Mity (w wymowie) informatyków

Jednym z wpisów, który generuje największy ruch na blogu, jest – stale rozbudowywany – wpis o grzechach głównych informatyków (w wymowie). Pod wpisem nie ma wprawdzie komentarzy, ale dostaję różnymi kanałami spory feedback, w tym sugestie dopisania kolejnych słów, co czasami czynię. Bywa jednak, że sugestie te są nietrafione, a rzekomo błędna wymowa, którą miałbym piętnować, poprawna. Postanowiłem w związku z tym zacząć zbierać także i takie kwiatki w specjalnym, oddzielnym wpisie, co niniejszym czynię.

agile
Praca ze studentami to nieustanna nauka. Także nauka pokory, bo bywa, że poprzez obcowanie z nimi sami się uczymy czegoś, co oni już umieją. Tak było w moim przypadku z wymową agile. Agile i SCRUM to coś, o czym większość studentów pierwszego roku nie ma pojęcia, ale na drugim stopniu wszyscy mówią już o tym bez przerwy. Z całą zarozumiałością, na jaką było mnie stać, poprawiałem początkowo studentów, którzy – mówiąc agile – nie robili tego po brytyjsku, czyli nie mówili [ˈædʒ.aɪl]. Aż w końcu studenci drugiego stopnia studiów nie wytrzymali, pokazali mi parę tutoriali na YouTubie, i udowodnili, że żaden Amerykanin nie powie tego inaczej niż [ˈædʒ.əl].  Przyjąłem tę lekcję z pokorą.

data
Większość informatyków mówi [ˈdeɪtə]. Gdy padnie inna wymowa, część z nich waha się, czy popełniono błąd, a część wzdryga się wręcz słysząc [ˈdætə] albo [ˈdɑːtə]. Tymczasem wszystkie sposoby wymowy są poprawne i nawet to, jakoby wynikające z kontekstu różnice w znaczeniu wyrazu (data jest rzeczownikiem w liczbie mnogiej, jeśli odpowiada pojedynczemu rzeczownikowi datum, i używane jest w liczbie mnogiej głównie w kontekstach naukowych) miały wpływ na to, jak ten wyraz się wymawia, to nie znajdujący pokrycia w rzeczywistości stereotyp. Najpowszechniej występująca wymowa, [ˈdeɪtə], jest pospolita w Wielkiej Brytanii, w Stanach i w Irlandii. Z kolei [ˈdætə], z dźwiękiem æ takim jak w wyrazie cat, to wymowa spotykana w Stanach i Irlandii, a [ˈdɑːtə] można usłyszeć w Australii, Nowej Zelandii, a także – w bardziej formalnych kontekstach – w Wielkiej Brytanii.

dimension
Zdarzyło mi się wielokrotnie słyszeć, jak studenci wzajemnie się poprawiają w wymowie tego wyrazu. Ba, słyszałem także, jak są poprawiani przez lektorów języka angielskiego. Tymczasem w wymowie rzeczownika dimension obok brytyjskiego [daɪˈmenʃən] jest także jak najbardziej poprawna i powszechna wymowa amerykańska, [dɪˈmenʃən].

directory
Podobnie jak w przypadku dimension, zarówno wymowa [dɪˈrek.tər.i, jak [daɪˈrek.tər.i], są poprawne. Nie ma się co spinać. Tak i tak jest dobrze. Co ciekawe, po obu stronach oceanu.

privacy
Odwrotnie niż w przypadku dimension, brytyjska wymowa rzeczownika privacy to [ˈprɪv.ə.si], a amerykańska to [ˈpraɪ.və.si]. Większość studentów mówi to po amerykańsku, większość lektorów poprawia ich, by mówili po brytyjsku.

router
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do polskiego wyrazu ruter, że gdy słyszymy [ˈraʊ.t̬ɚ], część z nas się dziwi. Tymczasem jest to jak najbardziej poprawna, amerykańska wymowa tego wyrazu. Równie poprawna jak brytyjska – bliższa językowi polskiemu – wymowa [ˈruː.tər] . Dotyczy to oczywiście nie tylko samego wyrazu router, ale także czasownika route i całego szeregu komend, których czytelnikom zaglądającym do tego wpisu przypominać raczej nie trzeba.

