Przecena

Po śmierci Józefa Glempa rzuciła mi się w oczy przecena (a może promocja) książki mu poświęconej w księgarni w pasażu Carrefoura. Czytam wspomnienia hierarchów, dziennikarzy i polityków o zmarłym prymasie seniorze i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie tylko książki, ale także słowa tracą w przedziwny sposób na wartości. Dowiaduję się nagle, że prymas Glemp był człowiekiem dialogu, cechowały go otwartość na ludzi i ich problemy, umiejętność słuchania, rozwaga i mądrość.
Jakoś inaczej zapamiętałem prymasa. Nie był szczególnie istotną osobą w moim życiu, ale wspomniałem o nim na blogu dwukrotnie: na marginesie komentarza do wypowiedzi biskupa Życińskiego o krzyżach w lubelskim liceum i pisząc o pogrzebie prezydenta Kaczorowskiego (jak się później okazało, był to w rzeczywistości pogrzeb innej osoby). W latach dziewięćdziesiątych kilka homilii Józefa Glempa wygłoszonych z jasnogórskiego „szczytu” zalazło mi za skórę niezwykle głęboko i zraziło mnie bardzo do polskiego kościoła katolickiego. Ale nie mam tego prymasowi za złe. Niech spoczywa w pokoju. To, co pod Jasną Górą dzieje się współcześnie, jest dużo gorsze i budzi u mnie większą niechęć. Jednakże – zamiast się niepotrzebnie unosić – tak o prymasie, jak o „kibicach”, wypada dziś jedynie pomilczeć.

Lot nad kukułczym gniazdem (z pochodniami)

Podczas spaceru po aspirynę na stację benzynową zaintrygował mnie powieszony w przejściu podziemnym plakat. Czy da się zorganizować w Bazylice Jasnogórskiej koncert bez wiedzy władz klasztoru? Czy da się odprawić mszę inicjującą wyjście z pochodniami na miasto w Kaplicy Cudownego Obrazu bez oficjalnego zamówienia takiej intencji w furcie? I czy można sobie dowolnie nazwać jakieś miejsce w Częstochowie wymyśloną przez siebie nazwą, nie konsultując tego z nikim i nie przeprowadzając stosownej procedury w Radzie Miasta?
Jeśli nie można, to odetchnę z ulgą, a stopień opętania zwolenników teorii spiskowych wydaje się usprawiedliwiać wszystko, co wypisują na swoich ulotkach i ogłoszeniach, natomiast ich dywagacje i insynuacje mogłyby się stać przedmiotem rozważań nie tyle prokuratury, co psychiatrów. Mam nadzieję, że – jeśli nawet w bazylice odbędzie się jakiś koncert związany z drugą rocznicą katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem – nie przyświeca mu idea ta sama, co organizatorom marszu. Jeśli nawet ktoś zamówił mszę w kaplicy w związku z tą rocznicą, to podczas tej mszy nie będzie się szerzyć nienawiści, nieufności i teorii spiskowych.
Jeśli by z kolei Ojcowie Paulini oficjalnie błogosławili takim wątpliwym moralnie imprezom, to trzeba by się poważnie zastanowić nad celowością chodzenia na pielgrzymki na Jasną Górę i jeżdżenia tam na wycieczki szkolne.

Nie zohydzić historii

Informację z „Gazety Wyborczej” o Grobie Pańskim na Jasnej Górze przyjąłem z takim niedowierzaniem, że nie wytrzymałem i przeszedłem się sam zobaczyć, czy to prawda, czy paskudna insynuacja złowrogiej, antypolskiej gazety, która rzuca oszczerstwa pod adresem kościoła. Galeria zdjęć wyglądała wprawdzie dość wiarygodnie, ale nie chciało mi się jakoś wierzyć, że w jednym z największych katolickich sanktuariów w Polsce urządzono sobie szopkę z symbolicznej dekoracji wielkopiątkowej i poświęcono tę dekorację pamięci katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem w ubiegłym roku, w której to zginął polski prezydent z małżonką i blisko setka innych osób, podążających na uroczystości rocznicowe do Katynia. Wydawało mi się niemożliwe, że ktoś celowo rozstawił w kaplicy cudownego obrazu dziewięćdziesiąt sześć drewnianych krzyży, a przykryte ciało Jezusa umieścił na instalacji składającej się z wielometrowej wstęgi polskiej flagi oraz czarnej folii, mającej się kojarzyć z tą, na której układano nosze z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej. Wśród innych elementów umieszczono też brzozy, o które zawadził prezydencki samolot, a także świece mające przypominać żałobę Polaków na Krakowskim Przedmieściu.
Na Jasnej Górze na własne oczy, ale z równym niedowierzaniem, patrzyłem na niezrozumiałe dla mnie pomieszanie religii z polityką. O ile miałem jeszcze jakąś nadzieję, że smoleńska interpretacja „Gazety” to pomyłka, moje wątpliwości rozwiały billboardy zawieszone na dziedzińcu przed kaplicą, na których umieszczono podpisane zdjęcia wszystkich ofiar wypadku sprzed ponad roku.

Zastanawiam się, na ile ta instalacja szanuje pamięć osób, które zginęły w katastrofie, a były ateistami, feministkami, kontestowały katolicki światopogląd. Czy ustawianie im krzyży przysłaniających ołtarz z cudownym obrazem nie jest przywłaszczaniem sobie ich śmierci do własnych celów? Zastanawiam się, jak należy właściwie rozumieć ułożenie ciała Chrystusa na biało-czerwonej fladze.
To, że kościół katolicki w Polsce zdaje się coraz bardziej kościołem jednej opcji politycznej, w sumie niewiele mnie obchodzi. To, że zamyka się na ludzi, którzy szukają w nim bardziej intelektualnej refleksji nad pierwotnymi i uniwersalnymi znakami chrześcijaństwa, to też nie mój problem. Czuję się jednak odpowiedzialny za coś innego: co zrobić, by pamięć o tym tragicznym wydarzeniu przetrwała i nie została zawłaszczona przez radykalne skrzydło narodowo – katolickie? Jak sprawić, by przyszłe pokolenia wiedziały, że w prezydenckim samolocie zginęli ludzie wszystkich opcji politycznych i światopoglądowych, którzy umieli się jakoś dogadać i wsiąść na pokład jednego samolotu, i dla których kłócenie się bez końca o pierdoły, jakiego jesteśmy obecnie świadkami, byłoby nie do pomyślenia? Czy ci ludzie uwierzyliby, że w ich imieniu ktoś będzie odprawiał żenujące harce wokół krzyża albo licytował się o ilość i lokalizację pomników? Czy uwierzyliby, że ktoś im poświęci dekorację Grobu Pańskiego na Jasnej Górze?
Mnie Smoleńsk zupełnie już obrzydł i nie mogę o nim słuchać ani czytać. Nie tylko mnie, bo blokująca smoleńskie treści wtyczka do przeglądarek internetowych bije rekordy popularności. Będzie szkoda, jeśli ta nieprzerwana histeria i żałoba sprawi, że katastrofa smoleńska zostanie przez kogoś zawłaszczona i jej obraz w świadomości przyszłych historyków ulegnie zafałszowaniu. Pamiętajmy, że to byli normalni ludzie, i że wielkość tej tragedii polegała także na różnorodności ofiar. Niektórzy w sekundzie śmierci być może odmawiali różaniec, niektórzy – co akurat wiemy na pewno – krzyczeli „K…wa!”, ale nikt z nich nie chciałby chyba być przedmiotem nieskończonych targów politycznych.