Już jutro zaczynam doroczny cykl powtórek wpisów sylwestrowych z noworocznymi życzeniami, których kulminacją będzie w Sylwestra tego roku premiera wpisu o Wiktorze. Zanim jednak przejdziemy do życzeń noworocznych, wypada złożyć te świąteczne. Z memów przesyłanych w życzeniach na portalach społecznościowych w tym roku najbardziej spodobał mi się poniższy.
Cieszę się, że taki punkt widzenia zaczyna się w końcu przebijać do świadomości Polaków. We wrześniu 2015 zrobiłem naprędce demota i wrzuciłem go do sieci. Życzę Wam wszystkim, by nigdy nie przegoniono Was od stołu, oraz byście Wy sami nie przegonili nikogo myślą, mową, uczynkiem czy zaniedbaniem…
Plik z obrazem Vittore Carpaccio „Ucieczka do Egiptu” jest powszechnie dostępny w internecie z licencją Creative Commons.
Mikołaj z przerażeniem patrzy, jak Albert, lekko pod wpływem chmielowego trunku, biegnie w jego kierunku, nieco koślawo i niezdarnie, i z całym impetem skacze mu na kolana. Przed Mikołajem trudne zadanie, musi poradzić sobie z dzieckiem, które – pytane o paciorek – pokazuje „pa pa”, więc trzeba je przez jakiś czas potrzymać na kolanach i utemperować jego zapał i entuzjazm, zanim wręczy mu się świąteczną paczkę. A przecież to dziecko waży sporo, chyba nawet trochę więcej niż sam Mikołaj, wyjątkowo jakiś chudy… Pewnie przez stresy.
Dwudziestoczteroletni Albert zdaje się być najszczęśliwszym czterolatkiem na świecie, Paweł chichra się jak opętany, podczas gdy Sandra i Sylwia, podobno przez jakąś traumę z dzieciństwa, ukrywają się przed Świętym w drugim pokoju.
Mija kilka miesięcy i jestem w jakimś dołku. Przygnieciony problemami dorosłych, zaczynam się zachowywać irracjonalnie, infantylnie nawet. Albert patrzy na mnie zdziwiony i mówi: „Daj spokój, nie masz już pięć lat. Wiesz, jak jest.”
Jak oni szybko dorastają, myślę sobie. Wkrótce wszyscy mnie przerosną.
W Nowym Roku bądźcie wszyscy dziećmi, gdy tylko nadarzy się okazja. A kiedy będzie potrzeba, miejcie w sobie dojrzałość zgodnie z potrzebą chwili. I miejcie kogoś takiego, jak Albert. Z nim jesteście jak Batman z Supermanem. Jednego dnia bawicie się z brzdącami w chowanego, drugiego – ryzykując życie – pokonujecie razem Jokera, Doktora Xa-Du, Dartha Vadera, Lorda Voldemorta i inne najpotworniejsze szelmy tego świata.
Albertowi i Sandrze – ze szczególnymi podziękowaniami. Nie sposób by było sobie Was wymarzyć. Wszystkiego najlepszego, całej Waszej Trójce!
Ten wpis ukazał się po raz pierwszy w Sylwestra 2015 i jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki: – w Sylwestra 2012, o Łukaszu; – w Sylwestra 2013, o Pawle; – w Sylwestra 2014, o Tomku; – w Sylwestra 2015, o Albercie (niniejszy wpis); – w Sylwestra 2016, o Dominiku; – w Sylwestra 2017, o Michale; – w Sylwestra 2018, o Wiktorze; – w Sylwestra 2019, o Adamie; – w Sylwestra 2020, o Maksymilianie; – w Sylwestra 2021, o Przemysławie; – w Sylwestra 2022, o Małgorzacie; – w Sylwestra 2023, o Sylwestrze; wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami. W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.
W marcu 1954 Józef Cyrankiewicz groził temu, kto ośmieli się podnieść rękę na władzę ludową, odrąbaniem jej. Gdy słucham wypowiedzi obecnej władzy i parlamentarzystów, nie jestem pewien, czyj język cechuje większa doza barbarzyństwa. Gdy bowiem zobaczyłem na własne oczy, że poseł Paweł Kukiz publicznie zwraca się do mnie i wielu moich znajomych słowami „Jak ja was kurwy nienawidzę” (cytat dosłowny), trudno mi było uwierzyć, że tak się naprawdę stało.