Ten wpis, podobnie jak wpis o błędach w wymowie popełnianych powszechnie przez informatyków, będzie stale rozbudowywany. Powstały także wpisy o błędach w wymowie popełnianych przez matematyków i przez inżynierów wszelkiej maści.

Był sobie pies

Pierwszym billboardem, jaki zobaczyłem natychmiast po pożegnaniu Zuzanny w ubiegłym miesiącu, była gigantyczna, jasno oświetlona na tle zimowego wieczoru nad Kapelanką reklama filmu, o którym wcześniej w ogóle nie słyszałem, a który właśnie wchodził na ekrany. Trudno nam było się oprzeć wrażeniu, że to znak.

DSC_0043

Film nadal można jeszcze zobaczyć w kinach, a jego reklamy spotkać na każdym kroku. Dziś mogę tylko przekazać uściski dla Eli i Kingi oraz dla strażników magnolii.

Czytamy martwych ludzi

DSC_0045

Kultowe miejsce, w którym spędziłem – między stołami i grzebiąc na półkach – niezliczone godziny.
Reklama widoczna na zdjęciu przykuła moją uwagę i uważam, że jest poruszająca, choć z tego, co widzę w internecie, budzi mieszane uczucia u osób, które ją zauważają. Po powrocie do domu zainstalowałem sobie nawet aplikację Głównej Księgarni Naukowej przy ulicy Podwale 6 w Krakowie, ale do samej księgarni… nie wszedłem. Nie żebym już w ogóle nie czytał, czytam chyba nawet więcej niż dawniej. Spieszyło mi się, poza tym od jakiegoś czasu nie wyobrażam sobie kupna książek inaczej niż przez internet, a i czytanie na urządzeniu, które mam akurat pod ręką, a synchronizuje się stale z innymi, eliminuje powoli z listy moich lektur zupełnie niewygodne pozycje papierowe, których urok – kryjący się choćby w magii wrażeń dotykowych i zapachowych – nadal jeszcze doceniam…
Bardzo się zmieniłem, bardzo zmienił się świat. W Głównej Księgarni Naukowej na Podwalu spędzałem długie godziny w czasach, gdy byłem w wieku moich obecnych studentów. Tych samych, którzy dziś stoją w kolejce do swego rodzaju filii GKN, sklepu papierniczego przy ulicy Szlak 50 (wejście od Warszawskiej), by wydrukować lekturkę, z którą idą na mój dyżur.
Gdy patrzę na ten skok w aplikacje mobilne, na jaki Główna Księgarnia Naukowa się zdecydowała, widzę, że firma się rozwija, myśli o przyszłości i za kilkanaście lat swoich setnych urodzin się chyba doczeka. Zastanawiam się, na ile ja się jeszcze staram nadążać za moimi studentami i czy zaszedłem cokolwiek do przodu od czasu, kiedy – w ich wieku – robiłem tłok między stołami i regałami na Podwalu 6. I czy jest sens liczyć na setne urodziny, jeśli nie próbuje się dotrzymywać tempa tym, którzy nas przeganiają. A jeśli nie da się już dotrzymywać tempa, to trzeba się chociaż starać nadążać za nimi wzrokiem…

Upadła

Z życia: przerażona księgowa wpada do pokoju informatyków i krzyczy:
– Ratunku! Szybko, szybko, bo mi jawa upadła.
Księgowej wyświetlał się na komputerze monit: „Java update available”.

