Przez ostatni tydzień we wszystkich grupach pierwszego stopnia, w których uczę, poprosiłem moich studentów o to, by w kilkuosobowych zespołach sformułowali listy dziesięciu największych zalet zdalnego studiowania, nie zważając na wady, bo i takie bez wątpienia istnieją. Jeden z zespołów sporządził listę składającą się z siedemnastu punktów, były zalety powtarzające się w większości zespołów, ale do ostatniego dnia zdarzały się też nowe, oryginalne pomysły. Część z tych zalet to bezdyskusyjne i poważne argumenty na rzecz studiowania przez internet, część ma charakter mniej lub bardziej dowcipny, ale i wówczas zdarza się, że łamią powszechnie panujące na ten temat stereotypy. Pozwolę sobie tutaj podsumować dzisiaj to, co usłyszałem od moich studentów przez miniony tydzień, uzupełniając przy tym mój wpis sprzed kilku miesięcy, w którym opisałem z punktu widzenia nauczyciela akademickiego, czego będzie mi brakować, kiedy wrócimy do nauczania stacjonarnego na kampusie (co niekoniecznie tak szybko się stanie). Podobnie jak wówczas, także i tym razem zastrzegam, że poniższe uwagi są charakterystyczne dla określonej grupy wiekowej – studentów pierwszego stopnia studiów (na drugim stopniu studiów stosunek do tej sprawy jest zupełnie inny) – i mogą być zupełnie nietrafne dla innych grup wiekowych, zwłaszcza dla dzieci.
Studiowanie online daje nam pewne niezaprzeczalne korzyści, które dla wszystkich były oczywiste i które trudno podważyć. Dotyczą one przede wszystkim kwestii ekonomicznych i zarządzania czasem. Studenci, którzy nie mieszkają w Krakowie, nie muszą tu wynajmować mieszkania ani płacić za akademik, co samo w sobie jest już olbrzymią oszczędnością dla kieszeni – czy to ich własnych, czy to ich rodziców. Żeby nie było rodzicom tak dobrze, powiedzmy sobie szczerze, że nauka zdalna oznacza, że można spokojnie żerować na rodzicach, bo mieszka się z nimi, mama nakarmi, upierze, uprasuje… Kilka miesięcy temu autentycznie widziałem, jak po nieudanych próbach odgonienia mamy pewien dwudziestolatek daje jej się podczas moich zajęć karmić łyżeczką. Ten przykład jest może lekko patologiczny, ale nie da się ukryć, że studiując przez internet większość studentów spędza więcej czasu z rodziną i z bliskimi. Jedna z grup stwierdziła także, że jest mniej okazji do konfliktów i bójek, co trochę mnie zaskoczyło, ale zdecydowałem się to przytoczyć.
Nie trzeba podróżować na uczelnię, dzięki czemu oszczędza się i pieniądze, i czas. Nie wydajesz na paliwo ani na bilet miesięczny (nie wiedzieć czemu nikt nie wspomniał o jednorazowych), możesz się wyspać, bo wystarczy zerwać się z łóżka na pięć minut przed zajęciami, podczas gdy przed pandemią wielu studentom dojazd na uczelnię w godzinach porannych zajmował nawet półtorej godziny. Pamiętam, jak niektórzy studenci drugiego roku pojazdów samochodowych, którzy teraz wpadają na angielski w poniedziałek o 7:30 w ostatniej chwili i bywa, że jeszcze się na początku angielskiego ubierają, przyjeżdżali na Wydział kwadrans przed siódmą, by zdążyć przed korkami, przez które by się spóźnili, gdyby wyjechali z domu chwilę później. Tym samym na zajęcia przez internet mało kto się spóźnia, zresztą frekwencja w ogóle jest lepsza. Na zajęcia przez internet można przecież przyjść nawet leżąc w łóżku, nawet z gorączką, jeśli tylko ma się ochotę i czuje się na siłach.
Plan zajęć na uczelni pełen jest zwykle różnego rodzaju okienek. Jeżdżąc na Wydział, student marnuje mnóstwo czasu siedząc bezczynnie w przerwach między zajęciami. Pewnie, mógłby iść do biblioteki czy zrobić coś innego, a równie pożytecznego, w praktyce jednak większość tego czasu przepada. Trzygodzinna przerwa między zajęciami spędzona w domu nigdy nie jest zmarnowana. Ba, niektórzy twierdzą, że spędzając tak dużo czasu w domu są w stanie bardziej zadbać o porządek w swoim pokoju, pomóc w różnych domowych obowiązkach, zrobić coś pożytecznego.
