W zamierzchłych czasach realnego socjalizmu pewien młody polonista podstępem zmusił szefostwo szkoły do zaakceptowania swojej inicjatywy i powołania uczniowskiego koła miłośników gór. Dyrektor długo był pomysłowi wysyłania młodzieży w Tatry przeciwny, bo to i niebezpieczne, i szkodliwe dla procesu dydaktycznego i systematyczności nauczania, ale gdy otrzymał – przy świadkach – prośbę o zgodę na udział młodzieży w Rajdzie Przyjaźni Szlakami Lenina, wszelki oręż wypadł mu z rąk i odtąd – nawet jeśli niezbyt szczerze – aktywnie wspierał imprezę i sam nakłaniał młodzież do udziału w niej.
Uczestnicy szkolnych rajdów faktycznie odwiedzali Poronin i wędrowali po tych samych górskich szlakach, którymi w latach 1913-1914 kroczył Władimir Iljicz Uljanow. Z zachowanych wspomnień różnych osób wiadomo, że Lenin rzeczywiście zwiedził większość szlaku turystycznego, wiodącego z Zakopanego przez Boczań, Halę Gąsienicową, Zawrat, Dolinę Pięciu Stawów Polskich i Opalone do Morskiego Oka, a stamtąd koło Wodogrzmotów oraz przez Polanę pod Wołoszynem, Rusinową Polanę, Wierchporoniec i Głodówkę na Bukowinę, skąd przez Dziadkówkę, Grzechów Wierch i Koślową Grapę do poronińskiego muzeum.
Historia szkolnych wycieczek pokazała, że dbając o diabelski ogarek, można i Panu Bogu zapalić świeczkę, bo jedna ze stałych uczestniczek rajdów właśnie na leninowskiej imprezie postanowiła wstąpić do zakonu, w którym do dzisiaj szczęśliwie spełnia swoje powołanie.
Dobrze, że są rzeczy wieczne, neutralne, ponad wszelkimi podziałami, tak jak Tatry, po których wędrowały autorytety wszelkiego pokroju i każdej epoki, a wszyscy – od Lenina po Jana Pawła II – doznawali tych samych wzruszeń. Dobrze, że na szkolnych wycieczkach w centrum uwagi są zawsze te same sprawy, te same ponadczasowe dowcipy, emocje i przygody, niezależnie od aktualnego ustroju lub mody ideologicznej.
I cóż za szczęśliwy mamy rok, że i 2 kwietnia, i 10 kwietnia, i 1 maja, a nawet 16 października wypadają w dni wolne od nauki.