Ławka

Głupia ławka w parku, a tak wiele mówi o tym, jak bardzo przyjazny jest Rzeszów i jak różnym potrzebom wychodzi naprzeciw.
Niewiele jest chyba miejsc na świecie, gdzie w jednym i tym samym parku są ławki wieloosobowe z oparciem, ławki bez oparcia, a także – dla outsiderów i osób, które lubią przez chwilę cieszyć się samotnością – ławki jednoosobowe.
Rzeszów to naprawdę wyjątkowo dobre miasto.

DSC_0066

Humaniści z M-7

Trochę zdziwiony po rozmowie z kilkunastoosobową grupą dorosłej młodzieży o zamiłowaniach artystycznych, że nikt z nich nie ma najmniejszego pojęcia nie tylko o akcji książki Raya Bradbury’iego „Fahrenheit 451”, „Nowym wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya, ale nawet nie rozumie podstawowych moim zdaniem symboli i skrótów myślowych naszej kultury wywodzących się z „Roku 1984” George’a Orwella, słucham Jakuba, studenta I roku informatyki, absolwenta Zespołu Szkół Łączności przy Monte Cassino w Krakowie, prezentującego opracowany na „lekturkę” tekst techniczny. Mając w pamięci świeże doświadczenie z nieoczytaną grupą humanistów, bez żadnej nadziei na sensowną odpowiedź, w ramach odpytywania go ze słówek w przygotowanym przez niego tekście, proszę po angielsku o wyjaśnienie, czym się różnią w swoim znaczeniu przymiotniki „utopijny” i „antyutopijny”. Ku mojemu zdumieniu, Jakub zaczyna szczegółowo wyjaśniać, rzucając przy okazji tytułami książek i filmów i streszczając je pokrótce.
Innym razem, po całej serii snapów, na których były student, także informatyk, pokazuje się z jakąś niezwykle sympatyczną niewiastą w mniej i bardziej intymnych ujęciach oraz podczas mniej lub bardziej hucznej zabawy, piszę mu na Skypie, że sądząc po snapach, jest – niczym Dorian Gray – z każdym dniem coraz młodszy. Artur przyznaje mi rację, że czuje się coraz młodszy, ale jego reakcja na moje spostrzeżenie kończy się konstatacją, że do Doriana Graya lepiej go nie porównywać, bo on za swoją młodość płacił straszną cenę i psuł się od środka.
Do niedawna nie interesowałem się w ogóle operą i nie doceniałem ani zaklętej w niej potęgi emocji i ekspresji, ani sztuki wokalnej, ani innych aspektów artystycznych. Na szczęście w ostatnich tygodniach zaczęło się to zmieniać i obejrzałem między innymi „Il Trovatore” Verdiego. Inaczej w ogóle bym nie zrozumiał, co do mnie mówi jeden ze studentów informatyki, gdy powiedział, że „nie ma co się przejmować niczym Leonora i Manrico w czwartym akcie”. Zaprawdę, spadł mi kamień z serca i odetchnąłem z ulgą, że Piotr użył porównania nawiązującego akurat do tej opery, a nie do jakiejś innej, której jeszcze nie zdążyłem poznać. Muszę się naprawdę pospieszyć, jest jeszcze tyle różnych rzeczy, o których nie mam pojęcia, a przecież chodzę po tej planecie już czterdzieści cztery lata… A czymże jest moja wiedza o Verdim czy Puccinim przy wiedzy, jaką muszą mieć dwie studentki instytutu M-7, które w wolnych chwilach dorabiają sobie pomagając przy choreografii i scenografii w krakowskiej operze…

Dobra zmiana w transporcie

To się może dzisiaj nie mieścić w głowie, ale w pierwszej kadencji rządów PO i PSL wicepremier polskiego rządu, Waldemar Pawlak, dojeżdżał do pracy pociągiem, do którego codziennie rano wsiadał o 7:20 w Żyrardowie. Pociąg był zatłoczony, więc premier Pawlak przeważnie jechał nim na stojąco, w dodatku pozwalając sobie na kontakt ze społeczeństwem.