Studia przez internet pozwalają się uczyć we własnym tempie. Materiały są dostępne przez całą dobę, profesorowie chętniej się nimi dzielą, sprawozdania można oddawać nie zważając na to, w jaki dzień tygodnia i o której godzinie prowadzący jest dostępny w swoim gabinecie. Wyniki testów składających się z zadań zamkniętych są przeważnie dostępne natychmiast po przesłaniu odpowiedzi, nie trzeba czekać na ich sprawdzenie przez prowadzącego, w dodatku nie trzeba się martwić, że prowadzący zgubi nasze testy, co przecież też się studentom zdarzało. Łatwiej jest sprawdzić, kiedy profesor jest dostępny, łatwiej jest się z nim skontaktować (w większości przypadków).
Ponieważ na przytłaczającej większości zajęć nie włącza się kamer, nie ma czegoś takiego jak dress code, na zajęcia można się ubrać tak, jak nam jest wygodnie, można się na nie zresztą w ogóle nie ubrać i też nikt nie zauważy. Nie trzeba dbać o makijaż, fryzurę, nie trzeba się golić. Ba, nawet na tych zajęciach, na których prowadzący wymaga włączenia kamery, można zawsze użyć np. aplikacji, o której pisałem już dwukrotnie we wpisach o wizycie Elona Muska i Billa Gatesa na angielskim w moich grupach, a ona już zadba o to, by prowadzącemu wydawało się, że siedzimy grzecznie przy komputerze ubrani, uczesani, ogoleni i z umytymi ząbkami. Niektórzy studenci zresztą nie przejmują się nawet włączoną kamerą, więc właściwie nie dziwi mnie już brak spodni na zajęciach, zwłaszcza odkąd jedna z moich studentek postanowiła sobie podczas zajęć obciąć paznokcie. Naturalne jest oczywiście to, że na zajęciach można w dowolnej chwili jeść, pić (w tym alkohol), palić (nie tylko papierosy), a w łóżku można leżeć niekoniecznie samemu. Ba, będąc w łóżku z kimś, można nie tylko leżeć. Można także się przespać (w każdym tego słowa znaczeniu).
Część studentów uważa, że nauka przez internet ułatwia dbanie o zdrowy styl życia, w szczególności stosowanie zdrowej diety. Po pierwsze, podczas większości zajęć online można bez problemu przygotowywać posiłki, więc zamiast fast foodów zjadanych w pośpiechu między zajęciami na Wydziale, można sobie pozwolić na staranny dobór świeżych, wartościowych składników do przemyślanych, zbilansowanych, smacznych posiłków. Co więcej, można sobie bez problemu poradzić ze spożywaniem tych posiłków w regularnych przedziałach czasu, o odpowiedniej porze, co podczas zajęć na kampusie bywa bardzo trudne. Pozostając przy pozytywnym wpływie na styl życia, niektórzy studenci twierdzą, że znużenie spowodowane czasem spędzanym przed ekranem powoduje, że w czasie wolnym przestają bez przerwy korzystać ze smartfonów, znajdują sobie nowe hobby, decydują się na uprawianie sportu… Próbują czegoś nowego, byle w czasie wolnym nie siedzieć już przed komputerem.
Studiując przez internet dużo łatwiej jest pójść na wagary. Na niektórych zajęciach wystarczy się zalogować i udawać, że jest się obecnym, niektóre zajęcia bywa, że trwają krócej, niż powinny. Ale nawet gdyby wszystko odbywało się tak, jak należy, nawet studenci, którzy chcą skorzystać z wykładów w całości, mogą to zrobić na swoich warunkach, dostosowując to do swoich możliwości i godząc to z innymi swoimi zobowiązaniami czy zainteresowaniami. Chociaż nie wolno legalnie rejestrować zajęć, większość z nich jest nagrywana, więc można sobie odtworzyć wykład o dowolnej porze, można też zwiększyć tempo jego odtwarzania, jeśli zdający mówi wolniej niż nasza percepcja jest w stanie wchłonąć przekazywane treści. Nie trzeba robić notatek, bo można przeważnie zrobić zrzut ekranowy ważnych notatek czy ekranów prezentowanych przez prowadzącego. Niektórzy studenci podkreślają, że od trzech semestrów praktycznie nie używają papieru, przez co – ich zdaniem – są bardziej przyjaźni dla środowiska. Przy okazji, wspomniany wcześniej brak konieczności podróżowania na Wydział i z powrotem, bywa że więcej niż raz dziennie, także ma wymiar ekologiczny.
