Dwie trzecie klasy technikum odchodzą mi na praktyki zawodowe. To najlepsze dwie klasy, jakie dotąd miałem ucząc w technikum, więc będzie mi bez nich trochę smutno, bo nie będę z kim miał pogadać po angielsku, ale do września wytrzymam, a zresztą spotykam się z nimi sporadycznie, gdy przyjeżdżają na kursy spawania, wózki widłowe, albo na fejsowym czacie.
Jedną z tych klas udało mi się jeszcze podczas tych ostatnich przed końcem zajęć dydaktycznych lekcji zaangażować w dyskusję nad tekstem piosenki, druga niestety już nie przyszła, więc nie do końca wiem, co mieliby do powiedzenia o przyjaźni, zaufaniu, samotności i imprezowaniu Krystian, Sławek, Piotrek i paru innych. Mogę się wprawdzie domyślać, ale to nie to samo.
Ale jeśli macie klasy, z którymi można sobie porozmawiać w języku angielskim, serdecznie polecam poniższą piosenkę. Oni ją wszyscy znają, ale mało kto zastanawiał się nad słowami. Ba, mało kto zwracał na nie uwagę. A słowa są o czymś, co jest im dobrze znane, co stanowi – w gruncie rzeczy – esencję życia dla większości z nas. Są o tym, czego większość z moich uczniów – gdzieś między Trzyciążem, Wielgusem i Izdebnikiem, z Krakowem pośrodku, doświadcza co weekend. I podczas tych czerwcowych lekcji cóż może być bardziej naturalne, niż porozmawianie sobie o czymś, co nie pochodzi z podręcznika, nie wiąże się z wykładem z gramatyki, a jednocześnie obfituje w idiomy, którymi można się popisać przed egzaminatorem podczas egzaminu maturalnego? Jednego nie rozumiem, jak takie błyskotliwe chłopaki, doszukujący się tylu ukrytych znaczeń w takim tekście, mogą się bać matury ustnej z polskiego?
Zachęćcie swoich uczniów do interpretacji słów tej piosenki. To naprawdę bardzo satysfakcjonujące doświadczenie, usłyszeć z ust Marcina, który dwa lata temu nie potrafił sklecić kilku słów po angielsku, że „this guy seems to have some issues with himself”. To była dla mnie jedna z najprzyjemniejszych lekcji w trzeciej mechanika w tym roku. Luźna rozmowa o tekście tej piosenki i opowiadanie o ich doświadczeniach i ideałach.
Tag: angielski
Domowa kuchnia
Od ubiegłego tygodnia pytam na ustnej maturze z angielskiego i mam wrażenie, że muszę – nim będzie za późno – podzielić się pewną cenną wskazówką dla tegorocznych maturzystów, tym bardziej, że moja elitarna dziewięcioosobowa grupa chłopaków idzie na ustny angielski jutro.
Doceniać domową kuchnię swojej mamy na pewno warto. Jest zdrowsza niż stołowanie się w barach szybkiej obsługi albo jadanie mrożonek podgrzanych w mikrofalówce. I argument ten starał się powiedzieć co drugi maturzysta, jakiego w tym roku pytałem na ustnym egzaminie. Ale „I like cooking my mum” naprawdę nie oznacza tego, co im się wydawało, że oznacza, i budzi – za pierwszym razem – uśmiech na twarzy egzaminatorów. A gdy słyszą po raz trzydziesty w danym tygodniu, że ktoś lubi ugotować sobie członków rodziny lub przyjaciół, uśmiech ustępuje miejsca zażenowaniu i współczuciu, nie wiedzieć tylko komu się współczuje bardziej – gotowanym przez maturzystę ludziom czy jemu samemu.
„I like my mum’s cooking. It is very tasty and good for you.” I o tym – Rafał, Mateusz, Adrian i inni – pamiętajcie jutro po południu.
Monstra
Wczorajsze popołudnie. Wracam z pracy, idę na spacer z psem. Dla mnie to przedostatni dzień zajęć dydaktycznych (dzisiaj jeszcze, przy praktycznie zerowej frekwencji, udawaliśmy, ze pracujemy). Kilkaset metrów od domu spotykam chłopaków z trzeciej klasy technikum, których uczę, a którzy są na jakimś unijnym szkoleniu i – wygrzewając się w słońcu – grają w karty. Dla nich to już praktycznie środek ferii wielkanocnych.
Od jakiegoś czasu rozmawiam z nimi tylko po angielsku i udaję, że nie rozumiem, gdy mówią przy mnie (lub do mnie) po polsku. Teraz, w późnopopołudniowych godzinach, ze smyczą w ręku, widząc ich przez siatkę, nad kartami, zapominam się i zagaduję do nich po polsku. Błyskawicznie udają, że nie rozumieją i zaczynają do mnie nawijać po angielsku. Stworzyłem potwory. Udali mi się, skurczybyki.
