Gdy dekadę temu powstawał ten blog, internetowa blogosfera przeżywała prawdziwy renesans. Dziwnym zbiegiem okoliczności, na fali opozycji wobec ówczesnej władzy, wielu integrowało się wokół nieistniejącego już dzisiaj (zapewne z respektu przed majestatem śmierci) portalu „Spieprzaj Dziadu”. Pamiętam, że to były czasy, gdy całkiem poważnie toczyłem już rozmowy o pracy w Londynie, bo chciałem uciekać z Polski przed rządami jedynie słusznej partii.
Ale śmierć powoli pochłania i nas.
Najpierw odszedł od nas Michał, student Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Następnie Artur, dziennikarz i poeta. Platforma blogowa, na której mieściły się nasze blogi (mój i Artura) także już nie istnieje, ale – o dziwo – ktoś zarchiwizował cały blog Artura i jest nadal dostępny.
W miniony piątek opuścił nas Jacek, znany bardziej jako Azrael Kubacki. Dzisiaj usunąłem sobie z telefonu jego numer. Numer, pod który nigdy nie zadzwoniłem. Dzwońcie do ludzi, których kochacie. Gdy naprawdę zapragniecie wykonać ten telefon, może już nikt nie odebrać.
Warto sobie dzisiaj przeczytać, co pisał Jacek na swoim blogu i na kilku portalach internetowych (odwiedźcie także kanał Jacka na YouTubie) bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej, w kwietniu 2010 roku. Przewidział wtedy wiele rzeczy, które naprawdę nie powinny się były zdarzyć, a jednak się zdarzyły.