Czytamy martwych ludzi

DSC_0045

Kultowe miejsce, w którym spędziłem – między stołami i grzebiąc na półkach – niezliczone godziny.
Reklama widoczna na zdjęciu przykuła moją uwagę i uważam, że jest poruszająca, choć z tego, co widzę w internecie, budzi mieszane uczucia u osób, które ją zauważają. Po powrocie do domu zainstalowałem sobie nawet aplikację Głównej Księgarni Naukowej przy ulicy Podwale 6 w Krakowie, ale do samej księgarni… nie wszedłem. Nie żebym już w ogóle nie czytał, czytam chyba nawet więcej niż dawniej. Spieszyło mi się, poza tym od jakiegoś czasu nie wyobrażam sobie kupna książek inaczej niż przez internet, a i czytanie na urządzeniu, które mam akurat pod ręką, a synchronizuje się stale z innymi, eliminuje powoli z listy moich lektur zupełnie niewygodne pozycje papierowe, których urok – kryjący się choćby w magii wrażeń dotykowych i zapachowych – nadal jeszcze doceniam…
Bardzo się zmieniłem, bardzo zmienił się świat. W Głównej Księgarni Naukowej na Podwalu spędzałem długie godziny w czasach, gdy byłem w wieku moich obecnych studentów. Tych samych, którzy dziś stoją w kolejce do swego rodzaju filii GKN, sklepu papierniczego przy ulicy Szlak 50 (wejście od Warszawskiej), by wydrukować lekturkę, z którą idą na mój dyżur.
Gdy patrzę na ten skok w aplikacje mobilne, na jaki Główna Księgarnia Naukowa się zdecydowała, widzę, że firma się rozwija, myśli o przyszłości i za kilkanaście lat swoich setnych urodzin się chyba doczeka. Zastanawiam się, na ile ja się jeszcze staram nadążać za moimi studentami i czy zaszedłem cokolwiek do przodu od czasu, kiedy – w ich wieku – robiłem tłok między stołami i regałami na Podwalu 6. I czy jest sens liczyć na setne urodziny, jeśli nie próbuje się dotrzymywać tempa tym, którzy nas przeganiają. A jeśli nie da się już dotrzymywać tempa, to trzeba się chociaż starać nadążać za nimi wzrokiem…