Noworoczne zmęczenie
Na pierwszych lekcjach w nowym roku omawiam z panami z trzeciej klasy ich wypracowania napisane na maturze próbnej rozszerzonej przed świętami. Pokazujemy sobie, kto i dlaczego rozminął się z tematem, kto świetnie i wieloaspektowo go omówił, jakie były niedociągnięcia w kompozycji, co można było poprawić.
Korzystając z tego, że mamy akurat nowe repetytoria, odnajdujemy w nich stronę poświęconą pisaniu rozprawki argumentatywnej i czytamy znajdujące się tam wskazówki i wytyczne. Czując pewien niedosyt, wyświetlam im z projektora ćwiczenie polegające na uzupełnieniu przykładowej rozprawki typowymi dla tej formy zwrotami w rodzaju first of all, moreover, on the other hand, to sum up itp. Panowie ze spokojem tolerują mój monotonny wykład i odzywają się nawet od czasu do czasu, chociaż wyraźnie brakuje im sił.
Wydaje mi się, że powinni sobie przenotować do repetytorium zwroty, które właśnie wstawiamy do ćwiczenia, ale widząc ich skrajne wyczerpanie i bohaterski spokój, z jakim starają się mnie słuchać, nie śmiem im tego proponować. Mówię więc, że jeśli ktoś nie jest w stanie, niech mi da repetytorium, to mu przenotuję. Na moim biurku natychmiast ląduje siedem otwartych we właściwym miejscu książek, a ja – patrząc w niewinnie bezsilne twarze ich właścicieli – nie widzę innego wyjścia i starannie, czytelnie notuję im, co trzeba. Jest cicho, spokojnie, a wszyscy zachowują się rozbrajająco naturalnie, jakby nic szczególnego się nie działo.
Zbuk w lakierowanej skorupce
Marcin Smolik jest niepodważalnym autorytetem w dziedzinie systemu egzaminów zewnętrznych i matury z języka angielskiego, a repetytorium Revise ForMatura jego – między innymi – autorstwa to od lat jedna z najlepszych pozycji na rynku. Nie ma w nim kolorowych stron i nagłówków, rysunki, zdjęcia i wszelkiego rodzaju wodotryski nie przysłaniają treści, a materiał jest obfity, urozmaicony, zróżnicowany stopniem trudności i nie traktuje potencjalnego maturzysty jak debila, który ma wyłącznie wykuć jakieś wymyślone przez autora listy słówek ułożonych w piętnaście zakresów tematycznych. Książka nadaje się znakomicie do pracy w klasach, w których są zarówno zdający wyłącznie poziom podstawowy, jak i tacy, których ambicją jest dodatkowy egzamin na poziomie rozszerzonym.
Dlatego już trzykrotnie pracowałem z klasami maturalnymi (raz w liceum i dwa razy w technikum) z tym właśnie repetytorium, a ostatnio – bez chwili wahania – natychmiast kupiłem w internetowej księgarni rzekome zaktualizowane wydanie repetytorium, opatrzone wielkim graficznym znakiem z datą „2012”. Byłem tak szczęśliwy, że wydawnictwo Macmillan zdecydowało się „odświeżyć” to znakomite repetytorium i dostosować znajdujące się w nim wskazówki i zadania do nowej formuły ustnego egzaminu maturalnego, która obowiązuje od tego roku szkolnego (maturzysta przystępuje do jednego egzaminu ustnego z języka obcego, na ujednoliconym poziomie, bez podziału na poziom podstawowy i rozszerzony), że natychmiast zamówiłem sobie tę cudowną „nowość” wydawniczą i zapłaciłem za nią z góry, a także zapowiedziałem panom w obu trzecich klasach, że będziemy się uczyć z tego repetytorium.
Jakież było moje rozczarowanie, gdy w otrzymanej przesyłce znalazłem świetnie mi znane stare wydanie, tyle że opakowane w śliczną błyszczącą folię i opatrzone naklejką z napisem „nowe wydanie 2012”. Dla zachowania pozorów, wydawnictwo włożyło do środka broszurkę zawierającą piętnaście zestawów do matury ustnej według nowej formuły autorstwa Arkadiusza Mędeli. O ironio, w tej samej przesyłce otrzymałem jeszcze jeden egzemplarz tej broszurki, bo – nie będąc świadom, że jest jako gratis dodawana do repetytorium – zamówiłem ją niezależnie, za jedną siódmą ceny repetytorium, którego stare wydanie już przecież posiadałem.