W pierwszym roku obecnej kadencji trafił się jeszcze jeden wariat w postaci papieża Franciszka. Pojechał on spod kurii metropolitalnej w Krakowie na Błonia tramwajem, którym zdarza się wielu z nas jeździć do dzisiaj, a można go poznać po nietypowych dla krakowskich tramwajów, biało – żółtych barwach.

Na szczęście przyszła w transporcie ważnych osób dobra zmiana i konwoje pancernych beemek wożą polityków polskiej partii rządzącej nawet na weekend do domu, w góry na narty albo na prywatne spotkania towarzyskie, przez co bezpieczeństwo przeciętnego Polaka znacznie wzrosło, a państwo stało się tańsze, lepsze i bardziej przyjazne obywatelowi.

Bardzo serdecznie współczuję chłopakowi z Oświęcimia, który w piątek wjechał w kolumnę premier Szydło. Stał się ofiarą bezmyślnej nagonki, a jednocześnie kołem zamachowym idiotycznej propagandy. I – nie znając jego personaliów – szczerze się martwiłem, gdy studenci z Oświęcimia i okolic, którzy zwykle przysyłają w weekend snapy z klubów na Śląsku i w Małopolsce albo z domówek, w ten weekend jakoś tak jednomyślnie milczeli.
Z tego, co widzę w internetach, nie tylko ja współczuję Sebastianowi. Internauci zebrali się już z nawiązką na nowe Seicento dla niego.

Wsparcie po chorwacku

Krzysztof Halama twierdzi, że w dobie mediów społecznościowych blogów już nikt nie czyta, więc może niniejszy wpis przejdzie niezauważony i żadne trolle nie dadzą mi się we znaki, ale mimo wszystko, wobec całkowitej nieudolności konstytucyjnych organów polskiego państwa, postanowiłem spełnić swój patriotyczny obowiązek i jako zwykły, szary obywatel, poprzeć Donalda Tuska w staraniach o drugą kadencję na stanowisku Przewodniczącego Rady Europejskiej.
Z Tuskiem można się zgadzać albo nie, można mieć do niego pretensje o ciepłą wodę w kranie, podczas gdy chciało się wziąć czy to zimny prysznic, czy zagrzać się mocno pod strumieniem wody o temperaturze nieco wyższej niż ta, na którą pozwalała bateria termostatyczna. Ja osobiście mam mu za złe uruchomienie demontażu systemu emerytalnego. Ale nie da się zaprzeczyć, że to jeden z wybitniejszych polskich polityków współczesnych, że ma dystans do siebie i do swoich przeciwników, a jego wystąpienie w parlamencie chorwackim kilka tygodni temu wzbudziło moje wielkie uznanie jako filologa. Może to był zabieg marketingowy, może kurtuazja, ale umówmy się – trzeba było włożyć pewien wysiłek w to, by wygłosić przemówienie po chorwacku i zebrać tak gromkie brawa od chorwackich parlamentarzystów.
Jak dla mnie, już sam fakt, że Donald Tusk przyzwoicie mówi po angielsku, oraz że da się zauważyć wyraźną staranność i świadomość w kwestiach fonetyki i intonacji, gdy słucha się go mówiącego po hiszpańsku, chorwacku czy w innych językach, daje Donaldowi Tuskowi wyraźną przewagę nad osobowościami polskiej polityki, które nie znają żadnego języka poza językiem polskim, w dodatku kaleczonym niedbałą wymową, rusycyzmami i sprawiającymi wrażenie błyskotliwości dziwacznymi neologizmami.
Nie mnie oceniać predyspozycje Tuska do stanowiska szefa Rady Europejskiej, ale za szlifowanie języków należy mu się wielki szacunek. Brawo!

