W prawie wszystkich spotkaniach towarzyskich, a i w kontaktach służbowych, wychodzi ostatnio prędzej czy później temat rzekomej potwornej zapaści w systemie egzaminów zewnętrznych, miażdżącej ponoć w swoich wynikach kontroli NIK-u, a także krzywdzie, jaką komisje okręgowe, komisja centralna, ministerstwo i partia rządząca (a jakże) z zamysłem czynią biednym maturzystom i innym egzaminowanym. Leniwe, wredne urzędasy do spółki z egzaminatorami, których jedynym celem jest wyżycie się na biednych zdających i leczenie swoich kompleksów na ich cierpieniu, robią wszystko co mogą, by najwybitniejsi młodzi ludzie nie dostali się do wymarzonych liceów czy na upragnione studia.
Nic dziwnego, temat ostatnio bardzo modny. Patrząc na to okiem laika łatwo ulec zmanipulowaniu i uwierzyć w najgorsze brednie. W jednej z gazet przeczytałem dość nerwowy artykuł o krzywdzie, jaka ostatnio stała się dziewczynie, która uzyskała słaby wynik z matury z języka szwedzkiego, chociaż przecież wychowała się w Szwecji. Dziennikarz zapomniał sprawdzić, a może celowo zataił fakt, że matura z tego języka odbyła się ostatnio 10 lat temu. W innej gazecie przeczytałem dłuższy wywód na kilka szpalt o tym, jakie są konsekwencje stosowania zadań i arkuszy, które nie podlegają standaryzacji. Skąd jednak autor wziął wiedzę o tym, że arkusze standaryzowane nie są, nie wiadomo, wiedza ta jest – o ile mi wiadomo – mylna. Zabawne są też dywagacje o mitycznym „kluczu” podejmowane przez osoby, które nie mają pojęcia o tym, jak ocenianie wygląda.
System oceniania zewnętrznego nie jest idealny. Ale, co ciekawe, system ten ma z założenia się doskonalić. Gdy został stworzony, wbudowano w niego mechanizm stałej racjonalizacji. I od tamtej pory system poddawany jest stałej ewaluacji, a w oparciu o wnioski praktyczne ewoluuje ku lepszemu.
W histerii przeciwko ocenianiu zewnętrznemu niektórzy mają nawet odwagę postulować powrót do oceniania w szkole. Przypominam sobie wtedy swoją maturę i zastanawiam się, jak to możliwe, że zdałem z polskiego, chociaż miałem pisać o bohaterze romantycznym, a całą moją pracę poświęciłem Poświatowskiej, Bursie, Wojaczkowi i Hłasce. Ba, otrzymałem ocenę celującą! No tak, to była matura wewnętrzna, a ja byłem stypendystą Prezydenta Miasta w dziedzinie kultury i laureatem ogólnopolskiego konkursu poetyckiego. Nawet anonimowość naszych prac była tylko teoretyczna, a kryteria oceniania musiały być całkowicie umowne.
Gdy skończyliśmy pisać maturę z matematyki, pamiętam długą kolejkę przez całą salę, w której staliśmy, by oddać profesorowi owoce swojej pracy. W kolejce tej niejedno zadanie można było sobie sprawdzić, uzupełnić, poprawić. Profesor zaznaczał zielonym długopisem miejsca, w których nasze prace zawierały skreślenia i poprawki. Krążyły legendy o tym, że zaznaczał na zielono miejsca bez żadnych skreśleń, aby potem w tych miejscach samemu na niebiesko nanieść poprawki na naszą korzyść. W takiej samej kolejce na języku polskim czytałem wypracowania kilku koleżanek i kolegów, by wyłapać błędy ortograficzne (z tego akurat byłem dobry).
Od mojego przyjaciela marynarza, którego przy okazji pozdrawiam i gratuluję mu jako świeżo upieczonemu doktorowi nauk, dowiedziałem się niedawno, że na stronie swojego liceum ogólnokształcącego – wprawdzie w piątej setce, ale jednak – jestem umieszczony na liście wybitnych absolwentów. Sprawdziłem, faktycznie. Jestem wybitnym absolwentem II Liceum Ogólnokształcącego im. R. Traugutta w Częstochowie. Musiałem zrobić na kimś duże wrażenie, nie wiem tylko, czy lejąc wodę, czy ściągając, czy pomagając ściągać innym. Szkoły średniej nie wspominam źle, mam o niej dobre zdanie, nie raz pisałem tutaj o świetnych nauczycielach, którzy mnie uczyli, ale – szczerze powiedziawszy – procedury i kryteria oceniania zmieniły się od tamtych czasów nie do poznania. Zdecydowanie na lepsze.
Przy kawie, winie czy przy świecach, rozmawiajmy o miłości, radościach i problemach naszego codziennego życia. O ocenianiu zewnętrznym rozmawiam tylko z osobami, które najpierw obejrzą w całości poniższe filmy z Marcinem Smolikiem na konferencji OSKKO w Krakowie.