzięczają to, że żyją w wolnym, demokratycznym kraju i mogą działać. I tak naprawdę gorsze z nich w tym momencie świnie, niż z tych komunistycznych aparatczyków dwadzieścia kilka lat temu, którzy pozorowali tylko wierność systemowi.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Kara śmierci najlepsza w niedzielę

Jak powiedział pewien polityk, „Niedziela to jednak dzień święty i należałoby ją jakoś inaczej uczcić niż chodzeniem do kina.” Nie minęło parę godzin, a inny polityk zaproponował prace legislacyjne nad karą śmierci dla morderców pedofilów.
Nie będę komentował bezkresnej głupoty ani jednej, ani drugiej wypowiedzi. Ale pomyślałem sobie, że jak już uda się Lidze Polskich Rodzin zrealizować wszystkie jej cudowne pomysły legislacyjne, to może niech egzekucje tych pedofilów odbywają się właśnie w niedzielę. Czyż to nie będzie odpowiedni i lepszy od pójścia do kina sposób uczczenia dnia świętego?
Oczywiście dla czystości sytuacji Liga Polskich Rodzin powinna doprowadzić do wyburzenia wszystkich pomników Jana Pawła II w Polsce i wystąpienia Polski z Unii Europejskiej i Rady Europy.