Prošlo ljeto proveo sam u Opatiji. Zajedno s cijelom svojom obitelji posjetio sam okolicu Rijeke,  Rovinj i otoke Rab i Krk, i s radošću sam shvatio da se fascinacija Hrvatskom, njezinim krajolicima, kulturom i poviješću u mojoj obitelji prenosi s koljena na koljeno. Mojeg najmlađeg unuka čak ne zovemo njegovim poljskim imenom Michał, nego divna beba!
Šetajući Opatijom sa zadovoljstvom sam otkrivao brojne poljske tragove. Među onima koji su tamo dolazili bili su poljski dobitnik Nobelove nagrade Henryk Sienkiewicz i otac poljske neovisnosti – Józef Piłsudski. Iskreno me dirnula vaša predanost očuvanju tih tragova. Nitko hrvatsku povijest ne može razumjeti bolje od Poljaka, kao što Poljsku nitko ne može razumjeti bolje od Hrvata. Nije slučajno da vaša domoljubna pjesma iz pera Ljudevita Gaja počinje istim riječima kao i poljska himna:
Još Hrvatska ni propala dok mi živimo,
visoko se bude stala kad ju zbudimo….

Znam koliko vam znači vaša neovisnost. Za nju ste platili visoku cijenu. Prije dvadeset i pet godina Europa i Ujedinjeni narodi priznali su vašu neovisnost, vjerujući da će Hrvatska postati dijelom političke zajednice za koju su sloboda, mir, poštovanje prema drugima te pridržavanje međunarodnih propisa i odluka istinski prioriteti.
I niste nas iznevjerili. Dobro ste iskoristili tih dvadeset i pet godina. Noseći teret teških iskustava i vidajući rane nakon okrutnoga rata uspjeli ste svoj narod zaštititi od mržnje i započeli ste veliku zadaću izgradnje moderne europske države. Europa visoko cijeni vašu političku zrelost, strpljenje i dosljednost. Zahvaljujući vašim naporima raste ugled cijele regije, a pomirenje zavađenih naroda, iako je vrlo teško, postaje stvarnost. Vi ste znak nade u promjenu teške sudbine koja je ovaj dio Europe stoljećima stavljala na tako velike kušnje.
Znam koliko je taj proces težak i koliku žrtvu i stratešku viziju zahtijeva. Duboko vjerujem da ćete u tome uspjeti, ujedinjeni unutar svoje zemlje i ujedinjeni s cijelom Europom. Okus neovisnosti i demokracije nije uvijek sladak – o tome ponešto i sâm znam. Sukobi i razlike sastavan su dio logike povijesti i našeg svakodnevnog života. Upravo je zato tako važno stalno tražiti ono što nas spaja, uvijek iznova, neumorno. I među vama često ima neslaganja, pa tako i u ovoj zgradi, o vašoj budućnosti; to je normalno. Presudno je, međutim, da nastavite s tom važnom zadaćom radi mira i stabilnosti u regiji i cijeloj Europi. Imate svako pravo biti ponosni na ovih dvadeset i pet godina, a taj ponos povezuje sve Hrvate. I Europa je ponosna na vas i vaša postignuća.
Zato bih ovdje, pred vama, najiskrenije, kao vaš prijatelj, kao Poljak, Europljanin i predsjednik Europskog vijeća htio podsjetiti na riječi vaše himne:
Lijepa naša domovino,
Oj junačka zemljo mila,
Stare slave djedovino,
da bi vazda sretna bila!

Źródło tekstu

Nowinki

Od niedawna, w każdą środę o godzinie 11:00, prowadzimy w naszym akademickim Radio Nowinki cykliczną audycję Wokół języka. Jutro pierwsza z trzech audycji, w których dwaj moi studenci z Białorusi i Ukrainy będą opowiadać o swoich doświadczeniach studiowania w Krakowie.
Dzięki streamingowi, radia można słuchać na całym świecie.

Trakt ostatni

Dzisiaj, nieopodal oświetlonego w zapadającej ciemności Wawelu, na tylnym siedzeniu przewieźliśmy z Dominikiem po raz ostatni moją Przyjaciółkę, której miłości, wierności i oddania nie sposób opisać słowami. Zasługiwała na królewską ostatnią podróż.