Jeśli prowadzący nagle nas o coś zapyta na zajęciach, bardzo łatwo jest udać, że ma się problemy techniczne. Nie działa mikrofon, kamera, internet, jest tysiące przeszkód. Część prowadzących jest wystarczająco naiwna, by uwierzyć w te wszystkie opowieści, a jeśli nawet nie wierzy, nie ma żadnego sposobu, by udowodnić, że student próbuje ich oszukać. Istnieją bardzo wyrafinowane narzędzia służące do oszukiwania prowadzących pod tym względem. Można sobie na przykład zainstalować aplikację, która będzie przydzielała zdefiniowane przedziały przepustowości poszczególnym aplikacjom. I tak na przykład będzie można grać w grę komputerową online bez żadnych przeszkód, a jednocześnie Zoom będzie miał problemy z łączem internetowym. W niektórych platformach można dość łatwo oszukać nauczyciela prostym zabiegiem, polegającym na zmianie swojej nazwy użytkownika na „Reconnecting…”. Niektórzy prowadzący dają się w ten sposób nabrać.
Jeśli chodzi o gry komputerowe, warto zwrócić uwagę na to, że dla części studentów możliwość grania podczas zajęć nie wyklucza wcale aktywnego udziału w tychże zajęciach. Niektórzy twierdzą, że jest im się łatwiej skupić na wykładzie, jeśli mogą podzielić swoją uwagę i jedną półkulą mózgu grać, a drugą słuchać wykładu. To samo dotyczy słuchania muzyki. Efektywność nauki poprawia także i to, że siedzi się w wygodnym fotelu komputerowym w domu, a nie na jakimś koślawym krzesełku z PRL-u. W każdej chwili można też pójść do ubikacji i wcale nie wyklucza to uważania na zajęciach, a nawet brania w nich aktywnego udziału.
Do zajęć mamy dostęp (i możemy je prowadzić, nawiasem mówiąc) z każdego zakątka świata. Można jechać w odwiedziny do babci i tam uczestniczyć w zajęciach. Wyjechać nad morze, w góry, na wyspę na Morzu Śródziemnym, a nadal uczestniczyć w zajęciach. Mam studentów, którzy podczas nauczania zdalnego nie mieszkają ani w Krakowie, ani w swoich rodzinnych miejscowościach, tylko np. w Hiszpanii, Holandii czy Szwecji. Część studentów z Ukrainy i Białorusi mieszka w akademikach, część wróciła do domu.
Większość studentów mówi, że łatwiej jest zaliczyć testy i zdać egzaminy, aczkolwiek wskazują tutaj różne powody. Część z nich przyznaje wprost, że łatwiej jest ściągać, odpowiedzi na źle postawione pytania łatwo jest znaleźć po prostu w internecie, część prowadzących układa głównie testy wielokrotnego wyboru, w których dystraktory są w tak oczywisty sposób złe, że nie sposób je wybrać. Do tego dochodzi oczywiście współpraca między studentami na innej platformie aniżeli ta, na której odbywa się test. Na przykład studenci przystępują do testu na Moodle’u, a jednocześnie pomagają sobie wzajemnie go rozwiązać pozostając w kontakcie przez Discord. Co więcej, studenci uświadomili mi coś bardzo oczywistego, nie wiem, czemu nie zdawałem sobie z tego wcześniej sprawy. Mianowicie, jeżeli próbujemy im utrudnić wykonanie testu poprzez ustawienie losowej kolejności pytań, w rzeczywistości ułatwiamy im zadanie. Każdemu losuje się inne pytanie jako pierwsze, a tym samym po przystąpieniu do pierwszego pytania testu grupa ma już całą pulę wszystkich pytań i wystarczy, że każdy rozwiąże jedno pytanie, a tym samym cała grupa ma wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania. Łatwiejsza współpraca między studentami za pośrednictwem Discorda czy innych narzędzi nie musi wcale być wątpliwa etycznie. Niektórzy podkreślają, że wspólna praca nad projektami i zadaniami pomaga im się uczyć i rozwija ich bardziej niż praca samodzielna.
Jeśli nauczyciel – czy to dla uatrakcyjnienia wizualnie swojego kursu, czy to dla stworzenia jakiegoś rodzaju zadania, którego wykonanie w Moodlu jest niemożliwe albo wymaga specjalistycznej wiedzy – korzysta z jednej w z wielu dostępnych platform pozwalających na tworzenie interaktywnych, multimedialnych ćwiczeń, student ma opcję zrobić te ćwiczenia uczciwie i z pożytkiem dla siebie, ale może też znaleźć na Githubie skrypt, który tego rodzaju ćwiczenia rozwiązuje za niego. Wystarczy pobrać i uruchomić.
Same zajęcia są też nieco łatwiejsze do zniesienia, na przykład podobno nie ma w ogóle tak zwanych wejściówek, czyli szybkich testów czy sprawdzianów na początku zajęć. Nauczyciele (a przynajmniej część nauczycieli) są bardziej pobłażliwi w egzekwowaniu obecności, punktualności i aktywności na zajęciach. Przeważnie zgadzają się też przedłużyć termin wykonania zadania lub oddania projektu. Dużo łatwiej jest także studiować dwa kierunki równocześnie, także na różnych uczelniach.
