Krzysztof mówi, że jakby z jego klasą mi się układało, to miałbym za dobrze i nie wiedziałbym, za co mi płacą. Muszę gdzieś mieć jakiś sajgon, żeby mi nie było za błogo.
Faktycznie, w niektórych klasach jest mi wprost za dobrze. W ostatnim dniu nauki przed feriami, w przeddzień studniówki, na jednej z lekcji w drugiej mechanika powiedziałem panom, żeby usiedli z jednej strony sali, bo z drugiej moja koleżanka anglistka robiła korektę ważnego dokumentu, więc wypadało zapewnić jej odpowiednie warunki. Całą lekcję udało mi się poprowadzić szeptem i nie stanęła temu na przeszkodzie ani praca w grupach, ani konfrontowanie wyników tej pracy pomiędzy grupami… Właściwie to aż nie chce się wierzyć, że można całą lekcję mówić tak cicho, a jednocześnie mieć uczniów tak aktywnych, tak bardzo zaangażowanych. Przez całą lekcję żaden z nas nie odezwał się na głos, a gdy jeden z obecnych w klasie uczniów z całkiem innej grupy odrobinę nam przeszkadzał, zrobiliśmy palcami „pstryk” i jednogłośnie stwierdziliśmy, że zniknął, a efekt naszych czarów był tak dźwiękoszczelny, że wydawało się, iż Adam naprawdę rozpłynął się w powietrzu.
Tego samego dnia na siódmej lekcji, a więc ostatniej lekcji przed feriami, gdy większość moich koleżanek siedziała sobie spokojnie w pokoju nauczycielskim, gdyż ich klasy dawno już uciekły ze szkoły, trzecia mechanika ochoczo zrobiła na ocenę ćwiczenia w rozdziale powtórzeniowym i pozwoliła sobie bez żadnych protestów wpisać oceny do dziennika.
Klasa Krzysztofa jest rzeczywiście całkiem inna. Odkąd się poznaliśmy pięć miesięcy temu, nie udało nam się jeszcze rozpocząć owocnej współpracy. W ostatnim tygodniu przed feriami darowałem im klasówkę, do której nie udało im się przygotować, ale mimo to mają do mnie żal o to, że nie odpuściłem im całkiem wszystkiego, z czym klasy młodsze od nich uporały się dawno. Wszelkie metody aktywizacji uczniów są skazane na porażkę, ponieważ prawie żaden z nich nie jest zainteresowany tym, by cokolwiek robić, a ci nieliczni, którzy może i rokowaliby jakieś szanse, w minionym semestrze mieli wielotygodniowe (nawet dwumiesięczne) przerwy w chodzeniu do szkoły. Gdy nadludzkim wysiłkiem próbowałem skoncentrować swoją uwagę na uczniu wyjątkowo mało zainteresowanym nauką, przerwał rozmowę ze mną i zaczął pisać SMS-a.
No cóż, nie wszędzie manna pada z nieba i musi być też taka klasa, jak klasa Krzysztofa. Ale myli się Krzysztof sądząc, że z takich klas wychodzi się sfrustrowanym i pozbawionym nadziei. Myli się sądząc, że to gorzki kawałek chleba i twardy orzech do zgryzienia. To właśnie takie klasy są szczególnie inspirujące, a jeśli uda się z nimi coś osiągnąć, to satysfakcja z tego jest co najmniej taka sama jak w klasach, w których nauczyciel ma moc czarodzieja, a wszyscy rzucają zaklęcia rymujące się z jego zaklęciami i machają swoimi różdżkami w rytm jego słów.