W ubiegłym roku w jednej z klas maturalnych kończyłem po innym nauczycielu pracę z repetytorium innego prestiżowego wydawnictwa, w którym większość „wzorowych” listów, będących przykładami realizacji zadań maturalnych, zawierało błędy, a część wskazówek dla piszących takie zadania była wręcz szkodliwa. Autorom repetytoriów zdarza się czarno na białym udowadniać, że nie mają pojęcia o zasadach konstruowania zadań i kryteriach oceniania. Sztandarowym dla mnie przykładem takiej ignorancji było w jednym z repetytoriów zadanie, w którym portretowe zdjęcie Adama Małysza było wykorzystane w opisie ilustracji na poziomie podstawowym, gdzie zdający powinien mieć możliwość powiedzenia nie tylko kto jest na zdjęciu, ale także gdzie się znajduje i co robi. W repetytoriach roi się też od fotografii miejskich i wiejskich krajobrazów i pejzaży, na których w ogóle nie ma ludzi.
W tym roku mam z maturzystami repetytorium z jeszcze innego wydawnictwa, w którym w zasadzie na każdej lekcji poprawiamy jakieś błędy ortograficzne w książce, w dodatku większość z nich są w stanie wskazać sami uczniowie. Tydzień temu zauważyliśmy czasownik w trzeciej osobie liczby pojedynczej użyty do orzeczenia w zdaniu, w którym podmiot był w liczbie mnogiej. W tym, jak i w ubiegłorocznym repetytorium, zadania rozumienia ze słuchu sprawdzają często nie znajomość języka angielskiego, ale umiejętność rozpoznawania odgłosów. Słysząc bowiem w tle rozmowy ryk silników i zapowiedzi odlotów samolotów nie trzeba przecież rozumieć, o czym rozmawiają osoby na nagraniu, by domyślić się, że są na lotnisku, a nie w supermarkecie. Przedwczoraj robiliśmy zadanie, w którym trzeba było w tle zauważyć i rozpoznać odgłos strzału, by wiedzieć, że nie chodzi o bicie dzwonu. W rozumieniu czytanego tekstu zdarzyło nam się już parokrotnie, że żadna z podanych odpowiedzi nie była prawidłowa, a uczniowie potrafili każdą z nich logicznie wykluczyć, wskazując odpowiedni fragment tekstu.
Revise ForMatura nie zawiera takich niedoróbek, jest dopracowane, przemyślane i spójne. Kupimy to repetytorium, ale mam żal do wydawnictwa. Wybralibyśmy tę książkę nawet wtedy, gdybym miał świadomość, że nie została zaktualizowana.
Cytat dnia
Najpopularniejszym postem na moim blogu w ciągu ostatniego miesiąca jest wpis zawierający słowa tegorocznej maturzystki, która z niewinną miną i – jak zakładam – zupełnie nieświadoma tego, co mówi, zwróciła się do mnie z prośbą: „Zrób mi dobrze, przeleć mnie”.
Pozwolę sobie w takim razie przedłożyć czytelnikom kolejny cytat. I doradźcie, czy zaliczyć takie zdanie jako zakończenie listu prywatnego? Oto ono: „I want to do you with all my family” („Chcę Cię przelecieć z całą moją rodziną”). Właściwie, wraz z następującym po tym zdaniu zwrotem grzecznościowym, jest to jeden z najbardziej zrozumiałych fragmentów listu.
Takie oto rzeczy muszą znosić nauczyciele języków obcych w wypowiedziach pisemnych i ustnych swoich uczniów i uczennic.
Please me, do me
Jestem świeżo po egzaminie ustnym z języka angielskiego w pewnym liceum ogólnokształcącym, gdzie jako przewodniczący zespołu egzaminującego usłyszałem od maturzystki: „Please me, do me…”.
I naszła mnie refleksja. Zastanawiam się, czy to właściwie w porządku, że zdająca ma zaliczony egzamin, na którym składa egzaminującemu tego rodzaju propozycje?
Przecież albo zrobiła to nieświadomie, czyli nie ma pojęcia, co wygaduje w obcym języku, albo była to propozycja korupcyjna. Kusząca, a jednak niedopuszczalna.
Matura z angielskiego – przeciek – angielski 2011
Jak mi donoszą moi abiturienci z Technikum Mechanizacji Rolnictwa, pojutrze na maturze z angielskiego na poziomie podstawowym będzie następujące zadanie:
Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii kupiłeś ciągnikowy kultywator sprężynowy z zapasowym kompletem lemieszy półsztywnych i skaryfikatorem. Zauważyłeś, że uszkodzone było łożysko toczne baryłkowe wahliwe w mimośrodzie oraz brakowało połączeń gwintowych ze śrubą pasowaną o trzpieniu stożkowym. W wiadomości email zgłoś chęć złożenia reklamacji. Napisz na czym polega problem oraz gdzie i kiedy nabyłeś urządzenie i zaproponuj rozwiązanie problemu. Podpisz się jako XYZ.