Do obelg ze strony Jarosława Kaczyńskiego niejako już przywykłem. Że jestem Polakiem najgorszego sortu, komunistą i złodziejem, współpracownikiem gestapo, że mordowałem (ja i moi rodzice) Polaków, nic z ust Pana Prezesa już mnie chyba nie zaskoczy. Co więcej, jego maniera obrażania wszystkich na wszelkie możliwe sposoby przez wielu traktowana jest już z przymrużeniem oka, o czym świadczy chyba dobitnie chociażby stale rosnąca na Allegro liczba aukcji z gadżetami „najgorszego sortu” – koszulki, kubki, magnesy na lodówkę, naszyjniki, przypinki…
Poziom dyskusji publicznej jest żenujący i nie pozostaje to bez wpływu na język i środki wyrazu, jakimi posługują się przeciętni Polacy. Nie podobały mi się na jednej z sobotnich demonstracji antyrządowych dzieci z transparentem przedstawiającym strzelbę wycelowaną w kaczkę, ale prawdziwy martwy lis obnoszony przez uczestników demonstracji prorządowej w ubiegłą niedzielę był w co najmniej równym stopniu szokujący.
Na szczęście Polacy oglądają jeszcze mecze siatkówki i piłki nożnej, chodzą na spacery, do teatru i do kina (nie tylko na premierę kolejnej części „Gwiezdnych Wojen”). Gdyby oglądali wyłącznie przekazy z Sejmu, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Pałacu Prezydenckiego, przy niejednym wigilijnym stole mogliby sobie wzajemnie poodrąbywać ręce albo głowy…
„Jak zostanę politykiem, to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato”. Tak powiedział niegdyś Paweł Kukiz, w niewybrednych słowach. Jeśli ktoś z czytelników spotka go w najbliższym czasie, proszę go ode mnie… pogłaskać po głowie. Spokojnych Świąt i normalnego Nowego Roku.
Z mediów anglojęzycznych można się w świątecznym sezonie dowiedzieć sporo o nowej modzie w przydomowych ogródkach. Od morza do morza miłośnicy Apokalipsy Z i całej lawiny książek, seriali i filmów pełnometrażowych o „żywych trupach”, stawiają przy domach bożonarodzeniowe szopki, w których miejsce Świętej Rodziny, Trzech Króli i reszty typowych bohaterów zajmują mniej lub bardziej straszni „nieumarli”.
W Krakowie, w którym tradycja szopek sięga niepamiętnych czasów, i w którym szopki też nie zawsze są konwencjonalne, a większość z nich w ogóle nie przypomina wiejskiego budynku gospodarczego ze strzechą, żłobem i sianem, warto pomyśleć nad tym, czy tego rodzaju pomysł nie pozwala nieco zaoszczędzić. W jednym z krakowskich sklepów pierwsze, nieśmiałe dekoracje związane z Bożym Narodzeniem, widziałem w tym roku już pod koniec października. Szopka z zombi pasuje do wystroju sklepu od Halloween aż po Trzech Króli.
Inna sprawa, czy to by nie wzbudziło kontrowersji. W takim Ohio były protesty. W Krakowie pewnie też nie wszystkim podobałby się Zombi Jezus.
Radosnego biesiadowania przy stole pełnym serdecznych, mówiących ludzkim głosem kompanów, nawet jeśli są innego gatunku, dla wszystkich moich bliskich, dalszych i całkiem mi dalekich. Jak widać na załączonym obrazku, wszystko jest możliwe, nie tylko w święta.
Serdecznie dziękuję wszystkim tym, którym w kończącym się roku zawdzięczałem uśmiech na twarzy albo podniesione ciśnienie, ściskam mocno tych, którzy przeze mnie płakali lub klęli oraz tych, którzy choć raz pomyśleli o mnie ciepło. Tak czy inaczej, na dobre czy na złe, uczyniliśmy swoje życie barwniejszym i ciekawszym.
Pomyślności.
W moim rodzinnym domu nigdy nie zaczynało się wigilii od czytania z ewangelii i nie łamało się opłatkiem. Opłatek był, zresztą zawsze mi bardzo smakował, ale życzenia były ogólne, bez oklepanych frazesów i pustych słów. Może dlatego nie przepadam za sytuacjami w szkole, w których robi się to, co podobno zwykło się robić w każdym domu, czyli wszyscy wszystkich całują i powtarzają sobie wzajemnie jedno i to samo, popełniając przy tym czasami jakiś nietakt (na przykład życząc wszystkiego dobrego i zadowolenia z męża koleżance, która właśnie owdowiała).
Wielu ludzi nie lubi świąt i uważa, że to okres obłudy i fałszywych min. Jeśli jednak należysz do tych, którym święta wychodzą bokiem, i którzy woleliby się zapaść pod ziemię niż siąść do świątecznej kolacji, zawsze można się pocieszyć, że nie jest aż tak żenująco, jak na wigilijnym poczęstunku dla bezdomnych w Radomiu, na którym to mieszkańcy miasta w trymiga rozkradli wszystko, co było na stołach. To w naszej rodzinie nie jest chyba aż tak źle, co?
Kto powiedział, że na choince, zamiast lampek produkcji chińskiej albo zamiast tradycyjnych świeczek, nie można powiesić świecy zapłonowej, termostatu, łożyska, tłoka, filtru oleju, klucza albo śruby? Można, zwłaszcza jeśli choinkę ubierają mechanicy.
