Uwielbiam, gdy ktoś zwraca się do mnie mailem z ważną, pilną sprawą, ale zapomina się przedstawić, a ma nieskonfigurowaną skrzynkę pocztową. Pisałem już kiedyś o tym tutaj.
O ile jednak można zrozumieć, że ktoś nie jest przyzwyczajony do korzystania z poczty elektronicznej i popełnia tego rodzaju gafę, o tyle w żaden sposób nie potrafię zrozumieć mnożących się na Facebooku zaproszeń od osób pokroju poniższej. Wraz z falą masowej popularności tego portalu pojawiło się na nim mnóstwo ludzi o fałszywym imieniu i nazwisku, którzy w dodatku o niczym innym nie marzą, jak o zasypywaniu naszych ścian wątpliwej wartości wynikami robionych przez siebie quizów. Na co jednak liczy osoba, która zaprasza mnie do grona swoich znajomych z takimi informacjami profilowymi, nie pojmuję.
Tag: Facebook
Wiosna w pracy i po pracy
Pierwszy raz od dłuższego czasu wyszedłem w środę z pracy za dnia. A ściślej, wyszedłem o tej samej godzinie, co zwykle, jednak „na polu”, czyli między biurowcami Krakowa, było wciąż jasno. Przyjemniej będzie od tej pory zaczynać, skoro po fajrancie czekać na mnie będzie jeszcze odrobina słońca. W dodatku jak tu nie zaczynać z przyjemnością zajęć, na które ludzie tak ochoczo się zwołują.
Wskrzeszanie języków
Łacina jest językiem w powszechnym mniemaniu martwym, esperanto to dla wielu krytyków idea utopijna i w równym stopniu wymierająca. A jednak Facebook zdaje się oba te języki szanować i promować, można je bowiem wybrać jako języki interfejsu portalu i korzystać z nich zamiast z polskiego czy angielskiego. Tłumaczenie, zwłaszcza w łacinie, zawiera chyba pewne luki i niedociągnięcia, ale czapki z głów. Starożytni Rzymianie i Ludwik Zamenhof byliby zobowiązani.
Język dla geeków
Angielski dla piratów
W poprzednim wpisie radowałem się ze znajomości nowego języka obcego, ale programiści Facebooka zdają się mieć niewyczerpane źródło inspiracji lingwistycznej i dopracowali ze szczegółami jeszcze jedną wersję języka angielskiego, angielski dla piratów.
Po zmianie interfejsu na ten język, w nagłówku strony na Facebooku pojawią nam się niezwykle barwne i dowcipne opcje do wyboru.
Zmiany dotyczą jednak nie tylko nagłówka strony, tak na przykład wygląda ramka, w której Facebook zachęca nas w pirackim angielskim do skorzystania z funkcji wyszukiwania znajomych:
A to przykład języka pirackiego w opisie fotografii na ścianie i na stronie ze zdjęciem wewnątrz profilu:
Widoczne na jednym z powyższych zdjęć tłumaczenie „Like” jako „Arr” jest równie pomysłowe, jak opis elementów, które już oznaczyliśmy jako te, które lubimy, oraz zachęta do ich komentowania.
Pomysłowość w modyfikowaniu komunikatów językowych sięga do najgłębszych zakamarków interfejsu widocznych dla szarego użytkownika do tego stopnia, że po wyrwaniu ich z kontekstu mogą się stać nie lada zagadką.
Wydaje się także, że modyfikacji ulegać mogą nawet zmienne podstawiane do komunikatów, bo chociaż na pierwszym z poniższych zrzutów aplikacja ma standardową nazwę, to na drugim nie każdy już się domyśli, że chodzi o „Android”.
Czekamy na dalsze nieznane dotąd odmiany języka angielskiego. A może nie tylko angielskiego?
Angielski do góry nogami
Nie wiem, czy zawdzięczam to jakiejś wrodzonej dysfunkcji, czy inteligencji, czy to tylko dowcip bez znaczenia, ale pomysłowi programiści Facebooka uświadomili mi, że całkiem nieźle znam język, o którego istnieniu nie miałem dotąd pojęcia: English (Upside Down). Wygląda na to, że interfejs w tym języku jest dla mnie całkowicie zrozumiały, strony są czytelne i łatwe w obsłudze.
Co ciekawe, odstępstwem od „odwrócenia” czcionki są nie tylko wszelkie zmienne, ale również etykiety niektórych przycisków. Być może to niedopatrzenie, a może celowe ułatwienie dla osób, które mają trudności z odczytaniem pisma do góry nogami, by mogły się łatwo wycofać z wybrania opcji.
Gimnastykę dla szarych komórek stanowi czytanie tekstu, w którym duża ilość zmiennych powoduje, że tekst jest pisany na przemian normalnie i do góry nogami. Kto wie, może przydałoby to się do czegoś w poradniach pedagogiczno – psychologicznych?
Rumcajs do domu!
Na Facebooku zapanowała ostatnio moda na zmienianie swojego profilowego zdjęcia na obrazek z kreskówki, więc na liście znajomych zaroiło się nagle od psów Reksiów, Rumcajsów, królewień Śnieżek i postaci z mangi. Właściwie zupełnie mnie nie obchodzi, co kto sobie wstawia na swoim profilu w portalach społecznościowych, ale w przypadku Facebooka (a także Gmaila i Skype’a), wszystko to importuje mi się do listy kontaktów w telefonie komórkowym i od jakiegoś czasu miałem coraz częściej wrażenie, że gdy próbuję do kogoś zadzwonić albo wysłać SMS-a, muszę najpierw obejrzeć całą dobranockę. To samo w moim oknie komunikatora Tlen, w którym większość kontaktów to właśnie użytkownicy Facebooka, spora grupa czatujących przez pocztę Gmail, a jakiś maleńki procent to korzystający z Tlenu, Jabbera, Gadu-Gadu czy Yahoo!Messengera.
Dlatego bezlitośnie usunąłem około stu znajomych i usuwam nadal wszystkich, których dotyka kreskówkowy wirus. Facebook to dla mnie w zasadzie przede wszystkim sposób na śledzenie pewnych witryn, gazet i blogów, na podobnej zasadzie jak Google Reader, a nie na kultywowanie zwyczajów przeniesionych z Naszej Klasy i Gadu-Gadu.
Setka znajomych zniknęła, ale lista osób dostępnych na czacie wreszcie zapełniła się … ludźmi. Pięknie wygląda.