Rośnie Podium, rośnie tęsknota

Odkąd grupa 12K1 skończyła lektorat i przestała przychodzić do mnie na zajęcia w sali A631 na szóstym piętrze, za oknem rośnie symbol mojej tęsknoty za nimi, z każdym dniem coraz większy. Aż pewnego dnia mówiący po ukraińsku panowie zbudują jedenaste piętro i moje serce z tej tęsknoty pęknie, a widok wschodu słońca już nigdy nie będzie mi dany…

Podium Park - Kraków Czyżyny

Opiniujemy

Kilka dni temu, pod dyskretną nieobecność naszej ustępującej Szefowej, spotkał się z nami Pan Prorektor, który chciał przeprowadzić niezobowiązujący sondaż dotyczący naszych opinii na temat tego, kto powinien zastąpić ją na stanowisku w nowym roku akademickim. W tajnym głosowaniu wyraziliśmy swoją opinię o trzech koleżankach, które zgodziły się podjąć próby sprostania temu wielkiemu wyzwaniu, a każda z nich podziękowała za okazane jej zaufanie i powiedziała parę słów o tym, jak widzi przyszłość naszej jednostki i co jest dla niej najważniejsze.
Jedna z koleżanek powiedziała, że uważa za konieczne, by usprawnić przepływ informacji między nami. To faktycznie istotne. Jest nas kilkadziesiąt osób, ale stale się mijamy, każdy pędzi na swoje zajęcia w rozsianych po całym Krakowie budynkach uczelni, a chociaż mamy i stronę internetową, i profile społecznościowe, i radio akademickie, i rubrykę w uczelnianym miesięczniku, a także tradycyjną komunikację poprzez zarządzenia i ogłoszenia w formie papierowej oraz poprzez administrację jednostki, to ciągle się zdarza, że coś nam umyka. Kilkunastu moich studentów od wielu tygodni czekało na to, by koleżanki z innego Wydziału zorganizowały zapowiadaną wcześniej językową grę miejską, dopytywali o nią, ale – gdy informacja o niej do nas wreszcie dotarła – okazało się, że minął już termin zgłaszania się do udziału w tej imprezie.
Druga koleżanka powiedziała między innymi, że w naszej pracy musimy się wsłuchiwać w głos studentów i ich potrzeby. To bardzo ważny priorytet w działalności nauczyciela akademickiego. Student to dorosły, świadomy swoich celów i mający zdanie na temat metod ich osiągania człowiek. Studia nie są obowiązkowe, więc powinniśmy się cieszyć, gdy idziemy na zajęcia, że ich uczestnicy zdecydowali się studiować, wybrali właśnie naszą uczelnię, właśnie ten wydział i kierunek, właśnie ten język obcy.
Trzecia z koleżanek zademonstrowała szlachetny samokrytycyzm, przyznając się do tego, że jej niektóre cechy, w tym zwłaszcza bezpośredniość i szczerość w mówieniu nieprzyjemnej czasami prawdy, nie zawsze budzą sympatię i nie przez wszystkich przyjmowane są z entuzjazmem.
Bez względu na to, która z koleżanek pokieruje naszą jednostką od przyszłego roku akademickiego (o ile oczywiście nie pokieruje nią ktoś jeszcze inny, wskazany przez Pana Rektora), nowy szef musi pamiętać o każdej z powyższych spraw. Musi mieć w sobie pokorę i dystans do swojej osoby, musi dbać o komunikację w naszym zespole, musi także pamiętać o tym, że to nie studenci są dla nas, ale my dla studentów. Pasowałoby także pamiętać, że nasza jednostka, jako jednostka międzywydziałowa, dydaktyczna, nieprowadząca działalności naukowej, pełni rolę służebną wobec całej uczelni i powinna wsłuchiwać się w potrzeby wydziałów, a nie stawiać się ponad nimi. Ktokolwiek weźmie się za bary z tym wielkim wyzwaniem, trzymam za niego kciuki i nie zazdroszczę.