Na choince mechaników nawet zardzewiałemu łańcuchowi trudno odmówić uroku, a pod choinką nie brak prezentów…
Od paru dni otoczony barejowskim misiem bożonarodzeniowym poczułem ulgę, gdy leżąc w pierwszy dzień świąt w wannie puściłem sobie BBC 4 i usłyszałem, że nie wszyscy i nie wszędzie „dostali misia”. Święta przyjemna i piękna rzecz, ale z niedowierzaniem czytałem niektóre SMS-y z życzeniami od osób, które nie chodzą do kościoła i znają mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że ja również nie chodzę, a mimo to życzą mi „darów od Jezuska nowonarodzonego”. Zdumiałem się również tuż przed kąpielą, gdy telewizyjne „Fakty” na TVN-ie dostarczyły mi wiadomości z kurii i episkopatu w hurtowych ilościach, ale na szczęście brytyjskie radio i aromatyczne sole do kąpieli ukoiły mnie i przywróciły mi nastrój prawdziwie świąteczny, bez prymasa w złotym ornacie straszącego polityką z ołtarza, bez żadnego innego misia. Ciepło, rodzinnie, świątecznie. Normalnie. Szkoda, że trzeba w tym celu włączyć brytyjskie radio przez internet. Przy okazji, dziękuję wszystkim, którzy o mnie pamiętali w te święta, nie tylko tym, których życzenia były głęboko przemyślane i płynęły z głębi serca. Wyjątkowo mocno ściskam Renatę, Synków i Leszka. Każdemu należy się po gwiazdce z nieba.
Za sprawą Dawida – wyjątkowego człowieka – najmłodziej wyglądającego ojca na świecie, w dodatku ojca własnej siostry, wpadłem na bardzo ciekawe zjawisko w sieci, a ściślej na portalu YouTube. Zapaleńcy nagrywają mianowicie nowe wersje starych przebojów, w których oryginalny tekst piosenek podmieniają na tekst opisujący – bywa, że bardzo szyderczo – to, co dzieje się na teledysku. Wszystko zaczęło się od Last Christmas, ale moja dalsza fascynacja tymi „dosłownymi wersjami” chyba chwilę jeszcze potrwa, bo sukbsrybowałem właśnie listę odtwarzania, na której jest już 88 takich filmów. Co ciekawe, mam wrażenie, że to dobry sposób nauki angielskiego na święta i ferie zimowe – bezstresowo, podświadomie i ze świątecznym „jajem”. Jeden z finalistów ostatniego konkursu zaproponował, żebyśmy nagrali wspólnie w większej grupie We Are The World, tak właśnie dla jaj, dla potomności. Oglądając tak przerobione teledyski z lat osiemdziesiątych nie sposób się nie zgodzić z chętnym do śpiewania z nami Łukaszem, który uznał, że ten tytuł będzie „a little gay”. Mamy też jednak parę innych pomysłów i jeśli ktoś ma ochotę pośpiewać i nagrać z nami, niech napisze. Wierzę głęboko, że Mateusz z Magdą do nas dołączą. Jeśli nawet będziemy na naszym filmie bardzo śmieszni, to i tak będziemy w doborowym towarzystwie, wystarczy popatrzeć na Bonnie Tyler w Total Eclipse of the Heart. Najlepszy jest ten fragment, gdy piosenkarka szuka klucza do toalety.
Te groźnie wyglądające dwumetrowe drągi z założonymi rękami, które nie zechciały usiąść podczas szkolnych jasełek i obserwowały wszystko czujnym wzrokiem z góry i od tyłu, to czwarta mechanika, a raczej jakieś jej resztki, które wytrwały tego dnia do końca. Straszne chłopaki, ale moje ukochane. Na święta dziś takie przesłanie z myślą szczególnie o nich (Mateusz i Marcin powinni wiedzieć, czemu), ale także o Monie, która przypomniała mi święta w Sarajewie, o sześciu absolwentach, którzy chcieli wczoraj odwiedzić szkołę i zostali w dniu klasowych wigilii przepędzeni sprzed drzwi wejściowych, oraz o księdzu Marcinie, który wdał się w tak poważną dyskusję pod moim wpisem, że gimnazjalista Janek aż się dziwi, że stać na to ludzi dorosłych. Z myślą o Michale, który na czas łamania się opłatkiem i składania sobie życzeń wyszedł z klasy i siedział na korytarzu. Parafrazując słowa z debaty w telewizji Al-Jazeera 27 października, które wypowiedział Dhiyaa Al-Musawi, niech naszym wyborem będzie sadzenie jaśminu. Bez względu na okoliczności. A ideologiczny cholesterol niech nie zatyka arterii naszego sumienia. Sadźmy jaśmin. Wszyscy i wszędzie.