Przypominam wszystkim maturzystom, by myśleli taktycznie i pamiętali, że nie warto marnować czasu na szukanie w głowie lemieszy i mimośrodu, bo na maksymalną ilość punktów za to zadanie wystarczy napisać:
I have a tractor, but it is not good. It does not work well. I bought it yesterday in your shop. Please, I want my money back.
Myślcie taktycznie. Góra 5 minut na zadanie 7, góra 20 minut na zadanie 8, jeśli ktoś jest przygotowany.
Reszta czasu na to, żeby nie wystrzelać wszystkiego bezmyślnie, tylko zidentyfikować banalnie proste zadania i rozwiązać je poprawnie, a resztę zostawić sobie na koniec i dopiero w ostateczności strzelać.
Powodzenia.
Ten wpis został pierwotnie opublikowany 5 maja 2007
Recenzja książki – pomysł na naukę do matury rozszerzonej
Selected Nuclear Materials and Engineering Systems, najdroższa książka dostępna w księgarni Amazon, mogłaby się okazać przydatna dość wąskiemu kręgowi czytelników, chociaż ostatnio sporo mamy domorosłych ekspertów od elektrowni atomowych, zazwyczaj niedawno przekwalifikowanych, uprzednich znawców zagadnień bezpieczeństwa lotniczego. Wydaje się zresztą, że wszystkie pozycje tego wydawnictwa są bezcennymi bestsellerami, o czym niech świadczy jeszcze ten przykładowy tytuł z dziedziny energetyki jądrowej.
Cena książki w wersji elektronicznej nie odbiega znacząco od książki w twardej oprawie, używane egzemplarze także schodzą po kilka tysięcy dolarów, w pozycji tej musi więc być coś prawdziwie magicznego.
Rąbka tajemnicy uchylają rozbawieni ceną książki komentatorzy – dowcipnisie, którzy na stronie tytułu wypisują na jego cześć entuzjastyczne peany. Warto je sobie poczytać, zwłaszcza jeśli przygotowujemy się do matury rozszerzonej z języka angielskiego i bierzemy pod uwagę pisanie recenzji. Czytając te komentarze połączymy przyjemne z pożytecznym.
I had to sell my car and take out an equity loan on my house to buy this book, but it was worth every penny. The previous volumes built to almost unbearable tension, leaving many questions unanswered. Would breeder reactors survive competition from newer technology? Would the nuclear waste problem be solved in our lifetime? Would Iran’s nuclear program be stopped before it could endanger the free world? Could Diablo Canyon ever be made safe from earthquakes? Would the beautiful but annoying anti-nuclear activist (played by Jane Fonda in the TV miniseries adaptation) come around to seeing the joys and wonders of nuclear power?
These questions and many others are resolved in a denouement that is both ingenious and satisfying. I won’t give away the ending, but I can say with assurance that you won’t be disappointed. Highly recommended!
Oh I’ve already read that book, and I thought it was just okay. The ternary system plot was a bit silly and far fetched to me, but I’m not really into trashy romances, either. I guess this is what one should expect when dealing with „International” Materials Science Team, ha! I mean honestly, their presentation on rystallographic and thermodynamic data at last year’s conference in Seattle was laughable. Remember when Abu made that invariant equilibria flub during his lecture?? Um … embarrassing! Just goes to show what an online degree from MIT will get you these days. Anyway, I’m selling my used copy on eBay for only $5,000 because I don’t want anyone else to be ripped off like I was. It’s definitely not worth the $7k asking price because of the pseudobinary system chapter alone.
I bought the hard cover. I know, it’s kind of expensive but it was worth every penny that I took out of my 401k and early withdraw penalties to get it. I suffer from insomnia and have an extremely difficult time getting to sleep at night. Now I finally found something that helps me to fall asleep at night without the potentially harmful effects of sleeping pills. I just keep it by my bedside and when I retire for the evening I pick up the book and start reading while in bed. It only takes a few seconds and Poof, I’m out! I even bought a little reading light from Amazon that I attach to the book so I can read it without disturbing my wife. I considered sedatives and Propofol to help me with my condition, as it did for MJ, but owning this book would cost me less money in the long run. What a great find! I highly recommend it for anyone of all ages.
I’m so disappointed in this book. The first few pages were promising, but it quickly became clear that the plot had been lifted directly from „The 2009-2014 World Outlook for Anti-Neoplastic Radioactive Isotopes for Internal Pharmaceutical Use” by Icon Group. Sure there were some new characters, and settings, but the storyline was almost unchanged.
The only part that makes it almost worthwhile is the overly-complex subplot that the Materials Science International Team MSIT managed to work in with the rare earth elements and the Farnsworth fusor. Almost, but the Materials Science International Team MSIT simply doesn’t have the beautiful prose and grasp of suspense that Icon Group displays in every book.
Zachęcam do poczytania większej liczby komentarzy pod książkami wydawnictwa Landolt-Börnstein.