Zagięty

Znużeni czytaniem i słuchaniem tekstów o oczyszczaniu stali, produkcji aluminium z tlenku glinu i podobnymi rzeczami, studenci informatyki z pierwszego roku myślą już tylko o tym, żeby zajęcia się skończyły i żeby pójść do domu. Tymczasem ja zarzucam ich kolejną porcją słownictwa matematycznego, tym razem o potęgowaniu i pierwiastkach. Na ich twarzach bez wyrazu trudno dostrzec nadzieję, gdy mówię im, że już wkrótce skończymy, niech tylko ustalą w parach odpowiedzi do dwóch ćwiczeń na dobieranie. Zostawiam ich na moment, a kiedy wracam, zadowoleni z siebie pokazują mi całkowicie niepoprawne, losowo udzielone odpowiedzi wypisane na tablicy. Nie powiedziałem, że mają uzgodnić prawidłowe odpowiedzi, oznajmiają, czyli że zajęcia należy uznać za skończone.
Logika informatyków jak zawsze rzuca mnie na kolana i rozbraja. W dodatku bywa, że jest bardzo pomocna.

1% dla Albusa

Moi Koledzy i Koleżanki Matematycy z Politechniki Krakowskiej w najbliższym czasie będą oficjalnie żegnać dr Pawła Michalca, który nie będzie już pracować na uczelni, ale który – mam nadzieję – będzie jeszcze długo cieszyć swą obecnością i zaangażowaniem tych, którzy mają ten przywilej, by z nim obcować. Ufam, że chociaż jeden czytelnik mojego blogu jeszcze nie rozliczył się z fiskusem i przekaże 1% swojego podatku na dalsze zmagania Dumbledore’a z Politechniki Krakowskiej z bezlitosną chorobą, więc pozwalam sobie powtórzyć wpis sprzed trzech lat, opublikowany w czasach, gdy dr Michalec regularnie inspirował nas do pracy swoją wzorową postawą i relacjami ze studentami, nawet tymi, którzy z zaliczeniem matematyki mieli pewne trudności.

Są takie popołudnia i poranki, świty i zmierzchy, gdy Wydział Mechaniczny Politechniki Krakowskiej zdaje się przypominać Hogwarts, chociaż budynki mają bryłę daleką od takiej, którą dałoby się skojarzyć z zamkiem. Na tym zdjęciu na przykład brązowy kolor elewacji zmienił się tak magicznie, że chwila ta uwieczniła się w mojej pamięci, nie tylko na fotografii. Nawet widoczna w kadrze latarnia przywodzi na myśl skojarzenie z lampami, które na samym początku cyklu o Harrym Potterze czarodziejskim sposobem gasi – jedną po drugiej – Albus Dumbledore na Privet Drive.
Nad niektórymi z pracujących na Wydziale ludzi unosi się aura magii porównywalna do tej, jaka wisi nad dyrektorem Hogwartsu. Jedną z takich osób jest doktor Paweł Michalec. Studenci odnoszą się do niego z niezwykłą, naturalną życzliwością, a jego cierpliwość w tłumaczeniu im zagadnień matematycznych nawet podczas poprawiania niezaliczonego kolokwium nie ma chyba sobie równych. Urzekające jest też to, z jakim spokojem i zrozumieniem studenci przyjmują od niego wyjaśnienia dotyczące popełnionych przez siebie błędów.
Za późno się zorientowałem, że Pawłowi Michalcowi może pomóc 1% naszego podatku. Zostało jeszcze parę tygodni na złożenie rocznej deklaracji podatkowej i pewnie nie ja jeden miałem rozterkę, dla kogo przeznaczyć ten swój 1%. Ale jeśli ktoś z Was jeszcze się nie rozliczył, a jednocześnie nie zna żadnej organizacji pożytku publicznego, której warto przekazać parę groszy, serdecznie zachęcam do wpisania w swoją deklarację organizacji o wpisie do rejestru KRS 0000055578 z podaniem celu szczegółowego „Paweł Michalec”. To nie będą zmarnowane pieniądze, a doktor Michalec odda je z nawiązką swoją zaangażowaną pracą ze studentami, szerząc zamiłowanie braci inżynierskiej do matematyki.