Część studentów podkreśla, że studia przez internet są prawdziwą szkołą życia i przygotowują do wyzwań, które ich czekają w życiu zawodowym. Wielu z nich będzie w przyszłości pracować zdalnie, przynajmniej częściowo, więc doświadczenie tego rodzaju jest dla nich bardzo przydatne i to zarówno dzięki możliwości poznania narzędzi (tak sprzętu, jak i oprogramowania), ale także nabycia pewnych nawyków i umiejętności przydatnych w telepracy. Zdalne studia uczą samodyscypliny, nikt nie stoi nad tobą i nie pilnuje, byś rzetelnie pracował, musisz się sam do tego zmusić i stale to kontrolować. Kształtuje to też samodzielność i niezależność, uczy organizowania się w efektywny sposób. Lepsze zarządzanie czasem i to, że w ogóle ma się więcej czasu, nie oznaczają koniecznie, że ten czas musi być przeznaczony na rozpustę czy swawolę. Można poświęcić go na pracę nad samym sobą, można także nawiązać lepszą więź z Bogiem.
Generalnie rzecz biorąc, łatwiej jest pogodzić pracę i studia. Można studiować, będąc w pracy. Tak jak podczas wykładu można kosić trawę, opróżniać szambo czy robić zakupy, tak nawet podczas ćwiczeń, na których prowadzący wymaga włączenia kamery, można siedzieć w słuchawkach przed komputerem i kodzić, jednocześnie sprawiając wrażenie, że pilnie się uczy przez całe ranki (popołudnia i wieczory).
Studenci pierwszego roku podkreślają, że jest im o wiele łatwiej zaliczyć WF. Mają niespotykany wcześniej wybór aktywności do zdeklarowania, a nauczyciel wychowania fizycznego rozlicza ich z nich na podstawie śledzenia tej aktywności przy użyciu dedykowanej aplikacji. Kto chce, decyduje się po prostu na długie spacery. Inni uprawiają jogging, pływają, można też zdecydować się na różnego rodzaju sporty i gry, także zespołowe, możliwości są praktycznie nieograniczone, a pożytek z tego jest chyba większy niż wówczas, gdy przed pandemią forma zajęć bywała narzucana.
Część studentów mówi, że dzięki nauce przez internet czują się bezpieczniejsi. Ponoszą mniejsze ryzyko infekcji nie tylko COVID-19, ale także innymi chorobami. Nie dźwigają ze sobą książek, zeszytów i laptopów, nie nadwyrężają kręgosłupów. Jeśli jesteś nieśmiały, łatwiej jest się odezwać podczas zajęć, gdy zajęcia są przez internet. Jeśli nie masz ochoty udzielać się towarzysko, nie musisz. Ba, nikt tego nawet nie zauważy. Podobnie jak nikt nie zauważy, że jesteś dziwakiem, co w normalnych warunkach nie umknęłoby uwadze reszcie roku. Łatwiej jest także unikać kontaktu z ludźmi, których wolimy nie spotykać na naszej drodze. Jeśli lubisz swojego kota albo psa, możesz go trzymać na kolanach i głaskać podczas zajęć.
Konieczność przestawienia się na naukę online wymusiła rozwój umiejętności komputerowych u studentów i nauczycieli, zmodernizowała cały system edukacji w zupełnie nieoczekiwanym tempie, nie stałoby się to, gdyby nie pandemia. Przed studentami i profesorami otworzyły się drzwi, które inaczej pozostałyby zamknięte. Developerzy udostępniają swoje aplikacje na preferencyjnych warunkach, dość powszechne jest udostępnianie licencji na profesjonalne oprogramowanie za darmo na czas pandemii, a przynajmniej ograniczenie restrykcji nakładanych na darmową wersję oprogramowania. Wiele osób, tak studentów jak i nauczycieli akademickich, dokonało znaczących inwestycji w swój warsztat pracy. Komputery, kamery, mikrofony, szerokopasmowe łącza internetowe. Poznaliśmy całe mnóstwo narzędzi i platform, o których nie mielibyśmy pojęcia, gdyby nie pandemia.
W kilku grupach, niezależnie od siebie, pojawił się argument, że podczas zajęć można w każdej chwili wyskoczyć przez okno, jeśli nam tylko przyjdzie na to ochota. Nie wiem, na ile to był poważny argument.
Studenci pozytywnie postrzegają to, co na początku pandemii wydawało nam się być zmorą nauczania zdalnego. Mówią, że wpadki, które zdarzają się na zajęciach i wyciekają do internetu, stają się memami i bawią ludzi, a w końcu to dobrze, gdy ludzie mają się z czego śmiać. To jeden z memów ze mną, z moich zajęć.