Jednym z najbardziej bezsensownych obowiązków służbowych, jakiemu musiałem sprostać w minionych tygodniach, było wypełnienie ankiety dla MillwardBrown SMG/KRC o czasie pracy nauczyciela. Domyślam się, że była to ankieta, na podstawie której Ktoś Bardzo Mądry i Ważny będzie mógł ustalić z Olbrzymią Dokładnością, ile godzin, minut i sekund ze swojego pensum nauczyciele pracują, a ile dłubią w nosie.
Wyniki ankiety nie będą wiernie odzwierciedlały rzeczywistości chociażby z tej prostej przyczyny, że sposób zadawania pytań uniemożliwiał udzielenie odpowiedzi zgodnej z prawdą, a w niektórych przypadkach zadawane pytania nijak nie przystawały do szkolnej rzeczywistości w drugiej dekadzie XXI wieku (ale zapewne ankietę tworzyli ludzie, których kontakt ze szkołą zakończył się długo przed końcem minionego stulecia).
Nie rozumiem zupełnie tego, w jaki sposób może się sondażowni przydać mój dokładny plan lekcji, określający precyzyjnie w jaki dzień tygodnia, o której godzinie i z jaką grupą mam zajęcia. Tak czy inaczej, podałem dane nieprawdziwe. Nie ze złej woli, ale zwyczajnie dlatego, że podanie danych prawdziwych nie było możliwe. Sondażownia nie przewidziała, że niektóre lekcje odbywają się co drugi tydzień, że zajęcia w szkołach niestacjonarnych odbywają się nieregularnie, albo że niektóre lekcje odbywają się w grupach połączonych z różnych klas.
Zdumiało mnie pytanie, w którym należało odpowiedzieć, ile przeznacza się czasu w szkole, w domu i w innym miejscu na czynności, które – zgodnie z literą prawa – można wykonywać tylko w szkole.
Przy okazji, trudno mi było się oprzeć wrażeniu, że – wypełniając ankietę – źle rozumiem, a w każdym razie nie jestem pewien, czy rozumiem intencje autorów pytań. Na przykład wydaje mi się, że prowadzenie dziennika, sprawdzanie obecności i wpisywanie tematu odbywają się – zdaniem sondażowni – nie podczas lekcji. Nawiasem mówiąc, trudno też porównywać wypełnianie dziennika w grupie, w której wszyscy uczniowie stanowią jedną klasę, w dodatku w całości chodzącą na te same zajęcia, do grupy wchodzącej w skład klasy podzielonej równolegle na zajęcia z dwoma, a czasem nawet trzema nauczycielami jednocześnie. Wpisanie tematu w pierwszym przypadku liczy się pewnie w sekundach, w drugim – przy kłopotach ze zlokalizowaniem dziennika i wliczając czas na jego poszukiwania – trwa niekiedy kilka dni.
Pytania o pokój nauczycielski były bardzo zabawne, ale najbardziej zaskoczyła mnie informacja, że można w tym pomieszczeniu zajmować się swoim życiem prywatnym. Będę musiał spróbować.
Wypełniając ankietę, czułem się też chwilami jak w muzeum. Od lat odtwarzam wszystkie nagrania audio i wideo wprost z komputera, do którego na stałe podłączone są głośniki i projektor, a tymczasem obraz wyłaniający się z udzielonych przeze mnie odpowiedzi musi wskazywać na to, że żyję i pracuję w szkole średniowiecznej: nie mam magnetofonu, magnetowidu, odtwarzacza DVD, odtwarzacza CD itd. Przy jednym z pytań musiałem sięgnąć do Wikipedii, by sprawdzić, co to takiego kreda. Niestety, Wikipedia także, podobnie jak ja, nie kojarzy tego pojęcia ze szkołą.
Ponieważ pracuję w zespole szkół, w którym poszczególne klasy są formalnie w różnych szkołach, na pytania o kredę, magnetofon, odtwarzacz CD i wiele innych dotyczących tak zwanych warunków pracy, musiałem odpowiadać wielokrotnie, w kółko jedno i to samo. Wypełnianie ankiety było bardzo czasochłonne, a towarzyszyło mu rozpaczliwe poczucie bezcelowości i świadomość, że wnioski, jakie olbrzymim nakładem środków i wysiłków Ktoś Bardzo Mądry i Ważny z niej wysnuje, będą nic nie warte. Najlepiej całą tę ankietę podsumowuje ekran, który od czasu do czasu się w niej pojawiał (trzeba się było wówczas wylogować, zalogować ponownie i powrócić do wypełniania ankiety).