Mity (w wymowie) informatyków

Jednym z wpisów, który generuje największy ruch na blogu, jest – stale rozbudowywany – wpis o grzechach głównych informatyków (w wymowie). Pod wpisem nie ma wprawdzie komentarzy, ale dostaję różnymi kanałami spory feedback, w tym sugestie dopisania kolejnych słów, co czasami czynię. Bywa jednak, że sugestie te są nietrafione, a rzekomo błędna wymowa, którą miałbym piętnować, poprawna. Postanowiłem w związku z tym zacząć zbierać także i takie kwiatki w specjalnym, oddzielnym wpisie, co niniejszym czynię.

agile
Praca ze studentami to nieustanna nauka. Także nauka pokory, bo bywa, że poprzez obcowanie z nimi sami się uczymy czegoś, co oni już umieją. Tak było w moim przypadku z wymową agile. Agile i SCRUM to coś, o czym większość studentów pierwszego roku nie ma pojęcia, ale na drugim stopniu wszyscy mówią już o tym bez przerwy. Z całą zarozumiałością, na jaką było mnie stać, poprawiałem początkowo studentów, którzy – mówiąc agile – nie robili tego po brytyjsku, czyli nie mówili [ˈædʒ.aɪl]. Aż w końcu studenci drugiego stopnia studiów nie wytrzymali, pokazali mi parę tutoriali na YouTubie, i udowodnili, że żaden Amerykanin nie powie tego inaczej niż [ˈædʒ.əl].  Przyjąłem tę lekcję z pokorą.

data
Większość informatyków mówi [ˈdeɪtə]. Gdy padnie inna wymowa, część z nich waha się, czy popełniono błąd, a część wzdryga się wręcz słysząc [ˈdætə] albo [ˈdɑːtə]. Tymczasem wszystkie sposoby wymowy są poprawne i nawet to, jakoby wynikające z kontekstu różnice w znaczeniu wyrazu (data jest rzeczownikiem w liczbie mnogiej, jeśli odpowiada pojedynczemu rzeczownikowi datum, i używane jest w liczbie mnogiej głównie w kontekstach naukowych) miały wpływ na to, jak ten wyraz się wymawia, to nie znajdujący pokrycia w rzeczywistości stereotyp. Najpowszechniej występująca wymowa, [ˈdeɪtə], jest pospolita w Wielkiej Brytanii, w Stanach i w Irlandii. Z kolei [ˈdætə], z dźwiękiem æ takim jak w wyrazie cat, to wymowa spotykana w Stanach i Irlandii, a [ˈdɑːtə] można usłyszeć w Australii, Nowej Zelandii, a także – w bardziej formalnych kontekstach – w Wielkiej Brytanii.

dimension
Zdarzyło mi się wielokrotnie słyszeć, jak studenci wzajemnie się poprawiają w wymowie tego wyrazu. Ba, słyszałem także, jak są poprawiani przez lektorów języka angielskiego. Tymczasem w wymowie rzeczownika dimension obok brytyjskiego [daɪˈmenʃən] jest także jak najbardziej poprawna i powszechna wymowa amerykańska, [dɪˈmenʃən].

directory
Podobnie jak w przypadku dimension, zarówno wymowa [dɪˈrek.tər.i, jak [daɪˈrek.tər.i], są poprawne. Nie ma się co spinać. Tak i tak jest dobrze. Co ciekawe, po obu stronach oceanu.

privacy
Odwrotnie niż w przypadku dimension, brytyjska wymowa rzeczownika privacy to [ˈprɪv.ə.si], a amerykańska to [ˈpraɪ.və.si]. Większość studentów mówi to po amerykańsku, większość lektorów poprawia ich, by mówili po brytyjsku.

router
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do polskiego wyrazu ruter, że gdy słyszymy [ˈraʊ.t̬ɚ], część z nas się dziwi. Tymczasem jest to jak najbardziej poprawna, amerykańska wymowa tego wyrazu. Równie poprawna jak brytyjska – bliższa językowi polskiemu – wymowa [ˈruː.tər] . Dotyczy to oczywiście nie tylko samego wyrazu router, ale także czasownika route i całego szeregu komend, których czytelnikom zaglądającym do tego wpisu przypominać raczej nie trzeba.

Ten wpis, podobnie jak wpis o błędach w wymowie popełnianych powszechnie przez informatyków, będzie stale rozbudowywany. Powstały także wpisy o błędach w wymowie popełnianych przez matematyków i przez inżynierów wszelkiej maści.

Humaniści z M-7

Trochę zdziwiony po rozmowie z kilkunastoosobową grupą dorosłej młodzieży o zamiłowaniach artystycznych, że nikt z nich nie ma najmniejszego pojęcia nie tylko o akcji książki Raya Bradbury’iego „Fahrenheit 451”, „Nowym wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya, ale nawet nie rozumie podstawowych moim zdaniem symboli i skrótów myślowych naszej kultury wywodzących się z „Roku 1984” George’a Orwella, słucham Jakuba, studenta I roku informatyki, absolwenta Zespołu Szkół Łączności przy Monte Cassino w Krakowie, prezentującego opracowany na „lekturkę” tekst techniczny. Mając w pamięci świeże doświadczenie z nieoczytaną grupą humanistów, bez żadnej nadziei na sensowną odpowiedź, w ramach odpytywania go ze słówek w przygotowanym przez niego tekście, proszę po angielsku o wyjaśnienie, czym się różnią w swoim znaczeniu przymiotniki „utopijny” i „antyutopijny”. Ku mojemu zdumieniu, Jakub zaczyna szczegółowo wyjaśniać, rzucając przy okazji tytułami książek i filmów i streszczając je pokrótce.
Innym razem, po całej serii snapów, na których były student, także informatyk, pokazuje się z jakąś niezwykle sympatyczną niewiastą w mniej i bardziej intymnych ujęciach oraz podczas mniej lub bardziej hucznej zabawy, piszę mu na Skypie, że sądząc po snapach, jest – niczym Dorian Gray – z każdym dniem coraz młodszy. Artur przyznaje mi rację, że czuje się coraz młodszy, ale jego reakcja na moje spostrzeżenie kończy się konstatacją, że do Doriana Graya lepiej go nie porównywać, bo on za swoją młodość płacił straszną cenę i psuł się od środka.
Do niedawna nie interesowałem się w ogóle operą i nie doceniałem ani zaklętej w niej potęgi emocji i ekspresji, ani sztuki wokalnej, ani innych aspektów artystycznych. Na szczęście w ostatnich tygodniach zaczęło się to zmieniać i obejrzałem między innymi „Il Trovatore” Verdiego. Inaczej w ogóle bym nie zrozumiał, co do mnie mówi jeden ze studentów informatyki, gdy powiedział, że „nie ma co się przejmować niczym Leonora i Manrico w czwartym akcie”. Zaprawdę, spadł mi kamień z serca i odetchnąłem z ulgą, że Piotr użył porównania nawiązującego akurat do tej opery, a nie do jakiejś innej, której jeszcze nie zdążyłem poznać. Muszę się naprawdę pospieszyć, jest jeszcze tyle różnych rzeczy, o których nie mam pojęcia, a przecież chodzę po tej planecie już czterdzieści cztery lata… A czymże jest moja wiedza o Verdim czy Puccinim przy wiedzy, jaką muszą mieć dwie studentki instytutu M-7, które w wolnych chwilach dorabiają sobie pomagając przy choreografii i scenografii w krakowskiej operze…

Nowinki

Od niedawna, w każdą środę o godzinie 11:00, prowadzimy w naszym akademickim Radio Nowinki cykliczną audycję Wokół języka. Jutro pierwsza z trzech audycji, w których dwaj moi studenci z Białorusi i Ukrainy będą opowiadać o swoich doświadczeniach studiowania w Krakowie.
Dzięki streamingowi, radia można słuchać na całym świecie.

Odpowiedź na zaproszenie

Dostałem SMS-em, w Snapach, na Hangoutach i na WhatsAppie kilka zaproszeń na jutrzejszy Protest Studentów na Rynku Głównym w Krakowie.

Dziękuję za zaproszenia, ale nie mogę wziąć udziału w #proteststudentow i #studiujeprotestuje. Mam w tym czasie ostatnie (w tym semestrze i w ogóle) zajęcia z grupą 12K1, nikt z nich nie zaprosił mnie jutro na Rynek, więc widocznie traktują moje jutrzejsze zajęcia bardzo poważnie i część z nich będzie chciała coś na nich załatwić.
Wyraziłem swoje poparcie w petycji online. Mogę także obiecać, że jeśli ktoś z grupy 12K1 nie jest jeszcze dopuszczony do egzaminu albo nie sfinalizował jeszcze kwestii swojego zwolnienia z tego egzaminu czy jakiejkolwiek innej sprawy związanej z zaliczeniem mojego przedmiotu, a chciałby jutro być na Rynku Głównym, na pewno znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji i umówimy się w terminie, który będzie dogodny dla obu stron i z niczym nie będzie kolidować. Choćby w najbliższą niedzielę. Wystarczy się odezwać.

 

Strefa czasowa

W miniony piątek, nie doczekawszy się na stworzenie przez grupę studentów jednego wspólnego tekstu na koniec zajęć, z bólem serca (świadom, że będę przez to miał pracowitą niedzielę) poprosiłem, by w zaistniałej sytuacji każdy wykonał zadanie samodzielnie i przesłał mi je mailem do godziny 14:30 w niedzielę.
Pierwsze maile dotarły w sobotę, kilka w ostatniej chwili. W niedzielę po południu, gdy zegar na moim komputerze obwieścił godzinę 14:30, maile spływały nadal. Zacząłem odpowiadać na nie krótko, jednym zdaniem po angielsku, przypominając, że zadanie domowe należało przesłać w uzgodnionym terminie.
Ale z informatykami nie wygrasz. W kilka minut po jednej z moich dyscyplinująco – dyskwalifikujących odpowiedzi dociera do mnie mail od Krzysztofa, w którym – poprawną angielszczyzną – Krzysztof zapewnia mnie, że jest w pełni świadomy tego, że pracę należało przesłać w określonym terminie, ale zwraca mi uwagę, że – wyznaczając termin przesłania zadania – nie uzgodniliśmy strefy czasowej, zgodnie z którą termin ten będzie rozliczany. A na Hawajach na przykład był blady świt, gdy Krzysztof wysyłał swoją pracę domową. Czemu więc miałbym jej nie przyjąć? No zgadza się. Przyjąłem.
Zadając im pracę domową wydałem instrukcję zawierającą potwornego buga…

Studenci uczą ergonomii

Nie zdawałem sobie z tego sprawy, jak bardzo nieergonomiczne mam przyzwyczajenia w korzystaniu z myszy komputerowej, nie zwracałem na to uwagi.
Ale studenci informatyki, wiadomo, wygarną ci każdą nieudolność i wytkną każdy błąd (za co jestem im bardzo wdzięczny).
W tym tygodniu znowu, gdy za bardzo się rozpędziłem i w jakimś nieprzytomnym uniesieniu pokazywałem im coś, wyświetlając z rzutnika okno przeglądarki, zgasili mnie tak, jak to tylko oni potrafią. Całkowicie ignorując przedmiot i temat mojego uniesienia, spytali, czy moja mysz komputerowa aby na pewno nie ma środkowego przycisku. Zbity z tropu potwierdziłem, że ma. Patrząc na mnie z mieszaniną współczucia i troski poradzili mi, żebym w takim razie zaczął go używać. I że to obciach posługiwać się myszą tak, jak ja to robię. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy ktoś adres strony internetowej wpisuje w polu wyszukiwania Google zamiast w pasku adresu.
Zawstydzony, przyznaję im rację. Przewijanie z wciśniętym środkowym przyciskiem myszy albo otwieranie linków w nowych kartach w tle przy pomocy tegoż przycisku w znaczący sposób chronią przed ryzykiem cieśni nadgarstka i artretyzmu palców. Szacun, 12K1. Nieuków i analfabetów komputerowych zapraszam na stronę Pawła Wimmera. Paweł od lat niestrudzenie niesie swój komputerowy kaganek w internetowy tłum barbarzyńców. Nie bądź barbarzyńcą, bo studenci cię wyśmieją.